W poniedziałkowy poranek ponad murami Hogwartu unosiły się
jasne, kłębiaste obłoki. „Lato w pełni,
cudowna szkocka przyroda, stary zamek pełen tajemnic. Czego można chcieć więcej
do szczęścia?” – zastanawiała się Ajlinna Spore, stojąc w bramie szkoły,
która na najbliższe lata miała się stać jej domem. Rozkoszując się otaczającym
ją pięknem nie zauważyła zbliżającej się do niej postaci dość małych gabarytów.
- Pani dyrektor Spore? – zwrócił jej uwagę mały człowieczek,
ubrany w dopasowaną do swoich niewielkich rozmiarów szatę czarodziejską.
- Owszem – odparła, wciąż w dobrym humorze. Z trudem ukryła
rozbawienie na widok jego dostojnego, poważnego zachowania.
- Profesor Filius Flitwick, nauczyciel
zaklęć. Poproszono mnie, abym zaprowadził panią do gabinetu dyrektorskiego.
- Miło mi pana poznać – odpowiedziała, zastanawiając się,
jakiego rodzaju schorzenie mogło dotknąć tego człowieka, szybkim krokiem
zmierzającego do zamku.
To nie była pierwsza, ale niejedna niespodzianka, jaka
czekała ją tego dnia. W głównym holu zamku spotkała całą kadrę nauczycielską
szkoły. Większość okazała się dość przyjaźnie do niej nastawiona, jednak nie
przeoczyła tajemniczego, złośliwego uśmieszku, jaki posłała jej Minerwa. Oczywiście
zwrócili uwagę na jej mugolski sukienkę, ale nie skomentowali tego.
- Czyli obecnie brakuje nauczyciela eliksirów,
mugoloznawstwa obrony przed czarną magią i historii magii.
- Tych trzech pierwszych tak – odpowiedziała jej kobieta o
imieniu Sinistra. – Profesora od historii magii poznasz zapewne niebawem. Na
pewno złoży ci wizytę we właściwym czasie.
- Co to ma znaczyć? – zapytała zdziwiona.
- Profesor Binns jest duchem – wyjaśniła jej profesor
Sprout. – Pracuje tu już od wielu, wielu dekad.
- Duchem? – zaniepokoiła się Ajlinna. – Tak można?
- Poprzednim dyrektorom to nie przeszkadzało – odpowiedział
obiekt rozmowy, wyłaniając się niespodziewanie z jednej ze ścian. – Jeśli
jednak pani życzeniem jest zatrudnić kogoś żywego, mniej kompetentnego,
pozbawionego rozległej wiedzy z historii magii, to proszę się nie krępować.
Kiedyś trzeba sobie wreszcie zrobić wakacje.
- Przemyślę to – odparła. – Profesorze Flitwick, mógłby pan zaprowadzić mnie do mojego gabinetu?
- Oczywiście. Już idziemy – mruknął Filius.
– Proszę za mną.
Ajlinna pożegnała się z pozostałymi nauczycielami i ruszyła
za małym człowieczkiem na górę. Kolejne piętra i korytarze coraz bardziej ją
oczarowywały. „Tak dawno nie badała
żadnych magicznych wnętrz. Będzie musiała sobie sporo rzeczy przypomnieć.
Jednak najpierw formalności” – obiecała sobie.
- To tutaj – bez jakiegokolwiek wyjaśnienia Flitwick zostawił ją przed wiekową, kamienną chimerą i znikł
za zakrętem jednego z korytarzy.
Ajlinna rozejrzała się uważnie dokoła. Tu gdzieś musiało być
tajne przejście do jej gabinetu. Tylko gdzie? Jej uwagę zwróciła kamienna
rzeźba chimery.
- Jako dyrektor Hogwartu proszę o otworzenie przejścia do
mojego gabinetu – zaintonowała głośno i wyraźnie, mając nadzieję, że to
poskutkuje. Nie myliła się. Posąg odsunął się, ukazując ukryte schody. „Jak najszybciej muszę się dowiedzieć więcej
o tej szkole” – obiecała sobie, a następnie przekroczyła próg swojego
nowego lokum. Pomieszczenie było dość duże i przestronne. Składało się z dwóch
pięter. Na dole mieściła się główna, oficjalna część gabinetu. Znajdowały się
tam liczne półki z książkami oraz szafy z magicznymi instrumentami. Na
podwyższeniu, w centrum pomieszczenia mieściło się spore biurko, a przed nim
dwa fotele dla gości. Jednak najbardziej niezwykły element tego pomieszczenia
stanowiły magiczne portrety byłych dyrektorów. Niektórych z nich rozpoznała.
Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, wyciągnęła różdżkę i zaczęła szeptać
dość skomplikowaną inkantację. Już po chwili żaden z portretów nie był w stanie
się odezwać. Nie miała ochoty na przyjacielskie pogawędki.
Z zaciekawieniem weszła po kolejnych schodach. Znalazła się
na balkonie otaczającym gabinet, a ściany szczelnie otulały półki z cennymi
woluminami. Zwłaszcza jedna z nich wyglądała dość podejrzanie i zbliżyła się do
niej, szeptając zaklęcie otwierające. O dziwo, podziałało. Kolejne tajne
przejście otworzyło się. Całkowicie pusty pokój zamierzała przekształcić w
sypialnię. Kilkanaście minut zajęło jej wyczarowanie odpowiednich mebli.
Brakowało jej jeszcze łazienki, ale to nie stanowiło problemu – wyczarowała
sobie drzwi i stworzyła magiczną przestrzeń. W końcu nie bez powodu nazywano ją
mistrzynią zaklęć i transmutacji. Chociaż do tego nie miała zamiaru przyznawać
się jej podwładnym. Wystarczy, że ogłoszono wszem i wobec, że eliksiry i
zielarstwo opanowała na mistrzowskim poziomie. Urządzanie swojej nowej kwatery
zakończyła założeniem silnych zaklęć zabezpieczających, zarówno na prywatne
pomieszczenie, jak i drzwi głównego gabinetu. Swoje osobiste rzeczy miała
zamiar wypakować wieczorem, ale na razie musiała zmierzyć się z najpilniejszymi
papierkowymi sprawami.
6. Chłodne powitanie