czwartek, 19 stycznia 2012

Rozdział 19: Pojedynek i latanie


Jednym z ulubionych zajęć Harry'ego były wszelkiego rodzaju pojedynki: na miecze z Godrykiem lub Sarą i na magię z Gammosem i Nevillem. Podczas nich pozbywał się nadmiernie nagromadzonych emocji i zwykle po ich zakończeniu stawał się spokojny i wyluzowany. O talencie do posługiwania się Białą Bronią szybko dowiedział się cały zamek. Wiele osób przybywało w niedzielę na jeden z dziedzińców zamkowych, zwanym Areną Walk, aby obserwować starcia młodego Pottera z jego przyjaciółmi. Właśnie w tym momencie zadowolony Harry pokonał wkurzoną Sarę. Jego nauczycielka, jako wampir posiadała świetny refleks, jednak jej uczeń był od niej szybszy i z łatwością przygwoździł ją do ziemi, a następnie pomógł wstać.
Ich niedzielnym potyczkom już od jakiegoś czasu przyglądała się pewna osoba. Zaintrygowały ją umiejętności młodego Maga Mroku. Nie, co dzień rodziły się takie talenty w tej sztuce. Uśmiechnął się sam do siebie, a następnie wszedł na arenę.
Potter zmęczony po pojedynku z fioletowłosą właśnie ocierał pot z czoła. Mimo dwudziestominutowej walki nadal miał ochotę na więcej. Nagle ku jego zdziwieniu podeszła do niego zamaskowana postać w purpurowej szacie ze złotym rosceuxem na plecach i obwódkami wokół rękawów. Młodzieniec wiedział, kim on był - członkiem rady i mentorem Wojowników Zniszczenia - najlepszego klanu w dziedzinie posługiwania się Białą Bronią. Wybraniec nie miał pojęcia, czego tak ważna osoba od niego chce. Jednak ten jakby nie zauważając zdziwienia na jego twarzy powiedział swobodnym tonem:
- Może zmierzysz się z równym sobie przeciwnikiem? - Zapytał i jednocześnie wyczarował sobie bitewny, misternie zdobiony, ostry jak brzytwa miecz.
Pottera zatkało. Czy ON właśnie wyzwał go na pojedynek? Nie chyba mi się to śni - pomyślał sobie. Członek Rady natarł na niego, a ten w ostatniej chwili uskoczył.
„Nawet mnie nie uprzedził „- myślał urażony. – „Skoro taki chętny do walki to zaraz mu pokarzę, co to jest prawdziwy atak.”
Niczym wąż przybliżył się do zakapturzonego i zaatakował. Abchin był w swoim żywiole. Jego przeciwnik nie zamierzał się jednak tak łatwo poddać. Żaden z nich nie chciał odpuścić - obaj świetnie walczyli. Pojedynek trwał bardzo długo, a szanse były wyrównane. Uczeń zdał sobie sprawę, że grając "czysto" nigdy nie pokona przeciwnika, a siły powoli mu się wyczerpywały. Postanowił użyć podstępu, z książki, którą dostał ostatnio od Godryka, napisanej przez Salazara, słynnego założyciela Hogwartu pt.: "Sekrety Białej Broni".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
PERSPEKTYWA GODRYKA           
Założyciel Hogwartu z zainteresowaniem obserwował pojedynek swego ucznia z jego najlepszym przyjacielem - Salazarem. Godryk należał do nielicznych, którzy znali tożsamość nieoficjalnego dowódcy Wojowników Zniszczenia. Zdziwiła go sama obecność jego tutaj, a co dopiero wyzwanie na pojedynek.
 Mógł ze swojego podopiecznego być naprawdę dumny. Świetnie radził sobie z dużo bardziej doświadczonym i starszym przeciwnikiem. Nagle przestraszył się. Dorosły szybkim ruchem wytrącił Harry'emu miecz z ręki, rozcinając mu przy tym lewe ramię. Trysnęła z niego krew.
Porażka. Ale czego innego mógł się spodziewać? Koniec pojedynku. Chłopak chyba zemdlał. Już chciał mu iść pomóc, gdy nagle Potter jednym błyskawicznym ruchem podniósł się, przywołał Magią Mroku miecz, a następnie przewrócił zdziwionego przeciwnika na ziemię, wytrącając mu jego miecz, a swój przykładając mu do gardła. Zamaskowany był tak zaskoczony rozwojem sytuacji, że nie zdążył się nawet poruszyć.
Kilku dorosłych przyglądających się starciu było w szoku. Uczniowie natomiast zaczęli klaskać. Godryk uśmiechnął się promiennie i zachichotał widząc klnącego pod nosem Salazara. Harry pokonał go jego własną bronią, o której ten z upływem czasu już zapomniał - pomyślał z dumą o swym podopiecznym. - Młody, a jednak pokonał starego spryciarza.
KONIEC PERSPEKTYWY GODRYKA
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Harry pomógł podnieść się przeciwnikowi. Ten zmierzył go chłodnym, ale zdezorientowanym spojrzeniem.
- Kto cię szkoli? - wysyczał.
- Godryk - zdradził prawdę bez namysłu.
- HA! To teraz już wszystko rozumiem! - Zwrócił się do opiekuna Pottera. - TY TO WSZYSTKO UKNUŁEŚ! Chciałeś mnie poniżyć, pokonałeś MOJĄ własną bronią! Ale zemszczę się! Zobaczysz. I nie pomoże ci nawet twój sprytny i potężny uczeń - warknął wściekły i nie zwracając uwagi na tłum gapiów opuścił dziedziniec.
Potter popatrzył zaniepokojony na nauczyciela.
- Godryk, ja nie chciałem... Ja nie wiedziałem... Ja...
- Przestań pleść głupoty! Jesteś najlepszym uczniem, jakiego miałem i jestem z CIEBIE dumny - pochwalił zarumienionego Wybrańca. - A nim się nie przejmuj. On ma swoje humory. Poza tym to mój przyjaciel, nie zrobi mi nic złego - co najwyżej skompromituje mnie kiedyś wylewając na mnie poncz truskawkowy czy coś takiego.
-Oh - młodzieniec był zdziwiony, nie wiedział, co powiedzieć.
Po chwili otoczył go tłum gratulujących mu osób i nie miał okazji do rozmowy z Godrykiem.


Wszystko, co przyjemne, piękne, fajne zawsze się kiedyś kończy. Dni szkolenia mijały w zawrotnym tempie i nieubłaganie szybko zbliżał się dzień zakończenia szkolenia i ściągnięcia pętli czasu.
Równo tydzień przed tą datą, pewnego pogodnego ranka Harry jadł śniadanie razem z przyjacielem i mentorami. Neville wczoraj opanował Magię Mroku. Miał problemy z koncentracją, ale Gammos pomógł mu je wyeliminować. Chłopak w wielu dziedzinach był tak samo dobry jak Harry, a w eliksirach i zielarstwie - lepszy. Po zakończeniu szkolenia chciał on skończyć szkołę, zdobyć tytuły Mistrza Eliksirów i Zielarstwa, a następnie poświęcić się karierze Uzdrowiciela i przy okazji spróbować uleczyć rodziców. Chciał dać swojej babci powód do dumy, bo przedtem nie za bardzo miała się, czym chwalić.
Po śniadaniu Harry, Godryk i Neville razem z miotłami udali się na Wielką Polanę, gdzie mieściło się boisko do Quidditcha, nieużywane od kilku dekad, ale w świetnym stanie. Pierwsi dwaj chcieli nauczyć tego trzeciego grać właśnie w tę grę. Longbottom dopiero po długich namowach i błaganiach zgodził się na to - miał, bowiem lęk wysokości. Założyciel Hogwartu zaopatrzył ich wszystkich w najnowsze modele mioteł - Pioruny, które w sklepach miały mieć premierę 28 sierpnia. Właściciel Teodory tak jak mu polecił Szukający Gryfonów wsiadł na miotłę i odbił się od ziemi. Zrobił pętlę w powietrzu i jakie było jego zdziwienie, gdy okazało się, że sprawiło mu to czystą przyjemność.
Po dwóch godzinach ćwiczeń radził sobie naprawdę świetnie. Godryk stwierdził, że nie ma już lęku wysokości i niepotrzebnie się bał - był przecież Magiem Powietrza. Zadowoleni i w doskonałych humorach poszli do kwatery na obiad.

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ten rozdział to normalnie BOMBA! Najbardziej podobał mi się pojedynek Harry'ego i Salazara!
Nieźle dowalił sprytnemu wężowi.
Idę czytać dalej. xD
Czarna