Ku zaskoczeniu Pottera koło południa następnego dnia
odwiedził ich profesor Snape. Z poważną miną wszedł do salonu i nie zwracając
uwagi na czwórkę uczniów poszedł do pokoju aurorki, z którą chciał porozmawiać.
Harry wytężył lekko słuch i już słyszał każde słowo wypowiedziane w sąsiednim
pomieszczeniu.
- To, co ja z nimi zrobię? - Zapytała Tonks.
- Zabierz ich gdziekolwiek, byle jak najszybciej. Voldemort
wie już, kto tu jest i może się tu pojawić w każdej chwi... - Nie dokończył
mówić szpieg, bo za oknem kilka osób się teleportowało. Mężczyzna zaklął i
wszedł do salonu. Wziął stojący na stole talerz i zamienił go w świstoklik, a
następnie podał zdezorientowanej młodzieży. Tylko Wybraniec zdawał sobie sprawę
z grożącego im niebezpieczeństwa. Jednak spokojnie chwycił przedmiot i już po
sekundzie poczuł nieprzyjemne szarpnięcie w okolicach pępka, a świat zawirował
dookoła niego.
Znaleźli się w dużym i mrocznym salonie, który od razu do
gustu przypadł abchinowi. Przed kominkiem stały dwie, skórzane kanapy, a na
licznych regałach stały setki książek. Magiczny żyrandol oświetlał
pomieszczenie, a gruby dywan leżał na podłodze.
- Gdzie jesteśmy? - Zapytała zdezorientowana Hermiona.
- Wydaje mi się, że w domu Snape'a - powiedział Harry. Jakby
na potwierdzenie jego słów przed nimi pojawił się domowy skrzat odziany tylko w
starą, zniszczoną chusteczkę.
- Witajcie w posiadłości Snape'ów. Jestem Goszek i opiekuję
się tym domem.
Hermiona oczywiście zaraz opowiedziała mu o swojej
organizacji W.E.S.Z. Zaczęła mu właśnie mówić o Zgredku i jego uwolnieniu, gdy
do pokoju teleportował się właściciel posiadłość razem z ich rzeczami.
- Możesz sobie darować tą wzruszającą mowę, Panno Granger -
rzucił jadowicie do dziewczyny Snape. - To mój skrzat i słucha tylko mnie.
- Ja... - Zaczerwieniła się trochę.
- Znajdujecie się w MOIM domu i niestety póki się sytuacja
nie wyjaśni tu zostaniecie. Nie wolno wam niczego dotykać, a także wychodzić ze
swoich pokoi bez mojego pozwolenia. Skrzat was zaprowadzi, a ja skontaktuję się
z dyrektorem - powiedział i teleportował się.
Harry otrzymał mały pokoik na drugim piętrze, a jego
przyjaciół umieszczono piętro niżej. To chłopakowi bardzo odpowiadało -
stronił, bowiem od ludzi odkąd całkowicie przemienił się w abchina. Usiadł na
wąskim, przykrytym zieloną kapą łóżku. Zaczął zastanawiać się nad ostatnimi
wydarzeniami.
W świecie czarodziejów od śmierci ministra panował chaos.
Zakon Feniksa miał pełne ręce roboty. Doszły go też słuchy, że jego była
nauczycielka OPCM, a raczej Obrony Przez Nauką Praktyczną Obrony Przed Czarną
Magią kandyduje na Ministra Magii. Voldemort z dnia na dzień rósł w siłę, zdobywając
licznych popleczników. Ale on się tym zbytnio nie przejmował. Gdyby tylko
chciał, mógłby z łatwością wysadzić całą planetę w powietrze, ale niestety był
pod przysięgą. Ostatnio irytowało go ciągłe ukrywanie mocy, udawanie słabszego.
Wiedział też, że może mieć kłopoty, jeśli będzie spędzał więcej czasu z
profesorem Snapem. Poza tym, jeśli nauczyciel rzeczywiście jest utalentowanym magiem umysłu to szybko odkryje prawdziwą aurę
Pottera. Abchina intrygowała postać Mistrza Eliksirów. Jak na człowieka był
bardzo potężnym magiem i zdolnym szpiegiem. Harry już na początku sprawdził czy
na leży on do jakiegoś bractwa czy zgromadzenie. Okazało się, że jest tylko
Członkiem Zakonu Feniksa i śmierciożercą.
Następnego dnia rano Harry zszedł na śniadanie. Znajdowali
się tam już Giny, Ron i Hermiona. Usiadł obok tej ostatniej i właśnie zaczęli
prowadzić rozmowę, gdy do pomieszczenia wszedł Snape.
- Dzień dobry - powiedzieli chórkiem na widok siadającego
przy stole mężczyzny. On zmierzył ich badawczym spojrzeniem, po czym
powiedział:
- Do końca wakacji pozostało sześć dni, które spędzicie pod
moją opieką w tym domu. Nie wolno wam spacerować po domu. Możecie tylko
przebywać w przydzielonych wam pokojach, salonie i jadalni. Kategorycznie
zabraniam opuszczania budynku bez mojej zgody - oznajmił im. - Wasi rodzice -
zwrócił się do Rona i Ginny - nadal przebywają na misji dla Zakonu, więc
odbiorą was dopiero w ostatnim dniu wakacji i zrobią z wami szkolne zakupy.
Zrozumiano?
Pokiwali głowami.
- Po śniadaniu pan Potter pójdzie do mojego gabinetu. Musimy
porozmawiać.
- O czym? - Zdziwił się chłopak.
- O wynikach twojego egzaminu - odpowiedział nauczyciel.
- Dobrze - zgodził się i ku zaskoczeniu wszystkich obecnych
uśmiechnął się pod nosem.
Solidnie wykonane, dębowe drzwi zamknęły się za wchodzącym
chłopakiem do gabinetu nienawidzonego przez wiele lat profesora. Pomieszczenie
było niemal dokładną kopią tego znajdującego się w Hogwarcie. Do nielicznych
szczegółów można było zaliczyć okno wychodzące na północ, zasłonięte grubymi
zasłonami.
Zmęczony życiem, czarnooki mężczyzna siedzący na wygodnym,
czarnym fotelu za biurkiem wskazał miejsce naprzeciw siebie swojemu uczniowi.
- Czy możesz mi to wyjaśnić, Potter? - Zapytał chłopaka
pokazując mu oficjalny list od komisji egzaminacyjnej z poprawą chłopaka.
- Raczej nie - odparł, a widząc zdziwioną minę nauczyciela
dodał: - Nie ma tu nic do wyjaśniania. Po prostu nauczyłem się i poprawiłem.
- Czy ty siebie słyszysz, Potter? Myślisz, że uwierzę, że
moich dwóch najgorszych uczniów z tego przedmiotu po prostu olśniło i poprawili
egzamin na Wybitny?
- To zabawne. Jest pan strasznym niedowiarkiem - mruknął
Harry.
- Minus dwadzieścia punktów od twojego domu za bezczelność -
syknął zirytowany nauczyciel.
- Rok szkolny jeszcze się nie zaczął - poinformował go
spokojnie abchin. - Nauczyłem się i zdałem. Niech pan to w końcu zrozumie -
krzyknął chłopak i wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
PERSPEKTYWA SNAPE’A
Nauczyciel wstał i poszedł do swojej sypialni zrezygnowany.
Podczas tej krótkiej rozmowy uważnie przyglądał się nastolatkowi i to, co
zaobserwował zaniepokoiło go. Coś odmieniło Wybrańca. Jego zachowanie zmieniło
się całkowicie, a także nauczył się panować nad sobą. Aura Pottera była jakaś
dziwna, jakby zasłonięta jakimś zaklęciem. Zaniepokoiło go też to, że wyczuwał
od chłopaka Czarną Magię. Wiedział, że jest to bardzo niebezpieczna dziedzina i
jeśli ktoś nie jest wystarczająco silny to może się od niej uzależnić. Severus
nie miał wyboru - musiał poważnie porozmawiać o chłopaku, zanim będzie za
późno.
KONIEC PERSPEKTYWY SNAPE’A
Tymczasem w gabinecie Albusa Dumbledore’a, w Hogwarcie…
Siwobrody staruszek siedząc na wygodnym krześle, właśnie
rozpakowywał kolejną paczkę cytrynowych dropsów, gdy usłyszał delikatne pukanie
do drzwi.
- Proszę - powiedział. Profesor McGonagall wprowadziła
ciemnowłosego chłopaka ubranego w skórzaną kurtkę i dżinsy, a także jego matkę
- elegancką kobietę w łososiowej sukience.
- Co za niespodzianka - krzyknął uradowany dyrektor. - Pani
doktor Malfoy z synem we własnej osobie. Miło mi was widzieć.
- Dzień dobry, Albusie - przywitała się matka i podała
mężczyźnie rękę do ucałowania.
- Siadajcie - wskazał im dwa krzesła stojące naprzeciw jego
biurka. - Co was sprowadza w moje skromne progi? - Zapytał.
- Marco uparł się, że chce w tym roku uczęszczać do Hogwartu
i przybyłam go tutaj zapisać.
- Ile masz lat chłopcze? - Zapytał Dumbledore.
- Dwadzieścia jeden. Powinienem w tym roku kończyć
Durmstrang, ale wolę zdawać OWTM w Anglii.
- Uważasz, że są tutaj łatwiejsze? - Zdziwił się
niebieskooki.
- Nie, ale tamta szkoła mi się znudziła, a z opowiadań
kolegów, którzy byli tu dwa lata temu jest tu świetnie.
- Jak uważasz, to twoja decyzja - odpowiedział dyrektor. -
Pójdziesz, więc na ostatni rok.
- Nie mogę sam wybrać domu? - bardziej stwierdził niż
zapytał chłopak.
- Przydzielimy cię od razu - staruszek uśmiechnął się.
Profesor McGonagall podała nowemu uczniowi Tiarę Przydziału,
a on nałożył ją na głowę.
Rozdział 28: Znowu przeprowadzka