Chłopak nagle poczuł, że leży na czymś miękkim. Znajdował
się w małym pomieszczeniu. Przed nim stała Istota. Nie można było rozpoznać jej
płci, ani wieku. Głowę przykrywał jej kaptur.
- Witaj Wybrańcze, kolejny z rodu abchinów - powiedziała, a
raczej wyśpiewała do niego melodyjnym głosem.
- Witaj - odparł po chwili zastanowienia.
- Nie będę Ci już przedłużać śpiączki. Addy się niepokoi, bo
śpisz odrobinę za długo. Nie marnujmy czasu. Podejdź do mnie.
Wykonał polecenie. Postać dotknęła jego nadgarstka. Poczuł
niesamowity ból. Wił się po podłodze, a ta tylko się na niego patrzyła. Po
kilku sekundach, które dla niego były wiecznością minął.
- Przeszedłeś próbę - oznajmiła mu. - A oto moje dary -
wręczyła mu małą książeczkę i dwa medaliony. Chłopak wziął je i zaczął im się
uważnie przyglądać. Liście w czterech kolorach: zielonym, srebrnym, niebieskim
i szkarłatnym miały kształt koniczyny.
- Jeden dla ciebie. Drugi dla osoby, którą darzysz uczuciem.
Może to być przyjaciel, a może dziewczyna. Kim ona będzie sam wybierzesz. Gdy
będzie w potrzebie poczujesz to. Zależnie od waszej więzi amulet będzie odbijał
zaklęcia. Jeśli wasza więź będzie mocniejsza - potężniejsze. A i jeszcze jedno
- dotknęła jego policzka. Znowu poczuł ból, tym razem mniejszy. Tak samo jak
poprzednim razem, po chwili przeszedł. - Wszystko znajdziesz w tej książce. Z
biegiem czasu sama będzie ci zdradzała wiele ciekawych i przydatnych rzeczy.
Oczywiście nie mów nikomu jak wyglądało nasze spotkanie. Jeśli cokolwiek
powiesz - moje dary znikną. A teraz żegnaj. Jeszcze się zobaczymy - pożegnała się.
Chłopak przymrużył powieki, a gdy je otworzył leżał na łóżku w Mieście Mroku.
Wcześniej zaniepokojony Henk, teraz się uśmiechnął na widok Harry'ego.
- O co ci chodzi? - Zapytał. Nie odpowiedział mu. Wszystko
się wyjaśniło jak spojrzał w lustro. Nie poznał samego siebie. Miał inne rysy
twarzy. Na duże, ciemnofioletowe oczy opadały średniej długości, lekko faliste,
brązowe włosy. Czuł się tak jakoś lepiej i lżej.
- WOW. W życiu bym cię nie poznał. Wyglądasz świetnie,
ale...
- Jest jakieś, ALE, tak? Mogłem się tego wcześniej domyślić.
Jest coś, o czym nie wiem?
- No tak. I możesz być o to trochę na mnie zły.
- Mów, nie obrażę się na ciebie jak małe dziecko przecież.
- Twoich włosów i oczu nie da się zamaskować - wielu
abchinów bez skutku próbowało to zrobić.
- To nie działa na nie magia?
- Dokładnie. Pozostają na to tylko mugolskie sposoby. I
jeszcze... Słońce, podobnie jak wampiry strasznie będzie cię denerwowało. Gdy w
dzień słoneczny wyjdziesz na dwór będziesz czuł się słaby, zmęczony,
zrezygnowany...
- Super - mruknął z ironią.
- Daj spokój. Nie ma się, co temu dziwić! - Pocieszył go. -
Abchini są mrocznymi stworzeniami, tego mroku potrzebują, bo on daje im siłę. W
nocy czują się najlepiej.
- Jest coś jeszcze, o czym mi nie powiedziałeś?
- No... - Zaczął nieśmiało. - Ludzkie jedzenie przestanie ci
smakować...
- To, co będę jadł?
- Nektar, owoce, warzywa, zboża, ogólnie pokarmy roślinne.
- Oczywiście możesz jeść mięso, ale nie będzie ci ona w
ogóle smakować.
- A wampiry, co jedzą?
- Odwrotnie. Tylko mięso. Najbardziej mi osobiście smakuje
dziczyzna, ale są różne gusta.
- Dlaczego mi o tych moich niezbyt hmm... Przyjemnych
cechach nie powiedziałeś wcześniej?
- Sam nie wiem- skłamał. - Przepraszam. Opowiesz mi coś o tej istocie?
- Nie mogę.
- Rozumiem - westchnął. - Już szesnasta. Za godzinę
oprowadzę cię po mieście. Odpocznij sobie. Ja mam coś do załatwienia -
dokończył i wyszedł.
Harry położył się na kanapie i otworzył książeczkę. Zaczął
czytać:
HAROLD JAMES POTTER
(abchin)
żywioł: ogień, ziemia,
woda, powietrze
Artefakt: koniczyna
żywiołów
Oczy: fioletowe (
Zmieniają kolor. Mogą być: fioletowe, czarne, różowe. Zmiana zależy od nastroju
osoby.)
Moc: Pradawna Magia
Abchinów, Czarna Magia.
Pod spodem był dopisek:
Drogi Harry!
Na razie tylko tyle
możesz wiedzieć. Z biegiem czasu ta książka sama zacznie się zapełniać. Nie
pokazuj nikomu, że dostałeś dwa artefakty. Podczas szkolenia pilnie się ucz, bo
nawet nie zdajesz sobie najmniejszej sprawy jak bardzo ci się to przyda. A, i
jeszcze jedno. Tylko ty widzisz zawartość tej książki.
Bardzo go to zdziwiło. Z tego, co wyczytał w książce, którą
rano dał mu Addy można mieć tylko jeden żywioł, góra dwa. A on ma aż cztery. To
pewnie pomyłka - pomyślał. Westchnął i postanowił jeszcze raz ją przejrzeć.
***
- Ale tu wspaniale - zachwycał się Harry. Dochodziła druga w
nocy. Młody abchin, razem z wampirem siedzieli na ławce w królewskim ogrodzie.
Przed nimi rozciągało się wspaniałe jezioro, zwane Jeziorem Spokojnego Wichru.
Nie rozumiał tej nazwy. Wydawała mu się ona dziwna. Po raz kolejny obrócił
głowę. Wszędzie dookoła rosły kwiaty. Setki, a jeśli nawet nie tysiące różnych
gatunków kwiatów. Wszędzie latały purpurowe rosceuxy. Obecnie, jeden z nich
pilnie przyglądał się chłopakowi. Po chwili podleciał do niego i pokłonił się
mu, po czym usiadł na jego ramieniu.
- CO??? To... Jak?.. Nie... - Henk, mimo, że był doskonale
wyszkolonym aktorem nie mógł wydusić z siebie słowa. Po chwili milczenia
wyjąkał: - To niemożliwe. On, on ciebie wybrał na właściciela. Ja... Ty...
Jesteś wielkim szczęściarzem. Możesz nadać mu imię.
Nastolatek delikatnie pogładził ptaka po jego głowie, a ten
rzucił mu inteligentne spojrzenie.
- Może... Violle - nadał mu imię po chwili zastanowienia.
Ptak puścił mu oczko na znak, że się zgadza i odleciał.
- Chyba się pomyliłeś. Opuścił mnie.
- Nie, na pewno nie. Zobaczysz, że wróci.
- Mam nadzieję.
- Wracamy do mnie. Musisz być wyspany w pierwszym dniu
szkoły. To nie będzie takie proste, jak ci się wydaje. Ale będę za ciebie
trzymał kciuki. Nie wiem, kto cię będziesz szkolił. Kula wskaże jutro.
Najgorsze jest w całym Bractwie Mroku szkolenie. Większość mentorów jest
dość... Brutalna. Ale niestety tak musi być. Inaczej niczego byś się nie
nauczył. Staraj się uważać na teorii, a na zajęciach praktycznych wkładać w to,
co robisz całego siebie.
- Dziękuję za radę.
- Nie ma, za co. Mi tego nikt nie powiedział - zakończył
rozmowę.
Rozdział 7: Istota