- Spóźniliście się 1, 009 sekundy. Dziś nie dostaniecie za
to kary, ale wolałbym, żeby się to już nie powtórzyło. Następnym razem nie będę
taki wyrozumiały - powiedział surowo ich mentor.
Harry popatrzył na niego zdziwiony.
- Znacie już godziny zajęć. Będziemy robić różne rzeczy, o
różnych porach. Wedle mojego upodobania, tak, więc bez sensu byłoby dawać wam
plan, jak i tak byśmy z niego nie korzystali. Mam nadzieję, że jesteście na
mniej więcej wyrównanym poziomie wiedzy i umiejętności, a jeśli nie to je
wyrównamy i podniesiemy. Najpierw sprawdzę, jacy jesteście dobrzy w pojedynkach.
Najpierw Daniel i Denis, później Harry i Mariusz, na koniec Anna i Carolaine.
Wygrany ma wolne przedpołudnie, przegrany zostaje tu za karę i ćwiczy
podstawowe zaklęcia za mną. Czy wszystko jasne? Zaczynajcie!
Bliźniacy popatrzyli na siebie. Jeszcze nigdy nie znaleźli
się w takiej sytuacji, zawsze trzymali się razem. A teraz musieli walczyć
przeciwko sobie. Pierwsze zaklęcie rzucił Dan. Danny zupełnie się tego nie
spodziewał. Brat pokonał go zwykłym oszałamiaczem. Zmierzył go wściekłym
spojrzeniem. Dan popatrzył się na niego przepraszającą i wyszedł z Sali. Przyszła
kolej na następną parę. Harry stanął przed Marco, który od razu rzucił w jego
stronę tormetrę. Chłopak użył tarczy, po czym kontratakował oszałamiaczem.
Wampir zręcznie się uchylił i wypowiedział jakąś nieznaną mu formułkę. Na środku
sali pojawiła się olbrzymia kobra królewska. Popatrzyła się na abchina, po czym
syknęła:
- Już po tobie! - Jedynie Harry zrozumiał, co powiedziała,
postanowił wykorzystać swą nietypową umiejętność - mowę wężów i odpowiedział
jej:
- Nie atakuj mnie.
- Ty... sss... Znasz nasz język! Jesteś potomkiem Salazara!
- Czy mogłabyś zaatakować czerwonookiego?
- Nie ma sprawy ssss....
Wysłuchała go. Już miała wbić jadowite zęby w ramię Marco,
gdy nagle.... Rozpłynęła się w powietrzu. Zdziwiony Adrian powiedział:
- Nie wiedziałem, że znasz mowę węży. Gdybym jej nie usunął,
ukąsiłaby go. Wygrałeś. Masz wolne, możesz odejść.
Zadowolony chłopak poszedł do salonu. Zastał Dana siedzącego
wygodnie na kanapie przy kominku zdziwił widok Harry'ego.
- TY? Pokonałeś go? On jest od ciebie o pięć lat starszy. Z
góry nie miałeś żadnych szans.
Abchin nie przyznał mu się, że kilka razy walczył z
Voldemortem, miał wiele przygód i dzięki szczęściu zawsze wychodził cało z
tarapatów. Powiedział mu za to, co innego:
- Znam mowę wężów.
- Ale fajnie!
- A co to jest? - Zapytał blondyna wskazując pusty kawałek
pergaminu.
- To magiczna mapa tego całego zamku szkoleń. Pokazuje
miejsca, w których znajdują się poszczególne osoby, ale także np. sekretne
przejścia. Ją także wykradliśmy naszym rodzicom.
- To coś... Jak mapa Huncwotów - zaniemówił ze zdziwienia.
- A co to takiego?
Harry nie zdarzył odpowiedzieć na to pytanie, bo do pokoju
weszła Carolaine.
- To niesamowite! Pokonałam Anne zwyczajnym zaklęciem
rozbrajającym. Nie zna nawet najprostszego zaklęcia tarczy! Czy możecie to
sobie wyobrazić? Nasz mentor strasznie się wściekł, a ona próbowała mu
wytłumaczyć, że jej ciotka nie toleruje zaklęć obronnych i zakazała dziewczynie
się ich uczyć, twierdząc, że jest całkowicie bezpieczna!
Potter, który znał doskonale Umbridge uwierzył na słowo. Po
chwili milczenia dziewczyna powiedziała:
- Ale fajnie byłoby zwiedzić zamek... Co ja wygaduję? To niemożliwe.
- Możliwe! Ja mam mapę, dzięki temu nikt nas nie przyłapie!
- Krzyknął pełny energii Dan.
- Za dużo ludzi. Chyba, że masz pelerynę niewidkę? Jak
powiedz tak, to idziemy od razu - syknęła z ironią.
- Nie mam - spuścił głowę.
- Ale JA MAM - wtrącił się Harry do rozmowy.
W dziewczynę jakby piorun trzasnął. Jednak blondyn nie
pozwolił jej dojść do słowa.
- To, na co jeszcze czekamy? To idealna okazja! Idziemy!
Słyszałem o legendarnej Fontannie Snów... I... I... Jeszcze Zakazany Ogród...
Podobno najpiękniejszy w całym Zamku Szkoleń, ale niedostępny dla uczniów. Ale
możemy oczywiście spróbować.
Tak też zrobili. 15 minut później szli korytarzem dwa piętra
niżej. Dochodziła dziesiąta, więc mieli jeszcze trzy i pól godziny czasu
wolnego. Harry podziwiał mijane przez nich wspaniałe, złote gobeliny i wykute w
nieznanych mu minerałach rzeźby. Wyczuwał mroczny klimat pomieszczeń, przez
które przechodzili. W końcu doszli do celu.
Fontanna stała na niewielkim, kamiennym dziedzińcu.
Wyrzeźbiona z wielką precyzją w złocie przedstawiała różne historyczne sceny.
Tylko jedną chłopak rozpoznał - założycieli Hogwartu stojących przed
nowowybudowanym zamkiem. Woda, a właściwie szarawo srebrna substancja
wypływająca z niej pachniała cudownie. Gdy popatrzył na jej dno przestraszył
się. Znów zobaczył nękający go przez ostatnie tygodnie koszmar - Voldemort,
Bellatrix zabijająca Syriusza, rozbita przepowiednia, kłamstwa dyrektora. Obraz
zamigotał i ujrzał swój pierwszy lot na miotle, rodziców w czarodziejskim
zwierciadle, Gwardię Dumbredore'a. Okazało się, że jego towarzysze też widzieli
w fontannie swoje dobre i złe wspomnienia. Po kilkunastu minutach opuścili
dziedziniec i udali się pod peleryną niewidką w stronę Zakazanego Ogrodu. Szli,
gdy nagle na jednym z korytarzy Dan
potknął się o nogę dziewczyny i wywalił się, ściągając z nich pelerynę. Na
dodatek Carolaine kopnęła przez przypadek w stojącą obok zbroję, która
przewróciła się z hukiem. Wiedzieli, że mają kłopoty. Nie zdążyli nawet wstać z
podłogi, gdy stojące naprzeciw drzwi otworzyły się. Wyszedł z nich fioletowłosy
mężczyzna. Widząc leżących na podłodze nastolatków zapytał zdziwiony:
- CO TU SIĘ DZIEJE?
- My...
- Czy wasz mentor wie, gdzie jesteście?
- No... Nie...
- Jak się on nazywa?
- Adrian - wyrwało się dziewczynie, a Dan obrzucił ją
morderczym spojrzeniem i szepnął do niej:
- To jego przyjaciel. Mogliśmy skłamać. Ale jesteś głupia!
- Już na to za późno. Zaprowadzę was do niego. Założę się o sto
galeonów, że nie wie o waszej eskapadzie nic i się wścieknie. Znając twoje
pomysły - dodał patrząc na Daniela.
***
Dochodziła północ, gdy nareszcie skończyli odrabiać karę.
Jak przepowiedział jego przyjaciel, Adrian wściekł się na nich. Podczas, gdy
oni czyścili specjalnie zaczarowane, samobrudzące się słoje, ich mentor prawił
im kazanie. Za karę także popołudniowa lekcja przemieniła się w koszmar.
Zamiast tak jak reszta czytać zadaną książkę, musieli robić pompki, brzuszki i
przysiady. Dostali nauczkę. Mięśnie bolały ich okropnie. Na szczęście Dan miał
w swojej torbie eliksir znieczulający. Wypili go duszkiem. Momentalnie ból
minął.
- Stary jesteś genialny.
- Dziękuję - powiedzieli mu z Carolaine.
- Nie ma, za co. Chyba przygotuję tego więcej. Nie wiadomo,
co się jutro wydarzy.
- Racja. Mam nadzieję, że następny dzień będzie lepszy -
powiedziała czerwono włosa.
Dziękuję wszystkim za miłe słowa i komentarze. Pozdrawiam
wszystkich, a szczególnie kochaną Sannę.
Dla nowych czytelników
Rozdział 10: Pierwsze zajęcia i zwiedzanie zamku