sobota, 14 stycznia 2012

Rozdział 4: Na wolności.

Wolność to taka cudowna rzecz. Każdy jej pragnie, ale gdy już ją posiada nie docenia jej, a nawet mu przeszkadza. Tak było też w przypadku Harry’ego Pottera. Po około godzinie samotnej wędrówki zaułkami Londynu znudziło mu się to. Nie wiedział, co z sobą począć. Po raz kolejny zaburczało mu w brzuchu, a uczucie strachu powróciło w zdwojonej ilości. Czuł się taki bezradny. W tej chwili marzył, aby to dorośli podejmowali za niego decyzje. Jednak ta myśl szybko wyleciała mu z głowy, a jej miejsce zajął genialny plan. Wezwie Błędnego Rycerza! – olśniło go.
Magiczny autobus pojawił się po kilku sekundach. Jak zawsze robił wrażenie, materializując się niespodziewanie przed zagubionym w mugolskim świecie czarodziejem.

- Jestem Stan... - Zaczął jak zawsze swoją mowę rudowłosy konduktor.
- Wiem - powiedział chłopak i wsiadł.
- O rany! Harry! Jak miło cię widzieć chłopcze - przywitał się kierowca. - Dokąd tym razem się wybierasz?
- Na razie jak najdalej z tond.
Wedle jego życzenia autobus ruszył z zawrotną prędkością.
- Czy poleciłbyś mi jakieś miejsce, gdzie mógłbym przenocować, najlepiej niedaleko Pokątnej, nie licząc Dziurawego Kotła, bo tam będą mnie od razu szukać?
- Ha. A więc znowu uciekasz. Niestety w pobliżu nie ma czegoś takiego...  – rzekł smutno, niezadowolony, że nie może pomóc temu sympatycznemu młodzieńcowi. - Chociaż... – myślał intensywnie. - Jest mały mugolski pensjonat – dodał po chwili namysłu.
- Świetnie. Idealne miejsce. Tam mnie na pewno nie znajdą. Ale najpierw chciałbym wymienić pieniądze.
- Dobrze – zgodził się Stan.
Błędny Rycerz gwałtownie zawrócił. Po trzech minutach zatrzymał się przy starej budce, w której kiedyś sprzedawano lody.
- To może ja ci je wymienię - zaproponował swą pomoc konduktor. - Będzie szybciej i taniej, bo to mój przyjaciel. Chłopak bez wahania podał mu dwadzieścia galeonów. Nie przyszło mu do głowy, że ta wymiana może być nielegalna. Po chwili w kieszeni miał już aż dwa tysiące funtów. Autobus znowu ruszył. Po czternastu minutach zatrzymał się przed starym, lecz zadbanym pensjonatem.
- Za rogiem, po prawej stronie jest Dziurawy Kocioł - powiedział na pożegnanie rudzielec.
- Ile płacę?
- Dwanaście syki i pięć knutów.

Harry szybko zapłacił i wyszedł. Hedwigę wypuścił na łowy, a klatkę wepchnął do kufra. Gdyby zabrał sowę wzbudziłby podejrzenia mugoli. A tego nie chciał.
Przed nim znajdował się stary budynek. Drewniane okiennice porastał ciemnozielony bluszcz, a przed drzwiami leżała beżowa wycieraczka.
Bez wahania otworzył drzwi i wszedł. Hol nie był duży, ale za to przytulny. Po prawej stronie, przy kontuarze siedziała stara kobieta. Wyglądała na zmęczoną i znudzoną życiem.
- Dobry wieczór - przywitał się.
- Dobry wieczór. Zdążył pan w ostatniej chwili, właśnie miałam zamykać - powiedziała. - W czym mogę służyć?
- Chciałbym wynająć pokój na kilka dni.
- Może być na drugim piętrze z widokiem na park? Duży salon, sypialnia i łazienka. Razem z wyżywieniem to będzie 40 funtów za dobę.
- Tak, wezmę ten.
Zapłacił z góry za dwa dni. Boy hotelowy dał mu klucz i zaprowadził go. Nie chciało mu się teraz wszystkiego dokładnie oglądać. Zamknął tylko drzwi i rzucił klucz na stolik. Zmęczony od razu usnął na wygodnym łóżku.

***

A tymczasem w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa...
Ron właśnie wszedł do pokoju Harry'ego. Chciał pożyczyć się od niego książkę o Quidditchu. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył pusty pokój. Na łóżku leżała kartka:

Drodzy Przyjaciele!
Uciekłem. Mam już dość życia w złotej klatce. Nie szukajcie mnie. Do Hogwartu prawdopodobnie przybędę, ale niczego nie obiecuje. Wolę być narażony na niebezpieczeństwo niż przebywać z wami.
Pozdrawiam.
Harry
Ps.: Do Rona, Giny i Hermiony: Udanych wakacji. Nie martwcie się o mnie.
Ps.2: Do Snape’a: Nie robię tego, aby zwrócić na siebie uwagę, wręcz odwrotnie. Mam nadzieję, ze się pan z tego ucieszy - nie będzie się pan musiał ze mną użerać podczas wakacyjnych lekcji Oklumencji.

Ron strasznie się zdziwił. Jednocześnie w duchu podziwiał go, że odważył się na coś takiego. Zszedł na dół. Właśnie trwało posiedzenie Zakonu. Chodź mama mu surowo tego zabroniła - wszedł. Wszyscy zamilkli, a matka obrzuciła go karcącym spojrzeniem.

- Uważam, że powinniście to zobaczyć - powiedział i podał Dumbledore'owi kartkę.
- To jakiś żart? – rzekł starzec po przeczytaniu jej.
- Nie, szczera prawda - odpowiedział.
Dyrektor odczytał ją na głos. Przeczytał pierwsze podskriptum i chciał przeczytać drugie, ale przerwał mu Severus.
- Złoty Chłopczyk znowu chce na siebie zwrócić uwagę.
Rozbawiony Albus doczytał list. Snape'owi mina zrzedła.
- Głupi bachor. Jest taki...
- Przewidujący? - Wpadł mu w słowo Remus.
Członkowie Zakonu wybuchli śmiechem.
Dumbledore wyprosił Rona, po czym przeszli do obmyśliwania planu poszukiwań


***


Rano obudził Harry'ego dzwonek do drzwi. Okazało się, że to pokojówka, która przyniosła mu tacę ze śniadaniem. Ze smakiem zjadł jajecznicę na bekonie. Po śniadaniu zatopił się w lekturę. Około godziny jedenastej przyfrunęła Hedwiga. Chłopak położył klatkę na stole i wpuścił ją, wcześniej odwiązując od jej nóżki liścik.

Cześć stary!
Ale numer! Uciekłeś im! Dumbledore jest bardzo zły. Zarządził poszukiwania. Podsłuchaliśmy, że cała Pokątna będzie dziś obstawiona, więc uważaj. Gdzie jesteś? Dlaczego to zrobiłeś?
Ron

Harry szybko odpisał:

Hej!
Przypuszczam, że ten list dostanie się w łapy Zakonu, więc nie powiem Ci gdzie teraz przebywam. Mogę Ci tylko napisać, że jestem bezpieczny i czuję się dobrze
Pozdrawiam,
Harry

Przywiązał sowie list i zaczął się zastanawiać jak spędzić resztę dzisiejszego dnia. Zakupy na Pokątnej, które sobie zaplanował nie były możliwe. Postanowił w końcu, że po obiedzie uda się do mugolskiej części Londynu i kupi sobie nowe ubrania i buty, bo w tych, które miał, wyglądał jak jakiś żebrak. Poza tym kiedyś należały do Dudleya i były na niego za duże.

Mimo, że rzadko towarzyszył ciotce Petunii podczas zakupów, bez problemu odnalazł odpowiednie sklepy i kupił sobie to, co chciał i mu się podobało. Pozwolił sobie nawet na drogą, czarną, skórzaną kurtkę. „W końcu raz się żyje” – pomyślał wchodząc z licznymi pakunkami do pokoju hotelowego. Był bardzo zmęczony. Całodzienne chodzenie po sklepach wykończyło, ale pozwoliło mu się oderwać od rzeczywistości. Ułożył wszystkie zakupy na ciemnogranatowej kanapie, a później padnięty położył się na łóżku, nie mając siły nawet na zmianę ubrania.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

ciesze się że wstawiasz kolejne rozdziały tego opowiadania jest ono jednym z lepszych w internecie teraz. czekam na następny rozdział z niecierpliwością:).

Camilla Joanna Ladson pisze...

Dziękuję za miłe słowa. Jednak wiem, że jest słabe. Czytam kolejne rozdziały i widzę, jak bardzo zmienił się mój styl pisania. Jest kilka razy lepiej niż było. Nie ma sensu pisać od nowa tamtych rozdziałów, więc tylko poprawiam większe błędy. Wolę skupić się na pisaniu kolejnych.

Anonimowy pisze...

Ja również się ciesze, że jednak piszesz dalej! Zgadzam się jest to jedno z najlepszych opowiadań jakie kiedykolwiek czytałam ! :D
Pozdrawiam i życzę weny! :)

Kruk pisze...

"- Na razie jak najdalej z tond."
Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip
Słyszysz to "pip" ? Właśnie umarła ortografia...

"Chłopak bez wahania podał mu dwadzieścia galeonów.
[...]
Po chwili w kieszeni miał już aż dwa tysiące funtów."

Taaak, ja też noszę dwa tysiące funtów w kieszeni. Skąd on wziął te galeony, skoro trzymali go u Dursleyów?
Nie miał szans wymienić na początku wakacji a sielanka z Pokątną go przecież ominęła...
Koleś materializuje pieniądze... ja też tak chcę!!!

"Ron właśnie wszedł do pokoju Harry'ego. "

O, chyba przeoczyłam ten fragment, gdzie Ron i Harry mieli wspólny pokój...

"[...] szedł do pokoju, który w tamtym i tym roku dzielił z Ronem." z rozdziału 2.

... a nie, jednak mieli wspólny pokój. Więc ktoś ma skleroze, albo nie wiedział jak to napisać.

"Chodź mama mu surowo tego zabroniła - wszedł. "

Chodź, chodź do mnie! Co z tego, że masz zebranie mamusiu. Ok, sam przyjdę.

"Hedwigę wypuścił na łowy.
[...]
Około godziny jedenastej przyfrunęła Hedwiga. Chłopak położył klatkę na stole i wpuścił ją, wcześniej odwiązując od jej nóżki liścik."

O, ktoś tam twierdził, że ptaki mają jakieś nadprzyrodzone moce. Hedwiga miała taką moc, która jej mówiła kto kiedy chce napisać do Harrego?
Patrzcie, poleciała na łowy wróciła z korespondencją.

****
Pozdrawiam