Witam! Po ponad rocznej przerwie w pisaniu fan fiction wracam do Was z zupełnie nowym opowiadaniem! Rozdziały obiecuję publikować kilka razy w tygodniu, jeśli nie codziennie. Będą one krótkie, lecz w znacznie lepszej jakości niż kiedyś. Mam nadzieję, że odzyskam chociaż część czytelników. Przypominam, że nic tak dobrze weny nie karmi jak komentarze. Mam nadzieję, że trafię w Wasz gust i zaintryguję Was. Miłego czytania!
Wydarzenia opisane w prologu odbywają się miesiąc po rozpoczęciu akcji opowiadania. Jeśli ktoś nie chce wiedzieć, co się będzie działo dalej, zapraszam do rozpoczęcia czytania od rozdziału pierwszego.
Mapa Huncwotów płonęła. Jasne promienie magicznego ognia spopieliły ją w błyskawicznym tempie. Jedna z niewielu pamiątek po ojcu Harry’ego Pottera została zniszczona bezpowrotnie. Zielone tęczówki dość wysokiego bruneta wpatrywały się z niedowierzeniem w sprawcę, odpowiedzialnego za ten okropny czyn. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo użyteczny był ten przedmiot dla niego. Tyle razy mu pomagał, wyciągał z kłopotów, jak przyjaciel. A teraz resztki po nim leżały sobie na dyrektorskim biurku, jak zwyczajne śmieci. Od tego momentu znienawidził nową dyrektorkę Hogwartu i poprzysiągł sobie, że zemści się na niej przy pierwszej nadarzającej się okazji. Pokonał Lorda Voldemorta, to nie utrze nosa jakiejś blondynie z drugiego końca świata, która przybyła niespodziewanie do Anglii, obejmując najwyższe stanowisko w szkole dzięki poparciu kilku wpływowych osobistości?

Tymczasem obiekt złości młodego Pottera uważnie obserwował zmiany na jego twarzy. Jasnowłosa kobieta, siedząca przy biurku, nie mogła mieć więcej niż trzydzieści kilka lat. Jasne kosmyki jej włosów okalały opaloną twarz o dość delikatnych rysach. Szare oczy zdawały się być bez wyrazu, jednak uważny obserwator potrafiłby odczytać tkwiące w nich emocje. Szafirowa sukienka podkreślała idealną figurę czarownicy. Ten strój daleki był od tradycyjnych, czarodziejskich szat, jakie zazwyczaj nosili dyrektorowie szkoły. Jednak to była tylko jedna z wielu rzeczy, o których uczniowie szeptali w ciągu ostatnich godzin na temat swojej nowej dyrektorki. I zdecydowanie nie najbardziej kontrowersyjna. Młoda kobieta nie wyglądała na kogoś, nadającego się na tak poważne stanowisko. W dodatku zdawała się niezbyt dobrze orientować w aktualnej sytuacji politycznej. Nauczyciele, póki co, podchodzili do niej z dystansem, nie znając jej zwyczajów. W poczuciu sympatii do nowej przełożonej niezbyt pomagał fakt, że zarządziła wizytację na każdym z przedmiotów, chcąc ingerować w ich programy nauczania. Aż w końcu ostatnią rzeczą, jaka wywołała liczne spekulacje wśród kończących uroczystą kolację osób, było niespodziewane wezwanie Harry’ego Pottera do jej gabinetu, zaraz po zakończeniu pierwszego posiłku w tym roku szkolnym.
Ajlinna bez zbędnych uprzejmości przywołała z kieszeni zdezorientowanego chłopaka wyglądający na kawałek pergaminu przedmiot magiczny i bez słowa wyjaśnienia spaliła go.
- Co pani wyprawia? – Wybraniec opamiętał się dopiero po chwili. Kobieta zignorowała brak jego manier i jedynie odpowiedziała na zadane pytanie:
- Wolałabym nie biegać każdej nocy za uczniami urządzającymi sobie wycieczki – odparła konwersacyjnym tonem, jakby mówiła o pogodzie. – Dzięki temu uniknie pan pokus, panie Potter.
- Ale to był kawałek pergami… - zaczął wyjaśniać, jednak przerwał, zdając sobie sprawę, że nie miało to żadnego sensu. – Skąd pani wiedziała?
- Jestem dyrektorką tej szkoły, a to do czegoś zobowiązuje – odparła tajemniczo, przyglądając się jego pięściom, wciąż zaciśniętym ze złości. – Radziłabym się panu cieszyć, że nie odebrałam peleryny. Wtedy dopiero miałby pan na co narzekać.
- To moje osobiste przedmioty – zaprotestował. – Mapę dostałem po ojcu, była dla mnie ważna!
- Musi się pan z tym pogodzić. Niestety nie miałam wyboru – odpowiedziała. – Proszę się już tak nie unosić. Jeżeli nie chce pan mnie spytać o nic konkretnego, to już podziękuję za wizytę. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.
Zachowanie dyrektorki zaszokowało Harry’ego całkowicie. Było ono dla niego niewyobrażalne. Dziś jednak zdziałać zbyt wiele nie mógł. Zbierając w sobie resztki opanowania, jakie mu zostały, wyprostował dłonie i powiedział:
- Dobranoc, pani dyrektor.
Wydarzenia opisane w prologu odbywają się miesiąc po rozpoczęciu akcji opowiadania. Jeśli ktoś nie chce wiedzieć, co się będzie działo dalej, zapraszam do rozpoczęcia czytania od rozdziału pierwszego.
Mapa Huncwotów płonęła. Jasne promienie magicznego ognia spopieliły ją w błyskawicznym tempie. Jedna z niewielu pamiątek po ojcu Harry’ego Pottera została zniszczona bezpowrotnie. Zielone tęczówki dość wysokiego bruneta wpatrywały się z niedowierzeniem w sprawcę, odpowiedzialnego za ten okropny czyn. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo użyteczny był ten przedmiot dla niego. Tyle razy mu pomagał, wyciągał z kłopotów, jak przyjaciel. A teraz resztki po nim leżały sobie na dyrektorskim biurku, jak zwyczajne śmieci. Od tego momentu znienawidził nową dyrektorkę Hogwartu i poprzysiągł sobie, że zemści się na niej przy pierwszej nadarzającej się okazji. Pokonał Lorda Voldemorta, to nie utrze nosa jakiejś blondynie z drugiego końca świata, która przybyła niespodziewanie do Anglii, obejmując najwyższe stanowisko w szkole dzięki poparciu kilku wpływowych osobistości?

Tymczasem obiekt złości młodego Pottera uważnie obserwował zmiany na jego twarzy. Jasnowłosa kobieta, siedząca przy biurku, nie mogła mieć więcej niż trzydzieści kilka lat. Jasne kosmyki jej włosów okalały opaloną twarz o dość delikatnych rysach. Szare oczy zdawały się być bez wyrazu, jednak uważny obserwator potrafiłby odczytać tkwiące w nich emocje. Szafirowa sukienka podkreślała idealną figurę czarownicy. Ten strój daleki był od tradycyjnych, czarodziejskich szat, jakie zazwyczaj nosili dyrektorowie szkoły. Jednak to była tylko jedna z wielu rzeczy, o których uczniowie szeptali w ciągu ostatnich godzin na temat swojej nowej dyrektorki. I zdecydowanie nie najbardziej kontrowersyjna. Młoda kobieta nie wyglądała na kogoś, nadającego się na tak poważne stanowisko. W dodatku zdawała się niezbyt dobrze orientować w aktualnej sytuacji politycznej. Nauczyciele, póki co, podchodzili do niej z dystansem, nie znając jej zwyczajów. W poczuciu sympatii do nowej przełożonej niezbyt pomagał fakt, że zarządziła wizytację na każdym z przedmiotów, chcąc ingerować w ich programy nauczania. Aż w końcu ostatnią rzeczą, jaka wywołała liczne spekulacje wśród kończących uroczystą kolację osób, było niespodziewane wezwanie Harry’ego Pottera do jej gabinetu, zaraz po zakończeniu pierwszego posiłku w tym roku szkolnym.
Ajlinna bez zbędnych uprzejmości przywołała z kieszeni zdezorientowanego chłopaka wyglądający na kawałek pergaminu przedmiot magiczny i bez słowa wyjaśnienia spaliła go.
- Co pani wyprawia? – Wybraniec opamiętał się dopiero po chwili. Kobieta zignorowała brak jego manier i jedynie odpowiedziała na zadane pytanie:
- Wolałabym nie biegać każdej nocy za uczniami urządzającymi sobie wycieczki – odparła konwersacyjnym tonem, jakby mówiła o pogodzie. – Dzięki temu uniknie pan pokus, panie Potter.
- Ale to był kawałek pergami… - zaczął wyjaśniać, jednak przerwał, zdając sobie sprawę, że nie miało to żadnego sensu. – Skąd pani wiedziała?
- Jestem dyrektorką tej szkoły, a to do czegoś zobowiązuje – odparła tajemniczo, przyglądając się jego pięściom, wciąż zaciśniętym ze złości. – Radziłabym się panu cieszyć, że nie odebrałam peleryny. Wtedy dopiero miałby pan na co narzekać.
- To moje osobiste przedmioty – zaprotestował. – Mapę dostałem po ojcu, była dla mnie ważna!
- Musi się pan z tym pogodzić. Niestety nie miałam wyboru – odpowiedziała. – Proszę się już tak nie unosić. Jeżeli nie chce pan mnie spytać o nic konkretnego, to już podziękuję za wizytę. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.
Zachowanie dyrektorki zaszokowało Harry’ego całkowicie. Było ono dla niego niewyobrażalne. Dziś jednak zdziałać zbyt wiele nie mógł. Zbierając w sobie resztki opanowania, jakie mu zostały, wyprostował dłonie i powiedział:
- Dobranoc, pani dyrektor.
- Do widzenia, Harry. Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się w nieco milszych okolicznościach.
Promienie zachodzącego słońca oświetliły twarz, wpatrującej się przez okno w zamkowe błonia, kobiety. Nie malowały się na niej żadne emocje. Po dłuższej obserwacji można było jedynie wywnioskować, że jest zmęczona. Przyjęła postanowione przed nią wyzwanie i nie miała zamiaru się poddawać. Nie znała zbyt dobrze smaku porażki i zaznajomić się z nim lepiej nie chciała.
Promienie zachodzącego słońca oświetliły twarz, wpatrującej się przez okno w zamkowe błonia, kobiety. Nie malowały się na niej żadne emocje. Po dłuższej obserwacji można było jedynie wywnioskować, że jest zmęczona. Przyjęła postanowione przed nią wyzwanie i nie miała zamiaru się poddawać. Nie znała zbyt dobrze smaku porażki i zaznajomić się z nim lepiej nie chciała.
0. Prolog