wtorek, 24 stycznia 2012

Rozdział 35: "To tylko sen profesorze"


Dziękuję wszystkim za komentarze. Wybaczcie, że nie odpowiadam na każdy z nich, ale wszystkie je czytam ;)
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego dnia.
Jutro też pojawi się rano nowy rozdział.


Zdezorientowany, złotowłosy mężczyzna najpierw zerknął na ciało przyjaciela na podłodze, a dopiero później popatrzył się na trójkę Magów Mroku. Przez chwilę przyglądał się im w milczeniu, badając przy tym ich aury, a później rzucił na siebie silne zaklęcie ochronne (aby nie dostać też szoku. Przypominam, że Harry, Neville i Marco nadal mieli na sobie osłonę, która chroniła ich przed zbyt bliskim kontaktem z zabójczą dla nich magią światła).
- Kim jesteście? – zapytał bardzo poważnym głosem. Każdy z nich odpowiedział inaczej.
- Uczniem Hogwartu – stwierdził Książę Mroku.
- Zwyczajnym człowiekiem – oznajmił mu Potter.
- Lordem Voldemortem we własnej osobie – zażartował Longbottom.
- Ale zabawne – mruknął ironicznie nauczyciel. – Do tego, czym jesteście jeszcze wrócimy. A teraz mi lepiej powiedzcie co mu zro… - chciał zapytać, ale nie zdążył. Równocześnie w jego stronę poleciały trzy promienie. Dwa z nich były mrocznymi zaklęciami modyfikującymi pamięć, a ostatnie zaklęcie wprowadzało „drobne” zmiany w mózgu. Nie docenili jednak przeciwnika, który instynktownie wykonał skomplikowane salto w bok, a później zaatakował ich białą magią. Jednak ich było trzech i to jednych, z najlepszych w Mroczny Mieście, a on tylko jeden. I pewnie w ciągu kilku następnych minut udałoby im się go pokonać, obezwładnić i wykasować kłopotliwe wspomnienia z głowy, gdyby nie to, że nagle do klasy wpadł profesor Dumbledore i nauczycielka zielarstwa. Pojedynkujący się nie zdawali sobie sprawy, że rzucając w siebie skomplikowanymi zaklęciami narobili ogromnego hałasu. To wzbudziło podejrzenia przechodzących kondygnację niżej dyrektora i pani Snape. Gdy tylko owa dwójka weszła do kompletnie zniszczonej klasy stanęli jak wryci. Natomiast nauczyciel i uczniowie przerwali pojedynek. Wydarzenia potoczyły się tak szybko, że jeszcze nie całkiem zdawali sobie sprawę z tego co zrobili.
- Co tu się dzieje? – zapytał staruszek.
- To tylko sen, profesorze – powiedział Marco i nagle rzucił w jego stronę zaklęcie obezwładniające. W ostatnie chwili stojąca obok niego kobieta, wyczarowała tarczę i ochroniła go. Następnie przywołała różdżki wszystkich obecnych w Sali. – Nie wiedziała, że to nic nie da.
Tymczasem Harry telepatycznie, bardzo szybko razem z przyjaciółmi rozmawiał. Postanowili nie pogarszać swojej sytuacji i pozwolić nauczycielce działać. Jedno było pewne. Wpakowali się w wielkie kłopoty, do czego Potter niestety miał talent. W duchu był na siebie strasznie wściekły, że dopuścił do takiej sytuacji.
- Co tu się dzieje? – powtórzyła jeszcze raz, chłodnym głosem, mierząc intensywnym spojrzeniem całą czwórkę, a także ciało profesora od starożytnej magii.
- Nic, my tylko – zaczął tłumaczyć się pan Malfoy, ale Stefano Belloni mu przerwał:
- Cisza.  - A następnie rzucił w niego bezróżdżkowe zaklęcie prawny. Książę jednym ruchem ręki je zniwelował i uśmiechnął się złośliwie.
Dumbledore mrugnął dwa razy, a następnie, po chwili milczenia odezwał się:
- Drodzy Ivonne i Stefano, spokojnie, mamy czas. Co stało się Salazarowi?
- Nie mam pojęcia. Gdy tu weszłam, leżał już bez życia na podłodze. To ICH wina. Na dodatek ZAATAKOWALI  MNIE!!! – krzyknął Bolloni.
- To niedopuszczalne – zaczęła mówić pani Snape, ale dyrektor znowu jej przerwał:
- Co mu zrobiliście? – zwrócił się do trójki dotąd milczących, Mrocznych Magów?
- My? Nic – odparł zgodnie z prawdą Neville.
- Nie bądź śmieszny – wtrącił się Biały Mag. Po jego słowach zapanowała chwila milczenia.
- No, słucham – mruknął zirytowany Albus.
- On chyba dostał szoku od naszych aur magicznych. Sam je odsłonił, nie zabezpieczając się wcześniej.
- Właśnie, czemu o tym nie pomyślałem? – zastanawiał się nauczyciel białej magii.
- Nadal nie wiem, co tu się dzieje – Dumbledore powoli tracił już cierpliwość. Tymczasem Stefano kilkoma zaklęciami przywrócił do przytomności Salazara. Gdy ten, zobaczył zniszczoną klasę i przyjaciela pochylonego nad nim krzyknął.
- Jak się czujesz? – zapytał go z troską.
- Już dobrze. To niewiarygodne! Kim oni są? Co się stało z moją klasą? Co tu robi  dyrektor? Dlaczego ona ma w ręce tyle różdżek? Co się działo, gdy byłem nieprzytomny? – wyrzucił bardzo szybko z siebie profesor Know.
- Ja też chciałbym to wszystko wiedzieć – powiedział staruszek. Klasę na razie zostawmy w spokoju, a was zapraszam do mojego gabinetu na herbatkę i cytrynowego dropsa. Musimy porozmawiać – stwierdził i pierwszy wyszedł z zrujnowanej klasy.


Przez całą drogę na gabinetu dyrektora trójka magów intensywnie zastanawiała się jak wyplątać się z tej kłopotliwej sytuacji. Początkowo Marco chciał rzucić szkołę, ale gdy Harry przypomniał mu o jego matce, zrezygnował. Neville też miał kilka pomysłów, ale wszystkie wydawały się śmieszne. Byli zdani na łaskę tych nauczycieli. Ustalili jednak, że w ostateczności po prostu uciekną. O ile wcześniej za ich wybryk nie zostaną wyrzuceni z tej szkoły.
- Siadajcie – Dumbledore wskazał na sześć wyczarowanych foteli przed swoim biurkiem. Wszyscy odruchowo sprawdzili, czy ich osłony anty magiczne działają, a później zajęli miejsca. – Salazarze, tobie oddaję głos. Mam nadzieję, że wytłumaczysz nam, co się stało.
- Oni – wskazał na trójkę uśmiechających się ironicznie mrocznych magów. – Nie są zwyczajnymi ludźmi. Na mojej lekcji, gdy chciałem sprawdzić wiedzę uczniów z łatwością odbili mój silny, starożytny czar, a później kontratakowali skomplikowanymi zaklęciami starożytnymi. Pan Malfoy, który wszedł wcześniej, uchylił się błyskawicznie przed moim zaklęciem, czego nie byłby w stanie zrobić zwyczajny człowiek. Widzieliście, co się stało, gdy odsłoniłem ich prawdziwe aury! Są tak mroczne, że dostałem szoku. Zwykły człowiek nie wytrzymałby takiego natężenia mroku! – poskarżył, a później jego przyjaciel zabrał głos:
- Gdy wszedłem do klasy, od razu mnie zaatakowali. Chcieli wykasować mi pamięć. Gdyby nie wy to nie wiem co by ze mną zrobili. Oni nie są normalni! Normalne dzieci nie miotają w nauczycieli najpotężniejszymi klątwami! W dodatku praktycznie tylko czarno magicznymi!
- A pan to w ogólne nas nie atakował. Miotał w nas tak skomplikowanymi czarami świetlnymi, że gdyby któryś z nich w nas trafił, to zabiłby na miejscu! Od kiedy nauczyciele atakują uczniów? – zapytał odważnie Marco.
- Bo oni… - chciał mu się tłumaczyć Stefano, ale wściekły staruszek mu przerwał:
- Dość! To niedopuszczalne! Żeby w mojej szkole działy się takie straszne rzeczy. Najpierw te atak, a teraz to! – biadolił Dumbledore. – Ivonne, kochana, mogłabyś sprawdzić kim naprawdę są moi uczniowie? – poprosił kobietę. Ona błyskawicznie rzuciła na nich skomplikowane, czarno magiczne zaklęcie ujawniające, jakby od dawna na to czekała. „Kim ona jest do licha?” – myślał Potter. – „ Takich jak to zaklęć nawet na Nokturnie czy u Voldemorta nie można się nauczyć!” Popatrzył na jej rękę, ale nie miała pierścionka. Nie należała do Mrocznego Bractwa.
Po chwili Marco i Neville ukazali się w swych prawdziwych, wampirzych postaciach. Wyglądali zupełnie inaczej. Na Harry’ego oczywiście to nie zadziałało.
- Wampir i dhampir – stwierdził fachowo Salazar. – Ale co z Potterem?
- Jestem człowiekiem – oznajmił im z ironicznym uśmieszkiem. Po dwudziestu minutach i jedenastu czarach demaskujących nadal wyglądał tak samo.
- I co teraz Albusie? Wywalisz ich wszystkich ze szkoły? – zapytała z nadzieją pani Snape.
- Nie – odpowiedział prosto. – Oni też mają prawo się tu uczyć, chodź sądząc po ich mocy to wcale tego nie potrzebują. Jeśli złożycie przysięgę, że nie skrzywdzicie żadnego z uczniów to będziecie mogli tu zostać – zwrócił się do Neville’a i Marco. – Nawet nie chcę wiedzieć jak to się stało, że tacy się staliście i jak zaprzyjaźniliście się z Harrym – zmierzył ich badawczym spojrzeniem i kontynuował: - Oczywiście cała trójka dostaje szlaban. Marco u profesor Ivonne Snape, Neville u… profesor McGonagall, a Ty, Harry u… - chwilę się zastanawiał zanim powiedział – Cassandry Diego.
- CO??? – wszyscy nauczyciele równocześnie krzyknęli.
- Bez dyskusji. Czas szlabanu będzie zależał od waszej skruchy, no i oczywiście nauczycieli. Oni sami też ustalą czas i długość każdego szlabanu.
- Ale, dlaczego mam mieć szlaban z tą całą Cassandrą? – zapytał Wybraniec. – Co ma piernik do wiatraka?
- Nie dyskutuj mojej decyzji, chłopcze – mruknął Dumbledore.
Pół godziny później, po kilku pytaniach i obietnicach, że nie zrobią krzywdy, a także ustaleniu, na które zajęcia nie będą chodzić i jak tłumić aurę, aby nie przeszkadzała ona nauczycielom, a nauczycieli aury im, wyszli z gabinetu.
- Ale bliźniacy mają szczęście – powiedział Neville, gdy szli z Harrym do Wieży Gryffindoru. – O nich w tym całym zamieszaniu zapomnieli. A propo, ciekawe kiedy się kapną, że to nie jest jedna osoba? – zastanawiał się.
Już – Nie – Złoty – Chłopczyk uśmiechnął się i odpowiedział:
- Mam nadzieję, że niedługo. Muszę zobaczyć miny nauczycieli, gdy to odkryją.
- To na pewno będzie zabawne – stwierdził dhampir.
- Ale jestem zmęczony. Dobrze, że jutro sobota – powiedział Potter, gdy przechodzili przez portret.

1 komentarze:

kruszyna pisze...

opowiadanie super,teraz właśnie zbliżają się najlepsze rozdziały i już nie mogę się ich doczekać, czekam z niecierpliwością na następny