Wolność to taka cudowna rzecz. Każdy jej pragnie, ale gdy
już ją posiada nie docenia jej, a nawet mu przeszkadza. Tak było też w
przypadku Harry’ego Pottera. Po około godzinie samotnej wędrówki zaułkami
Londynu znudziło mu się to. Nie wiedział, co z sobą począć. Po raz kolejny
zaburczało mu w brzuchu, a uczucie strachu powróciło w zdwojonej ilości. Czuł
się taki bezradny. W tej chwili marzył, aby to dorośli podejmowali za niego
decyzje. Jednak ta myśl szybko wyleciała mu z głowy, a jej miejsce zajął
genialny plan. Wezwie Błędnego Rycerza! – olśniło go.
Magiczny autobus pojawił się po kilku sekundach. Jak zawsze
robił wrażenie, materializując się niespodziewanie przed zagubionym w mugolskim
świecie czarodziejem.
- Jestem Stan... - Zaczął jak zawsze swoją mowę rudowłosy
konduktor.
- Wiem - powiedział chłopak i wsiadł.
- O rany! Harry! Jak miło cię widzieć chłopcze - przywitał
się kierowca. - Dokąd tym razem się wybierasz?
- Na razie jak najdalej z tond.
Wedle jego życzenia autobus ruszył z zawrotną prędkością.
- Czy poleciłbyś mi jakieś miejsce, gdzie mógłbym
przenocować, najlepiej niedaleko Pokątnej, nie licząc Dziurawego Kotła, bo tam
będą mnie od razu szukać?
- Ha. A więc znowu uciekasz. Niestety w pobliżu nie ma
czegoś takiego... – rzekł smutno,
niezadowolony, że nie może pomóc temu sympatycznemu młodzieńcowi. - Chociaż...
– myślał intensywnie. - Jest mały mugolski pensjonat – dodał po chwili namysłu.
- Świetnie. Idealne miejsce. Tam mnie na pewno nie znajdą.
Ale najpierw chciałbym wymienić pieniądze.
- Dobrze – zgodził się Stan.
Błędny Rycerz gwałtownie zawrócił. Po trzech minutach
zatrzymał się przy starej budce, w której kiedyś sprzedawano lody.
- To może ja ci je wymienię - zaproponował swą pomoc
konduktor. - Będzie szybciej i taniej, bo to mój przyjaciel. Chłopak bez
wahania podał mu dwadzieścia galeonów. Nie przyszło mu do głowy, że ta wymiana
może być nielegalna. Po chwili w kieszeni miał już aż dwa tysiące funtów.
Autobus znowu ruszył. Po czternastu minutach zatrzymał się przed starym, lecz
zadbanym pensjonatem.
- Za rogiem, po prawej stronie jest Dziurawy Kocioł -
powiedział na pożegnanie rudzielec.
- Ile płacę?
- Dwanaście syki i pięć knutów.
Harry szybko zapłacił i wyszedł. Hedwigę wypuścił na łowy, a
klatkę wepchnął do kufra. Gdyby zabrał sowę wzbudziłby podejrzenia mugoli. A
tego nie chciał.
Przed nim znajdował się stary budynek. Drewniane okiennice
porastał ciemnozielony bluszcz, a przed drzwiami leżała beżowa wycieraczka.
Bez wahania otworzył drzwi i wszedł. Hol nie był duży, ale
za to przytulny. Po prawej stronie, przy kontuarze siedziała stara kobieta.
Wyglądała na zmęczoną i znudzoną życiem.
- Dobry wieczór - przywitał się.
- Dobry wieczór. Zdążył pan w ostatniej chwili, właśnie
miałam zamykać - powiedziała. - W czym mogę służyć?
- Chciałbym wynająć pokój na kilka dni.
- Może być na drugim piętrze z widokiem na park? Duży salon,
sypialnia i łazienka. Razem z wyżywieniem to będzie 40 funtów za dobę.
- Tak, wezmę ten.
Zapłacił z góry za dwa dni. Boy hotelowy dał mu klucz i
zaprowadził go. Nie chciało mu się teraz wszystkiego dokładnie oglądać. Zamknął
tylko drzwi i rzucił klucz na stolik. Zmęczony od razu usnął na wygodnym łóżku.
***
A tymczasem w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa...
Ron właśnie wszedł do pokoju Harry'ego. Chciał pożyczyć się
od niego książkę o Quidditchu. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył pusty
pokój. Na łóżku leżała kartka:
Drodzy Przyjaciele!
Uciekłem. Mam już dość życia w złotej klatce. Nie szukajcie
mnie. Do Hogwartu prawdopodobnie przybędę, ale niczego nie obiecuje. Wolę być
narażony na niebezpieczeństwo niż przebywać z wami.
Pozdrawiam.
Harry
Ps.: Do Rona, Giny i Hermiony: Udanych wakacji. Nie martwcie
się o mnie.
Ps.2: Do Snape’a: Nie robię tego, aby zwrócić na siebie
uwagę, wręcz odwrotnie. Mam nadzieję, ze się pan z tego ucieszy - nie będzie
się pan musiał ze mną użerać podczas wakacyjnych lekcji Oklumencji.
Ron strasznie się zdziwił. Jednocześnie w duchu podziwiał
go, że odważył się na coś takiego. Zszedł na dół. Właśnie trwało posiedzenie
Zakonu. Chodź mama mu surowo tego zabroniła - wszedł. Wszyscy zamilkli, a matka
obrzuciła go karcącym spojrzeniem.
- Uważam, że powinniście to zobaczyć - powiedział i podał Dumbledore'owi
kartkę.
- To jakiś żart? – rzekł starzec po przeczytaniu jej.
- Nie, szczera prawda - odpowiedział.
Dyrektor odczytał ją na głos. Przeczytał pierwsze
podskriptum i chciał przeczytać drugie, ale przerwał mu Severus.
- Złoty Chłopczyk znowu chce na siebie zwrócić uwagę.
Rozbawiony Albus doczytał list. Snape'owi mina zrzedła.
- Głupi bachor. Jest taki...
- Przewidujący? - Wpadł mu w słowo Remus.
Członkowie Zakonu wybuchli śmiechem.
Dumbledore wyprosił Rona, po czym przeszli do obmyśliwania
planu poszukiwań
***
Rano obudził Harry'ego dzwonek do drzwi. Okazało się, że to
pokojówka, która przyniosła mu tacę ze śniadaniem. Ze smakiem zjadł jajecznicę
na bekonie. Po śniadaniu zatopił się w lekturę. Około godziny jedenastej
przyfrunęła Hedwiga. Chłopak położył klatkę na stole i wpuścił ją, wcześniej
odwiązując od jej nóżki liścik.
Cześć stary!
Ale numer! Uciekłeś im! Dumbledore jest bardzo zły.
Zarządził poszukiwania. Podsłuchaliśmy, że cała Pokątna będzie dziś obstawiona,
więc uważaj. Gdzie jesteś? Dlaczego to zrobiłeś?
Ron
Harry szybko odpisał:
Hej!
Przypuszczam, że ten list dostanie się w łapy Zakonu, więc
nie powiem Ci gdzie teraz przebywam. Mogę Ci tylko napisać, że jestem
bezpieczny i czuję się dobrze
Pozdrawiam,
Harry
Przywiązał sowie list i zaczął się zastanawiać jak spędzić
resztę dzisiejszego dnia. Zakupy na Pokątnej, które sobie zaplanował nie były
możliwe. Postanowił w końcu, że po obiedzie uda się do mugolskiej części
Londynu i kupi sobie nowe ubrania i buty, bo w tych, które miał, wyglądał jak
jakiś żebrak. Poza tym kiedyś należały do Dudleya i były na niego za duże.
Mimo, że rzadko towarzyszył ciotce Petunii podczas zakupów,
bez problemu odnalazł odpowiednie sklepy i kupił sobie to, co chciał i mu się
podobało. Pozwolił sobie nawet na drogą, czarną, skórzaną kurtkę. „W końcu raz
się żyje” – pomyślał wchodząc z licznymi pakunkami do pokoju hotelowego. Był
bardzo zmęczony. Całodzienne chodzenie po sklepach wykończyło, ale pozwoliło mu
się oderwać od rzeczywistości. Ułożył wszystkie zakupy na ciemnogranatowej
kanapie, a później padnięty położył się na łóżku, nie mając siły nawet na
zmianę ubrania.
Rozdział 4: Na wolności.