sobota, 21 stycznia 2012

Rozdział 28: Znowu przeprowadzka


Ku zaskoczeniu Pottera koło południa następnego dnia odwiedził ich profesor Snape. Z poważną miną wszedł do salonu i nie zwracając uwagi na czwórkę uczniów poszedł do pokoju aurorki, z którą chciał porozmawiać. Harry wytężył lekko słuch i już słyszał każde słowo wypowiedziane w sąsiednim pomieszczeniu.
- To, co ja z nimi zrobię? - Zapytała Tonks.
- Zabierz ich gdziekolwiek, byle jak najszybciej. Voldemort wie już, kto tu jest i może się tu pojawić w każdej chwi... - Nie dokończył mówić szpieg, bo za oknem kilka osób się teleportowało. Mężczyzna zaklął i wszedł do salonu. Wziął stojący na stole talerz i zamienił go w świstoklik, a następnie podał zdezorientowanej młodzieży. Tylko Wybraniec zdawał sobie sprawę z grożącego im niebezpieczeństwa. Jednak spokojnie chwycił przedmiot i już po sekundzie poczuł nieprzyjemne szarpnięcie w okolicach pępka, a świat zawirował dookoła niego.
Znaleźli się w dużym i mrocznym salonie, który od razu do gustu przypadł abchinowi. Przed kominkiem stały dwie, skórzane kanapy, a na licznych regałach stały setki książek. Magiczny żyrandol oświetlał pomieszczenie, a gruby dywan leżał na podłodze.
- Gdzie jesteśmy? - Zapytała zdezorientowana Hermiona.
- Wydaje mi się, że w domu Snape'a - powiedział Harry. Jakby na potwierdzenie jego słów przed nimi pojawił się domowy skrzat odziany tylko w starą, zniszczoną chusteczkę.
- Witajcie w posiadłości Snape'ów. Jestem Goszek i opiekuję się tym domem.
Hermiona oczywiście zaraz opowiedziała mu o swojej organizacji W.E.S.Z. Zaczęła mu właśnie mówić o Zgredku i jego uwolnieniu, gdy do pokoju teleportował się właściciel posiadłość razem z ich rzeczami.
- Możesz sobie darować tą wzruszającą mowę, Panno Granger - rzucił jadowicie do dziewczyny Snape. - To mój skrzat i słucha tylko mnie.
- Ja... - Zaczerwieniła się trochę.
- Znajdujecie się w MOIM domu i niestety póki się sytuacja nie wyjaśni tu zostaniecie. Nie wolno wam niczego dotykać, a także wychodzić ze swoich pokoi bez mojego pozwolenia. Skrzat was zaprowadzi, a ja skontaktuję się z dyrektorem - powiedział i teleportował się.
Harry otrzymał mały pokoik na drugim piętrze, a jego przyjaciół umieszczono piętro niżej. To chłopakowi bardzo odpowiadało - stronił, bowiem od ludzi odkąd całkowicie przemienił się w abchina. Usiadł na wąskim, przykrytym zieloną kapą łóżku. Zaczął zastanawiać się nad ostatnimi wydarzeniami.
W świecie czarodziejów od śmierci ministra panował chaos. Zakon Feniksa miał pełne ręce roboty. Doszły go też słuchy, że jego była nauczycielka OPCM, a raczej Obrony Przez Nauką Praktyczną Obrony Przed Czarną Magią kandyduje na Ministra Magii. Voldemort z dnia na dzień rósł w siłę, zdobywając licznych popleczników. Ale on się tym zbytnio nie przejmował. Gdyby tylko chciał, mógłby z łatwością wysadzić całą planetę w powietrze, ale niestety był pod przysięgą. Ostatnio irytowało go ciągłe ukrywanie mocy, udawanie słabszego. Wiedział też, że może mieć kłopoty, jeśli będzie spędzał więcej czasu z profesorem Snapem. Poza tym, jeśli nauczyciel rzeczywiście jest utalentowanym  magiem umysłu to szybko odkryje prawdziwą aurę Pottera. Abchina intrygowała postać Mistrza Eliksirów. Jak na człowieka był bardzo potężnym magiem i zdolnym szpiegiem. Harry już na początku sprawdził czy na leży on do jakiegoś bractwa czy zgromadzenie. Okazało się, że jest tylko Członkiem Zakonu Feniksa i śmierciożercą.
Następnego dnia rano Harry zszedł na śniadanie. Znajdowali się tam już Giny, Ron i Hermiona. Usiadł obok tej ostatniej i właśnie zaczęli prowadzić rozmowę, gdy do pomieszczenia wszedł Snape.
- Dzień dobry - powiedzieli chórkiem na widok siadającego przy stole mężczyzny. On zmierzył ich badawczym spojrzeniem, po czym powiedział:
- Do końca wakacji pozostało sześć dni, które spędzicie pod moją opieką w tym domu. Nie wolno wam spacerować po domu. Możecie tylko przebywać w przydzielonych wam pokojach, salonie i jadalni. Kategorycznie zabraniam opuszczania budynku bez mojej zgody - oznajmił im. - Wasi rodzice - zwrócił się do Rona i Ginny - nadal przebywają na misji dla Zakonu, więc odbiorą was dopiero w ostatnim dniu wakacji i zrobią z wami szkolne zakupy. Zrozumiano?
Pokiwali głowami.
- Po śniadaniu pan Potter pójdzie do mojego gabinetu. Musimy porozmawiać.
- O czym? - Zdziwił się chłopak.
- O wynikach twojego egzaminu - odpowiedział nauczyciel.
- Dobrze - zgodził się i ku zaskoczeniu wszystkich obecnych uśmiechnął się pod nosem.
Solidnie wykonane, dębowe drzwi zamknęły się za wchodzącym chłopakiem do gabinetu nienawidzonego przez wiele lat profesora. Pomieszczenie było niemal dokładną kopią tego znajdującego się w Hogwarcie. Do nielicznych szczegółów można było zaliczyć okno wychodzące na północ, zasłonięte grubymi zasłonami.
Zmęczony życiem, czarnooki mężczyzna siedzący na wygodnym, czarnym fotelu za biurkiem wskazał miejsce naprzeciw siebie swojemu uczniowi.
- Czy możesz mi to wyjaśnić, Potter? - Zapytał chłopaka pokazując mu oficjalny list od komisji egzaminacyjnej z poprawą chłopaka.
- Raczej nie - odparł, a widząc zdziwioną minę nauczyciela dodał: - Nie ma tu nic do wyjaśniania. Po prostu nauczyłem się i poprawiłem.
- Czy ty siebie słyszysz, Potter? Myślisz, że uwierzę, że moich dwóch najgorszych uczniów z tego przedmiotu po prostu olśniło i poprawili egzamin na Wybitny?
- To zabawne. Jest pan strasznym niedowiarkiem - mruknął Harry.
- Minus dwadzieścia punktów od twojego domu za bezczelność - syknął zirytowany nauczyciel.
- Rok szkolny jeszcze się nie zaczął - poinformował go spokojnie abchin. - Nauczyłem się i zdałem. Niech pan to w końcu zrozumie - krzyknął chłopak i wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami.

PERSPEKTYWA SNAPE’A
Nauczyciel wstał i poszedł do swojej sypialni zrezygnowany. Podczas tej krótkiej rozmowy uważnie przyglądał się nastolatkowi i to, co zaobserwował zaniepokoiło go. Coś odmieniło Wybrańca. Jego zachowanie zmieniło się całkowicie, a także nauczył się panować nad sobą. Aura Pottera była jakaś dziwna, jakby zasłonięta jakimś zaklęciem. Zaniepokoiło go też to, że wyczuwał od chłopaka Czarną Magię. Wiedział, że jest to bardzo niebezpieczna dziedzina i jeśli ktoś nie jest wystarczająco silny to może się od niej uzależnić. Severus nie miał wyboru - musiał poważnie porozmawiać o chłopaku, zanim będzie za późno.
KONIEC PERSPEKTYWY SNAPE’A

Tymczasem w gabinecie Albusa Dumbledore’a, w Hogwarcie…
Siwobrody staruszek siedząc na wygodnym krześle, właśnie rozpakowywał kolejną paczkę cytrynowych dropsów, gdy usłyszał delikatne pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedział. Profesor McGonagall wprowadziła ciemnowłosego chłopaka ubranego w skórzaną kurtkę i dżinsy, a także jego matkę - elegancką kobietę w łososiowej sukience.
- Co za niespodzianka - krzyknął uradowany dyrektor. - Pani doktor Malfoy z synem we własnej osobie. Miło mi was widzieć.
- Dzień dobry, Albusie - przywitała się matka i podała mężczyźnie rękę do ucałowania.
- Siadajcie - wskazał im dwa krzesła stojące naprzeciw jego biurka. - Co was sprowadza w moje skromne progi? - Zapytał.
- Marco uparł się, że chce w tym roku uczęszczać do Hogwartu i przybyłam go tutaj zapisać.
- Ile masz lat chłopcze? - Zapytał Dumbledore.
- Dwadzieścia jeden. Powinienem w tym roku kończyć Durmstrang, ale wolę zdawać OWTM w Anglii.
- Uważasz, że są tutaj łatwiejsze? - Zdziwił się niebieskooki.
- Nie, ale tamta szkoła mi się znudziła, a z opowiadań kolegów, którzy byli tu dwa lata temu jest tu świetnie.
- Jak uważasz, to twoja decyzja - odpowiedział dyrektor. - Pójdziesz, więc na ostatni rok.
- Nie mogę sam wybrać domu? - bardziej stwierdził niż zapytał chłopak.
- Przydzielimy cię od razu - staruszek uśmiechnął się.
Profesor McGonagall podała nowemu uczniowi Tiarę Przydziału, a on nałożył ją na głowę. 

0 komentarze: