Mijały kolejne miesiące. Czas szkolenia leciał szybko - dla
Harry'ego za szybko. W Mieście Mroku był normalnym nastolatkiem. Nie miał
taryfy ulgowej. Jego współlokatorzy nie znali jego tożsamości, co bardzo mu
odpowiadało. Po przemianie w abchina jego blizna bladła z dnia na dzień, a po
jakimś czasie znikła zupełnie. Zapomniał też, że kiedyś nosił okulary. Posiadał
świetny wzrok, słuch i instynkt. Lekcje z Adrianem raczej nie były miłe, ale
istniały takie momenty, które wynagradzały mu katorgę z mentorem.
Było niedzielne popołudnie. Harry razem z Danem i Anne
siedzieli na ławce w Niebieskich Ogrodach. Pięć gwiazd na niebie jaśniało jak
zwykle swym błękitnym blaskiem. W powietrzu unosiła się woń kwitnących czarnych
róż. Po złotych drzewach skakały rozśpiewane rosceuxy.
- O czym myślisz? - Przerwała milczenie Anne.
- Tak tu cudownie... Jak w raju... – odparł zdawkowo. Tak
naprawdę od jakiegoś czasu rozmyślał o Ziemi. Przypomniało mu się ostatnie
lato, chwile smutku, samotności, tęsknoty za chrzestnym. Najbardziej w swym
życiu Bohaterskiego Chłopca, Który Przeżył nie lubił ciągle wtrącającego się,
sterującego jego życiem - jak pionkiem, Dumbledore'a. Irytowały go też
pobudzające litość wśród społeczność czarodziejskiej artykuły Rity, opisujące
jego życie. On nie potrzebował litości, czy współczucia. A tutaj w Mrocznym
Mieście było zupełnie inaczej. Cieszył się z tego i korzystał. Owszem lubił
kolegów, ale przyjaźń to jeszcze nie była. Przyzwyczaił się do trybu życia
samotnika.
- Ale tu gorąco - powiedział Dan. Może się wykąpiemy w
jeziorze?
- Hmm... Czy ja wiem? - mruknął abchin.
- Och Harry, nie daj się prosić! - nalegał blondyn.
- Dobrze, dobrze, zrobimy to - dał za wygraną.
W salonie zastali Danny'ego i Marco grających w szachy i
Carolaine czytającą jakieś opasłe tomisko. Marco i Carolaine zgodzili się.
Dwadzieścia minut później rozkładali już ręczniki i koce nad
jeziorem. Dziewczyny położyły się na nich i opalały. Natomiast chłopcy
urządzili wielką bitwę wodną. Dan i Harry byli magami wody, dzięki czemu
wygrywali. Woda wypełniała wszystkie ich rozkazy. Ale i Marco radził sobie
znakomicie, wywołując wiatr, aby przeciwnicy tracili równowagę. Po godzinie
zażartej walki ostatecznie wygrał Harry, który panował nad wszystkimi
żywiołami. Zmęczeni, ale w dużo lepszych nastrojach udali się do zamku.
Przez następne dni z Adrianem ćwiczyli walkę na miecze.
Harry robił w niej duże postępy, ale nie było nawet mowy o pokonaniu zwinnych
wampirów. Codziennie wracali poranieni i pokaleczeni do łóżek, ale zadowoleni z
siebie. Ich mentor, chodź tego nie okazywał cieszył się z ich postępów.
Potterowi bardzo spodobały się też lekcje historii magii.
Nie wiedział, dlaczego je polubił. Czy dlatego, że ich mentor tak wspaniale i
ciekawie opowiadał? A może, dlatego, że historia, którą tu poznawali była zupełnie
inna niż ta czarodziejska? Zamiast wysłuchiwać nudnych opowieści o buntach
goblinów i paleniu czarownic na stosach przez mugoli wsłuchiwali się w
pasjonujące starcia czarnoksiężników z członkami bractwa. Dowiedział się też,
że wiele postaci historycznych, z różnych epok było tymi samymi osobami -
nieśmiertelnymi członkami bractwa. Rovena Ravenclaf, słynna wróżbitka Katana z
XIV wieku i odkrywca eliksiru wzmacniającego w XIX to jedna i ta sama osoba.
Harry nie mógł się doczekać końca szkolenia, gdy będzie mógł
zwiedzić całe Miasto Mroku i poznać wiele sławnych osób. Zależało mu na
przykład na rozmowie ze swoim przodkiem, Godrykiem Gryffindorem.
Szkolenie było bardzo ciężkie i męczące, ale przynosiło
efekty. Abchin musiał przyznać, że sam nie poznałby siebie. Teraz wiedział, że
gdy zaczął szkolenie był tylko dzieckiem, nic niewiedzącym o wszechświecie.
To był ostatni ich wspólny dzień szkolenia. W poniedziałek
mieli zostać przydzieleni do klanów. Chłopak zastanawiał się, gdzie trafi.
Adrian wczoraj opowiedział im historie wszystkich, 17 klanów. Podobali mu się
Wojownicy Zniszczenia, ale niestety tam trafiały zazwyczaj wampiry. Fascynował
go też Klan Żywiołów, gdzie mógłby doskonalić swoje magiczne umiejętności,
posługiwania się żywiołami. Z zamyślenia wyrwała go Anne.
- Jak ten czas szybko leci.
- Zgadzam się z tobą. Tu jest tak cudownie.
- A ja się tam cieszę - wtrącił się Dan. - Nareszcie nie
będę musiał patrzeć na ohydną gębę Adriana.
Chłopak nadal go nienawidził.
- A ja się boję - zwierzyła im się Anne.
- Musimy sobie jakoś poradzić. To tylko nowy etap naszego
życia - stwierdziła dotąd milcząca Carolaine. – Będzie ich jeszcze całkiem
sporo.
Rozdział 13: Przebieg Szkolenia