Harry został obudzony, a raczej gwałtownie wyrwany ze snu.
Po raz pierwszy od kilku miesięcy nie śniły mu się koszmary. Nie pamiętał, co
mu się śniło, wiedział tylko, że było to przyjemne. Cały ociekający wodą wstał
z łóżka. To samo zrobił jego towarzysz. Dan obrzucił morderczym spojrzeniem
skrzata domowego.
- Ja nie chciałem! Pan mi kazać! Barek musiał słuchać pana!
Powinniście być już dawno na szkoleniu i pan kazał was za karę w ten sposób
obudzić - wyjąkał przerażony skrzat.
- Nie gniewamy się na ciebie Barku. Możesz odejść.
- Dlaczego go tak potraktowałeś? Czemu go nie okrzyczałeś?
Abchin tylko się uśmiechnął i opowiedział koledze o Zgredku.
Wybuchli śmiechem.
- Ciekawe, czemu Marco i Danny nas nie obudzili...
- To jasne. Są źli, że ich pokonaliśmy. Zrobili nam na złość
- wyjaśnił mu Harry. - Ale czemu tak długo spaliśmy? Ja powinienem się sam
obudzić już dawno temu!
- Przepraszam Harry! Ja całkowicie zapomniałem o skutkach
ubocznych tego eliksiru.
- Co się stało to się nie odstanie. Lepiej szybko się
ubierzmy. Chyba, że chcesz jeszcze bardziej rozwścieczyć Adriana.
Po pięciu minutach weszli do mrocznej sali ćwiczeń. Reszta,
nie licząc Carolaine już tam była. Marco uśmiechnął się do nich ironicznie, a
Anne przepraszająco.
- ZNOWU spóźnienie! Jesteście okropni! Nigdy jeszcze nie
uczyłem takiej bandy dzieciaków. Nie dość, że głupi gówniarze to jeszcze
niegrzeczni! Spóźniliście się na pierwsze zajęcia, dziś to samo! Czy będzie tak
codziennie? Jeszcze jedno małe wykroczenie, a... Lepiej, abym nie kończył tego
zdania. Po prostu tego pożałujecie. Nie będę już więcej ostrzegał was. CO WY
SOBIE MYŚLICIE! Wczoraj spóźnienie, dzisiaj spóźnienie, nie wspominając tego
wczorajszego wyskoku. A gdzie Carolaine? Czemuś jej nie obudziła? - Zwrócił się
do Anne.
Dokładnie w chwili, gdy wypowiedział to zdanie weszła
dziewczyna.
- Nie będę na was już więcej krzyczał, a mógłbym tak
godzinami, ale szkoda na to czasu. Wczoraj dość się na was wydarłem. Mam
nadzieję, że dotarło coś do waszych ptasich móżdżków.
Poprzedniego dnia zaczęliśmy magię umysłu, a konkretnie
oklumencję. Aby obronić się przed atakiem trzeba znaleźć swój sposób. Ja na
przykład myślę o tornadzie, inni o grubym murze, jeziorze bez dna, czy o
NICZYM, uwalniając emocje. Wystarczy do tego tylko siła woli i skupienie.
Będziemy do ćwiczyć do skutku bez względu na to czy będziecie chcieli tego, czy
nie - powiedział, po czym rzucił zaklęcie na Marco. On nawet nie próbował się
bronić. Tak samo jak Anne i bliźniacy. Harry nie chciałby nauczyciel poznał
jego tożsamość, chciał, aby traktowano go jak innych. Jednak nie wiedział jak
się bronić. Nie potrafił. Zeszłoroczne lekcje ze Snapem nic mu nie dały, a
Adrian był znacznie potężniejszy od Naczelnego Postrachu Hogwartu. Nagle
usłyszał głos, który jakby dochodził jakby z jego głowy:
~ Skup się na medalionie, 4 żywiołach i nienawiści.
Wampir wypowiedział zaklęcie, a nastolatek skupił się z
całej siły na wszystkich tych rzeczach: złości i nienawiści do mentora, Snape’a,
Voldemorta i Bellatrix. Stało się w tym momencie coś nieoczekiwanego. Adrian z
impetem przeleciał przez pokój i uderzył się w ścianę. Głowę miał całą we krwi.
Zemdlał.
- Co robimy? - Zapytał oszołomiony Marco.
Młodzież bezsilnie przyglądała się rannemu. Dan podszedł go
niego. Sprawdził czy oddycha.
- Żyje - oznajmił.
W tym momencie do sali wszedł niebiesko włosy mężczyzna.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale coś tak huknęło, że
przyszedłem zobaczyć, co się... - Nie dokończył, bo zauważył zakrwawionego
wampira. Podbiegł do niego i zaczął wykonywać jakieś skomplikowane ruchy ręką.
- Zabiorę go do Wieży Leczniczej, jego stan jest bardzo
poważny. Nigdzie się stąd nie ruszajcie, a dziś macie wolne. Wkrótce ktoś do
was przyjdzie. Nieźle go urządziliście - nawet nie próbował się bronić. Czyja
to robota?
Nie czekając na odpowiedź wyszedł z pomieszczenia, lewitując
nad głową rannego wampira.
- Harry to było niesamowite - powiedział Dan.
- Musisz nas tego nauczyć - poprosił Danny, który
najwidoczniej przestał już się złościć.
- Ale mu dokopałeś. Idealna zemsta - pochwaliła go
Carolaine.
- Posłuchajcie mnie! - Krzyknął - Ja tego nie zrobiłem
specjalnie! Nie chciałem go skrzywdzić.
- Chyba za mocno wypchnąłeś go ze swojego umysłu -
stwierdził Marco.
- Czemu nam nie powiedziałeś, że znasz oklumencję? -
Zapytała z wyrzutem Anne.
- To stało się tak nagle. Ja sam nie potrafię tego
wytłumaczyć... Ja nie mam pojęcia jak to zrobiłem.
***
Młodzież nie chciała marnować dnia wolnego. Postanowili
trochę się wspólnie pouczyć. O Adrianie zapomnieli niemal zupełnie. Nadal nie
wiedzieli, co się z nim stało. Właśnie siedzieli w salonie. Dan i Carolaine
dyskutowali o zielarstwie, wymieniając się swoimi doświadczeniami i sposobami
uprawy roślin. Danny czytał jakąś książkę o starożytnych runach, a Harry uczył
Anne i Marco zaklęcia Patronusa. Ogień wesoło płonął w kominku, przed którym
wylegiwał się włochaty kot Carolaine.
Nagle skrzypnęły drzwi i do pomieszczenia wszedł ów
fioletowłosy mężczyzna, który wczoraj przyłapał ich na zwiedzaniu zamku.
Zmierzył ich po kolei groźnym spojrzeniem, po czym powiedział:
- Adrian leży w Wieży Szpitalnej. Miał wstrząs mózgu,
złamane żebro, rękę, skręconą kostkę, a także dziurę w głowie. Nawet my, którzy
dysponujemy najnowszymi magicznymi i mugolskimi technikami leczenia mieliśmy z
nim trudności. Jest już wyleczony i poskładany, ale lekarz zalecił mu dzień
odpoczynku. Jutro zastąpię go. Bądźcie gotowi o siódmej rano, w sali ćwiczeń -
powiedział i nie czekając na ich reakcję wyszedł.
- Jaki on jest? - Zapytała Anne.
- Byłby spoko, gdyby nie kolegował się z tym debilem,
Adrianem - odpowiedział Danny, po czym ziewnął i zniknął za drzwiami sypialni.
Harry poszedł w jego ślady. Już po kilku minutach zasnął. Ten dzień był pełen
wrażeń.
Rozdział 11: Oklumencja