Ze spokojnego snu wyrwał Harry'ego nagły wrzask. Jako abchin
posiadał bardzo wyczulone zmysły i odebrał to jak eksplozję bomby, a nie nagły
krzyk dochodzący z piętra niżej. „Ciekawe, co się stało?” - Pomyślał sobie. Szybko
wstał z łóżka, mimo że wczoraj zagadał się z Marco i spał tylko dwie godziny.
Przyjaciel opowiadał mu o zbliżającej się uroczystości
przedstawienia go ludowi i oficjalnego mianowania na księcia. Bał się, że nie
wszyscy go zaakceptują. Był w końcu bardzo młody. Opowiadał też abchinowi o
swoim "normalnym" życiu na Ziemi. Rodziców zdziwiła prośba o
przeniesienie Mariusza do Hogwartu. Książę chciał przebywać w Anglii i
zareagować, gdy będzie trzeba. Przecież to w Wielkiej Brytanii rozgrywała się
większość działań wojennych Voldemorta. Wampir poza tym czuł się samotny.
Poprosił Harry'ego, aby częściej go odwiedzał lub też pisał listy.
Odgłos tłuczonego szkła przywrócił Pottera do
rzeczywistości. Jednym ruchem ręki przebrał się, a następnie zbiegł po schodach
do salonu. Tam przy stole siedziała Tonks, a obok niej Hermiona z najnowszym
"Prorokiem Codziennym". Na podłodze leżała zbita szklanka. Nie miał
pojęcia, co było przyczyną ich głębokiego szoku, który z łatwością wyczuwał.
- Co się stało? - Zadał nurtujące go pytanie. Dziewczyna bez
słowa podała mu gazetę. Na środku było wielkie zdjęcie Korneliusza Knota, a
raczej tego, co zostało z jego poharatanego i pokaleczonego ciała. Zaraz pod
fotografią znajdował się nagłówek:
"Minister Magii nie żyje - jego ciało
znaleziono na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, zabójca nieznany"
Zdziwiony przeczytał artykuł, a raczej tylko kilka w
pośpiechu napisanych zdań:
"Wczoraj około
godziny 22:00 na ulicy Śmiertelnego Nokturnu znaleziono zwłoki Korneliusza
Knota, teraz już byłego Ministra Magii. Prawdopodobnie zginął od zaklęcia Avada
Kadavra, wcześniej podany licznym torturom. Na miejscu nie znaleziono żadnych
śladów, czy dowodów rzeczowych, które pomogłyby w znalezieniu mordercy.
Śledztwo nadal trwa."
Zastępca Redaktora
Naczelnego, Amanda Ludsowiks
Dalej umieszczono kilka zdjęć, a na drugiej stronie
umieszczony wywiady z kilkoma osobami.
- Śmierciożercy nie próżnują. Voldemort robi się coraz
bardziej odważny. Musi być naprawdę pewny siebie skoro posunął się do czegoś
takiego - skomentował spokojnie nastolatek, a następnie naprawił szklankę
prostym Reparo i usiadł przy stole,
czekając na śniadanie.
- Wyślę sowę do dyrektora - powiedziała Tonks.
- Nie trzeba - usłyszeli głos, a następnie do pokoju wszedł
Albus Dumbledore we własnej osobie.
Przez następne dni w czarodziejskim społeczeństwie panował
chaos i zamęt, a gazety "szalały". Jeśli o to chodziło Voldemortowi,
to odniósł wielki sukces. Dumbledore chwilowo przerwał wszystkie misje członków
zakonu i nieustannie debatowali, a także poszukiwali nowej kwatery - dom Tonks
był za mały. Wkrótce musiały odbyć się wybory, a jeszcze nie ustalono listy
kandydatów.
Jednak młodego abchina niewiele interesowały sprawy tak
przyziemne jak wybory ministra. Już dziś miała odbyć się ważniejsza
uroczystość. A mianowicie uroczystość przedstawienia ludowi Marco. Potter
został zaproszony, jako gość honorowy. Niecierpliwie czekał na zakończenie
posiłku, po którym będzie mógł zamknąć się w pokoju i teleportować do miasta. W
końcu dyrektor wyprosił młodzież z salonu, bo miało odbyć się kolejne zebranie.
Abchin powiedział: "Dobranoc" i szybko opuścił pomieszczenie.
Uroczystość przedstawienia ludowi Marco odbyła się bez
przeszkód. Otrzymał tytuł Książę Mariusz II i piękną, misternie zdobioną laskę,
wysadzaną kamieniami szlachetnymi, podobną trochę do berła. Chłopak wygłosił
swoją pierwszą mowę do ludu. Członkowie Bractwa Mroku mieli pomóc ludziom w
ostatecznej bitwie z Voldemortem.
Po uroczystości odbyło się przyjęcie, na które zaproszono
Harry'ego. Razem z Nevillem złożyli Marco gratulacje, który podziękował im za
przybycie. Bardzo długo śmiali się i
rozmawiali. Ze smutkiem i żalem kilka minut przed siódmą rano musiał opuścić
przyjaciół. Nie chciało mu się wracać na Ziemię, ale musiał. Teleportował się
do domu Tonks.
Jednak czas bardzo szybko leci i znowu nastał wieczór. Dziś,
po raz pierwszy, miał wziąć udział w obradach rady. Marco zaprosił go. Było to
dla niego duże wyróżnienie. Razem z Godrykiem i Gammosem opuścili kwaterę Magów
Mroku i udali się do Głównego Zamku do Sali Obrad. Przy kwadratowym stole
siedzieli już niemal wszyscy. Harry popatrzył na księcia, nie wiedząc gdzie
usiąść. Ten wskazał mu miejsce po swojej prawej stronie. Zaskoczony usiadł obok
niego. Wiedział, że najważniejsze osobistości siedzą najbliżej księcia, a on
był nikim. Czuł się oszołomiony, ale też zaszczycony. Po kilku minutach, gdy w
sali znajdowali się już wszyscy Marco przemówił:
- Po pierwsze chciałbym mianować Harry'ego, Maga Mroku na
mojego doradcę. Gratuluję.
Oszołomiony Potter podał rękę księciu. Tego stanowczo się
nie spodziewał.
~ Jesteś moim przyjacielem i tobie ufam. Kogo innego miałbym
mianować na to stanowisko? - Zapytał go telepatycznie Marco.
- Dziękuję - powiedział na głos Potter.
Następnie rada omawiała nudzące obu młodzieńców sprawy
państwowe. Ustalano szczegóły dotyczące Wielkiej Bitwy. Nawet oni nie
wiedzieli, kiedy ona nastąpi, a tym bardziej gdzie. Przepowiednie dokładnie
tego nie określały. Byli pewni, że wygrają, ale nie wiedzieli, jakie straty
poniosą i jakie stworzenia / klany / bractwa przyłączą się do Voldemorta. Po
spotkaniu Marco zabrał Harry'ego do swoich prywatnych kwater, gdzie jeszcze
chwilę posiedzieli i wymienili swoje opinie na różne tematy.
***
O ósmej jak codziennie Harry zszedł na śniadanie. Zdziwiła
go obecność dyrektora. Rzygać mu się chciało na jego widok, ale nie okazywał
tego. Zamiast tego uśmiechnął się promiennie i przywitał się grzecznie.
- Witaj Harry, dziś zabiorę cię na poprawę Sumów. Mam
nadzieję, że się przygotowałeś - powiedział.
- Oczywiście - odparł chłopak. - Chcę poprawić eliksiry,
transmutację i astronomię.
- Mówisz serio? - Zdziwiła się Hermiona.
- Tak. Przecież widziałaś, ciągle zakuwałem.
- Racja -przyznała dziewczyna. Trzy dni temu wytłumaczyła mu
sposób wykonywania eliksirów leczniczych.
Harry pomyślał o tym samym. Miał świetny ubaw udając, że
tego nie rozumie i wszystko mu się miesza, a później improwizując nagle
olśnienie.
Szybko zjadł tost z dżemem i za pomocą teleportacji łącznej
teleportowali się do ministerstwa. Dumbledore zaprowadził go przed salę, gdzie
miał zdawać eliksiry. Okazało się, że oprócz niego tylko Neville je poprawia.
Egzaminator spóźnił się 10 minut. Przeprosił ich za to i wprowadził do małej
sali.
Eliksir na oparzenia, który kazano im uwarzyć wykonali obaj
perfekcyjnie. Nie mieli też żadnych problemów z testem pisemnym. Zdziwiony
nauczyciel, gdy od niechcenia zapytał Neville'a o jego poprzednią ocenę aż spadł
z krzesła, gdy ją usłyszał. Nie mógł uwierzyć, że taki wielki
"geniusz" tak źle zdał wtedy. Potter wytłumaczył się mu stresem i
zdenerwowaniem.
Także egzamin z transmutacji Potter zaliczył zaskakująco
szybko i łatwo. Z tego przedmiotu poprawiał on, Neville i Hanna Abbott, która
podczas pierwszego egzaminu pomyliła się i niechcący wyczarowała stado
latających flamingów, przez co wtedy przerwano jej egzamin. Według Harry'ego
teraz zdała na Powyżej Oczekiwań. Troszkę niedokładnie zamieniła miskę w kota.
Miał on, bowiem na plecach dziwny wzorek, znajdujący się wcześniej na naczyniu.
Aby nie wzbudzić zbyt wielu podejrzeń, (jeśli już tego nie
zrobił), postanowił poprawić Astronomię "tylko" na Powyżej Oczekiwań.
Specjalnie źle podpisał na mapie nieba dwie planety i nie odpowiedział na jedno
skomplikowane pytanie.
Odebrał go także dyrektor i zabrał do domu Tonks.
Po południu razem z Hermioną świetnie się bawili sprzątając
po mugolsku dom aurorki. Ron zamiast im pomagać tylko przeszkadzał: zamiast
psyknąć płynem na szybę opryskał sam siebie. Uratowany został przez swoją
dziewczynę sprytnym zaklęciem. Później rudzielec zepsuł odkurzacz, ze złości
wyrywając z niego kabel.
Natomiast wieczorem abchin udał się do Kwatery Magów Mroku.
Zastał tam tylko Godryka, z którym zaczął rozmowę. Opowiedział mu o minionym
dniu, a następnie zaczęli dyskusję o Magii Abchinów, która obu ich pasjonowała.
Następnie stoczyli krótki pojedynek na miecze, aby nie wyjść z wprawy. Potter
jak zawsze ze smutkiem w oczach opuścił miasto. Musiał się jeszcze dziś
przespać.
Rozdział 26: Nieoczekiwany zaszczyt