Jednym z ulubionych zajęć Harry'ego były wszelkiego rodzaju
pojedynki: na miecze z Godrykiem lub Sarą i na magię z Gammosem i Nevillem.
Podczas nich pozbywał się nadmiernie nagromadzonych emocji i zwykle po ich zakończeniu
stawał się spokojny i wyluzowany. O talencie do posługiwania się Białą Bronią
szybko dowiedział się cały zamek. Wiele osób przybywało w niedzielę na jeden z
dziedzińców zamkowych, zwanym Areną Walk, aby obserwować starcia młodego
Pottera z jego przyjaciółmi. Właśnie w tym momencie zadowolony Harry pokonał
wkurzoną Sarę. Jego nauczycielka, jako wampir posiadała świetny refleks, jednak
jej uczeń był od niej szybszy i z łatwością przygwoździł ją do ziemi, a
następnie pomógł wstać.
Ich niedzielnym potyczkom już od jakiegoś czasu przyglądała
się pewna osoba. Zaintrygowały ją umiejętności młodego Maga Mroku. Nie, co
dzień rodziły się takie talenty w tej sztuce. Uśmiechnął się sam do siebie, a
następnie wszedł na arenę.
Potter zmęczony po pojedynku z fioletowłosą właśnie ocierał
pot z czoła. Mimo dwudziestominutowej walki nadal miał ochotę na więcej. Nagle
ku jego zdziwieniu podeszła do niego zamaskowana postać w purpurowej szacie ze
złotym rosceuxem na plecach i obwódkami wokół rękawów. Młodzieniec wiedział,
kim on był - członkiem rady i mentorem Wojowników Zniszczenia - najlepszego
klanu w dziedzinie posługiwania się Białą Bronią. Wybraniec nie miał pojęcia,
czego tak ważna osoba od niego chce. Jednak ten jakby nie zauważając zdziwienia
na jego twarzy powiedział swobodnym tonem:
- Może zmierzysz się z równym sobie przeciwnikiem? - Zapytał
i jednocześnie wyczarował sobie bitewny, misternie zdobiony, ostry jak brzytwa
miecz.
Pottera zatkało. Czy ON właśnie wyzwał go na pojedynek? Nie
chyba mi się to śni - pomyślał sobie. Członek Rady natarł na niego, a ten w
ostatniej chwili uskoczył.
„Nawet mnie nie uprzedził „- myślał urażony. – „Skoro taki
chętny do walki to zaraz mu pokarzę, co to jest prawdziwy atak.”
Niczym wąż przybliżył się do zakapturzonego i zaatakował.
Abchin był w swoim żywiole. Jego przeciwnik nie zamierzał się jednak tak łatwo
poddać. Żaden z nich nie chciał odpuścić - obaj świetnie walczyli. Pojedynek
trwał bardzo długo, a szanse były wyrównane. Uczeń zdał sobie sprawę, że grając
"czysto" nigdy nie pokona przeciwnika, a siły powoli mu się
wyczerpywały. Postanowił użyć podstępu, z książki, którą dostał ostatnio od
Godryka, napisanej przez Salazara, słynnego założyciela Hogwartu pt.:
"Sekrety Białej Broni".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
PERSPEKTYWA GODRYKA
Założyciel Hogwartu z zainteresowaniem obserwował pojedynek
swego ucznia z jego najlepszym przyjacielem - Salazarem. Godryk należał do
nielicznych, którzy znali tożsamość nieoficjalnego dowódcy Wojowników Zniszczenia.
Zdziwiła go sama obecność jego tutaj, a co dopiero wyzwanie na pojedynek.
Mógł ze swojego
podopiecznego być naprawdę dumny. Świetnie radził sobie z dużo bardziej
doświadczonym i starszym przeciwnikiem. Nagle przestraszył się. Dorosły szybkim
ruchem wytrącił Harry'emu miecz z ręki, rozcinając mu przy tym lewe ramię.
Trysnęła z niego krew.
Porażka. Ale czego innego mógł się spodziewać? Koniec
pojedynku. Chłopak chyba zemdlał. Już chciał mu iść pomóc, gdy nagle Potter
jednym błyskawicznym ruchem podniósł się, przywołał Magią Mroku miecz, a
następnie przewrócił zdziwionego przeciwnika na ziemię, wytrącając mu jego
miecz, a swój przykładając mu do gardła. Zamaskowany był tak zaskoczony
rozwojem sytuacji, że nie zdążył się nawet poruszyć.
Kilku dorosłych przyglądających się starciu było w szoku.
Uczniowie natomiast zaczęli klaskać. Godryk uśmiechnął się promiennie i
zachichotał widząc klnącego pod nosem Salazara. Harry pokonał go jego własną
bronią, o której ten z upływem czasu już zapomniał - pomyślał z dumą o swym
podopiecznym. - Młody, a jednak pokonał starego spryciarza.
KONIEC PERSPEKTYWY GODRYKA
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Harry pomógł podnieść się przeciwnikowi. Ten zmierzył go
chłodnym, ale zdezorientowanym spojrzeniem.
- Kto cię szkoli? - wysyczał.
- Godryk - zdradził prawdę bez namysłu.
- HA! To teraz już wszystko rozumiem! - Zwrócił się do
opiekuna Pottera. - TY TO WSZYSTKO UKNUŁEŚ! Chciałeś mnie poniżyć, pokonałeś
MOJĄ własną bronią! Ale zemszczę się! Zobaczysz. I nie pomoże ci nawet twój
sprytny i potężny uczeń - warknął wściekły i nie zwracając uwagi na tłum gapiów
opuścił dziedziniec.
Potter popatrzył zaniepokojony na nauczyciela.
- Godryk, ja nie chciałem... Ja nie wiedziałem... Ja...
- Przestań pleść głupoty! Jesteś najlepszym uczniem, jakiego
miałem i jestem z CIEBIE dumny - pochwalił zarumienionego Wybrańca. - A nim się
nie przejmuj. On ma swoje humory. Poza tym to mój przyjaciel, nie zrobi mi nic
złego - co najwyżej skompromituje mnie kiedyś wylewając na mnie poncz
truskawkowy czy coś takiego.
-Oh - młodzieniec był zdziwiony, nie wiedział, co
powiedzieć.
Po chwili otoczył go tłum gratulujących mu osób i nie miał
okazji do rozmowy z Godrykiem.
Wszystko, co przyjemne, piękne, fajne zawsze się kiedyś
kończy. Dni szkolenia mijały w zawrotnym tempie i nieubłaganie szybko zbliżał
się dzień zakończenia szkolenia i ściągnięcia pętli czasu.
Równo tydzień przed tą datą, pewnego pogodnego ranka Harry
jadł śniadanie razem z przyjacielem i mentorami. Neville wczoraj opanował Magię
Mroku. Miał problemy z koncentracją, ale Gammos pomógł mu je wyeliminować.
Chłopak w wielu dziedzinach był tak samo dobry jak Harry, a w eliksirach i
zielarstwie - lepszy. Po zakończeniu szkolenia chciał on skończyć szkołę,
zdobyć tytuły Mistrza Eliksirów i Zielarstwa, a następnie poświęcić się
karierze Uzdrowiciela i przy okazji spróbować uleczyć rodziców. Chciał dać
swojej babci powód do dumy, bo przedtem nie za bardzo miała się, czym chwalić.
Po śniadaniu Harry, Godryk i Neville razem z miotłami udali
się na Wielką Polanę, gdzie mieściło się boisko do Quidditcha, nieużywane od
kilku dekad, ale w świetnym stanie. Pierwsi dwaj chcieli nauczyć tego trzeciego
grać właśnie w tę grę. Longbottom dopiero po długich namowach i błaganiach
zgodził się na to - miał, bowiem lęk wysokości. Założyciel Hogwartu zaopatrzył
ich wszystkich w najnowsze modele mioteł - Pioruny, które w sklepach miały mieć
premierę 28 sierpnia. Właściciel Teodory tak jak mu polecił Szukający Gryfonów
wsiadł na miotłę i odbił się od ziemi. Zrobił pętlę w powietrzu i jakie było
jego zdziwienie, gdy okazało się, że sprawiło mu to czystą przyjemność.
Po dwóch godzinach ćwiczeń radził sobie naprawdę świetnie.
Godryk stwierdził, że nie ma już lęku wysokości i niepotrzebnie się bał - był
przecież Magiem Powietrza. Zadowoleni i w doskonałych humorach poszli do
kwatery na obiad.
Rozdział 19: Pojedynek i latanie