Krople deszczu rytmicznie uderzały w zewnętrzny parapet okna, przy którym stał Chłopiec - Który - Przeżył. Wpatrywał się on z melancholią w widok za oknem. Jeszcze dwa dni temu wszyscy narzekali na niesamowite upały. Natomiast dziś od samego rana padało jak z cebra. Pogoda była iście jesienna, mimo, że kończył się lipiec.
Nagle Harry dostrzegł lecący w jego stronę, tajemniczy, ciemny kształt. To sowa przyniosła dla niego jakąś wiadomość. Wpuścił do środka ciemnobrązowego puchacza i pośpiesznie odwiązał od jego nóżki list. Na szczęście na kartkę rzucono specjalne zaklęcie i nie zmokła. Od razu rozpoznał charakterystyczne pismo Dumbledore'a:
Dziś o osiemnastej ktoś przybędzie po Ciebie. Bądź gotowy.
Zadowolony chłopak dał sowie trochę karmy, po czym wypuścił ją na deszcz. Cieszył się, że wreszcie ktoś go zabierze stąd. Ostatnio strasznie mu się nudziło i nie miał, co robić. Spojrzał na zegarek, który niedawno dostał od Hermiony. Miał tylko niecałą godzinę. Jeszcze raz sprawdził czy niczego nie zostawił, a później włożył starą kurtkę przeciwdeszczową. Zniósł na dół kufer, a później klatkę z Hedwigą.
- Ciociu? - zawołał.
- O co chodzi? - zpytała Petunia, wchodząc do przedpokoju.
- Zaraz tu ktoś po mnie przybędzie - oznajmił jej.
- Czyli wrócisz dopiero w następne wakacje?
- Jeśli przeżyję - odparł smutno. - U nas właśnie rozpoczęła się krwawa wojna, a ja jestem głównym celem Voldemorta.
- Tego, co zabił Lily? - szepnęła przerażona.
- Tak - odpowiedział.
- Uważaj na siebie - powiedziała. Zamurowało go. Ciotka Petunia troszczy się o jego życie? Koniec świata!
Nie dane mu było jednak bardziej to rozważać, bo w pokoju pojawili się z charakterystycznym trzaskiem dwaj aurorzy: Szalonooki Moody i Tonks.
Mugolka krzyknęła przerażona i uciekła do kuchni. Vernon był jeszcze w pracy, a Dudley u kolegi. Niespodziewane pojawienie się czarodziejów w ich domu było ponad jej siły. Siostrzeniec nie dziwił się ciotce. Ci dwaj członkowie Zakonu Feniksa stanowili niezwykły widok.
Alastor jak zawsze miał swoje, magiczne, ruszające się oko. Blond włosy odstawały mu na wszystkie strony, a stara, czarodziejska szata i dziwaczna laska przerażały każdego mugola. Natomiast Nimfadora w zielonych, długich włosach, tego samego koloru oczach i szacie, z szerokim uśmiechem na twarzy, wyglądała jak istota nie z tego świata.
- Cześć, Harry! - przywitała się wesoło kobieta.
- Dobry wieczór – odpowiedział.
- Ministerstwo wydało nam czasowe pozwolenie na teleportowanie się tutaj - wyjaśnił mu oschle starszy mag. - Weź jego rzeczy - polecił dziewczynie, a sam chwycił nastolatka.
Po chwili znajdowali się w mrocznym korytarzu rodowej rezydencji Blacków. Tak jak ostatnio aurorzy poszli do kuchni, zostawiając go samego. Potter poszedł do salonu mając nadzieję, że tam zastanie przyjaciół. I nie mylił się. Wszyscy poderwali się z kanapy, gdy tylko go zobaczyli.
Dziesięć minut później wyściskany przez Weasleyów i Hermionę szedł do pokoju, który w tamtym i tym roku dzielił z Ronem. Uśmiechnął się na widok rzeczy przyjaciela rozrzuconych na łóżku i podłodze. Za nim do pomieszczenia weszli Ron i Hermiona.
- Opowiadaj stary, jak było u Dursleyów? - Zaczął rozmowę rudzielec, który o dziwo przez te kilka tygodni urósł parę centymetrów.
- Ciotka zrobiła się dla mnie trochę milsza niż kiedyś, ale zadawała mi dużo prac domowych do zrobienia, gdy tylko widziała, że się nudzę. Dudley unikał mnie jak ognia, a Vernon traktował jak zawsze.
- A jedzenie? - Zaciekawiła się dziewczyna.
- Na szczęście nie głodzili mnie jak w tamtym roku - odpowiedział. - A co tam u was? - zmienił temat.
- No, bo my... - zaczął plątać się chłopak, ale brązowowłosa mu przerwała:
- Jesteśmy parą - poinformowała go.
- Gratuluję wam - powiedział Wybraniec, który już od dłuższego czasu spodziewał się czegoś takiego.
Niezręczną ciszę przerwała pani Weasley, wołając ich na kolację.
Już na korytarzu Harry poczuł cudowny zapach pieczonej kiełbaski i świeżego chleba.
Przy stole siedziała Ginny, Fred, George, a także ich ojciec, który wrócił przed chwilą z pracy. Po przywitaniu się z tym ostatnim Harry usiadł przy bliźniakach. Zaczęli miłą, aczkolwiek cichą pogawędkę o sklepie z dowcipami. Rudzielcy nie chcieli, aby matka coś usłyszała. Jednak gospodyni zajęta była przekładaniem kiełbasek z patelni na talerze i niczego nie usłyszała.
Posiłek spożyli rozmawiając na różne tematy. Ron jak zwykle zjadł najwięcej, nie słuchając oburzonych uwag swojej dziewczyny, że nie chce chodzić z grubasem. Pojedzony i zmęczony Wybraniec, gdy pięć minut później położył się w łóżku od razu zasnął.
Promienie słoneczne wpadające przez okno niezasłonięte zasłonami obudziły Harry'ego. Chłopak przeciągnął się, po czym zerknął na łóżko przyjaciela, które ku jego rozczarowaniu było już puste. Westchnął i wyciągnął czyste ubrania z kufra. Wyszedł na korytarz i otworzył drzwi na jego końcu. Znajdowała się tam łazienka: stara muszla klozetowa, brudna wanna na nóżkach, zardzewiała umywalka i popękane lustro nie zachęcały do użycia. Potter jednak przyzwyczajony przez tamte lato do takiego dyskomfortu nawet się nie wzdrygnął. W ubiegłym roku to miejsce wyglądało znacznie gorzej.
Piętnaście minut później gotowy schodził już po schodach na dół.
W kuchni nie zastał nikogo. Zdziwiony rozejrzał się po pomieszczeniu: stół, krzesła, kredens, szafki, magiczna lodówka i duży kaktus. Zero ludzkiej obecności. "Ciekawe, gdzie się wszyscy podziali" - zastanawiał się. I wtedy dostrzegł leniwie leżącą na podłodze dużą, białą kartkę. Zaintrygowany wziął ją do ręki i przeczytał:
UDALIŚMY SIĘ NA POKĄTNĄ NA DROBNE ZAKUPY BARDZO WCZEŚNIE RANO. NIE MOGLIŚMY CIĘ ZABRAĆ ZE WZGLĘDU NA TWOJE BEZPIECZEŃSTWO. KANAPKI SĄ W LODÓWCE.
"Super" - pomyślał sobie. - "Może dla mojego bezpieczeństwa wsadzą mnie do klatki i będą trzymać o chlebie i wodzie?" - Nawet nie zauważył, kiedy zaczął myśleć ironicznie.
Wyciągnął kanapki z lodówki i zjadł je. Jeszcze chwilę siedział przy stole, zastanawiając się, co robić. Nagle wpadł na genialny pomysł. Postanowił zwiedzić to miejsce. Spędził w nim już tyle czasu, a nawet nie widział wszystkich pomieszczeń!
Na parterze nie znalazł nic ciekawego: salon, kuchnia, schowek, jadalnia, korytarz, pomieszczenie, w którym w tamtym roku bliźniacy przeprowadzali eksperymenty - te miejsca już znał. Wszedł po schodach i znalazł się na pierwszym piętrze. Tutaj mieściły się prywatne pokoje poszczególnych członków Zakonu Feniksa m.in. państwa Weasley czy Tonks, a także pokój z drzewem genealogicznym rodziny Blacków i pomieszczenie, gdzie kiedyś mieszkał Hardodziób. Kondygnację wyżej znajdowała się ich sypialnia, zamknięte pokoje Syriusza i jego brata - Regulusa, pokój Hermiony i Ginny, łazienka. Na drugim końcu korytarza, koło schodów prowadzących na poddasze znajdowały się drzwi do jakiegoś, także zamkniętego do tej pory pomieszczenia. Pod wpływem nagłego impulsu postanowił sprawdzić, co się w nim znajduje.
- Alochomora - wyszeptał najprostsze zaklęcie, które o dziwo podziałało.
Pokój sprawiał wrażenie, jakby nikt do niego nie wchodził, od co najmniej dwudziestu lat. Liczne regały z książkami pokrywał kurz i pajęczyny. Na stoliku w kącie stała prawdopodobnie zabytkowa waza. Na drewnianej podłodze leżał zielony dywan, kontrastujący ze szkarłatnymi ścianami, a na przeciwko wejścia mieścił się kominek. Potter nie zastanawiał się, dlaczego podczas wielkiego sprzątania nie byli tu. Pomyślał sobie natomiast, że Hermiona podskoczyłaby chyba z radości na widok tylu nieprzeczytanych książek. Podszedł go regałów i jednym, sprytnym zaklęciem, podpatrzonym w tamtym roku od przyjaciółki oczyścił wszystko z kurzu i brudu. Przejechał palcem po grzbietach książek. Większość z nich poświęcono eliksirom i czarnej magii. W jego oko wpadła trochę większa niż wszystkie księga w granatowej oprawie. Wyciągnął ją. Tytuł głosił: "Podstawy Czarnej Magii dla Początkujących". Nie zastanawiając się czy dobrze robi zaczął ją czytać. Nie pamiętał w tym momencie o ostrzeżeniach nauczycieli OPCM przed tą dziedziną: "Ta magia wciąga. Gdy raz zaczniesz jej się uczyć już się jej nie pozbędziesz ze swojego życia." Nawet nie zauważył, kiedy stracił poczucie czasu. Książka pochłonęła go bez reszty.
Nagle Harry dostrzegł lecący w jego stronę, tajemniczy, ciemny kształt. To sowa przyniosła dla niego jakąś wiadomość. Wpuścił do środka ciemnobrązowego puchacza i pośpiesznie odwiązał od jego nóżki list. Na szczęście na kartkę rzucono specjalne zaklęcie i nie zmokła. Od razu rozpoznał charakterystyczne pismo Dumbledore'a:
Dziś o osiemnastej ktoś przybędzie po Ciebie. Bądź gotowy.
Zadowolony chłopak dał sowie trochę karmy, po czym wypuścił ją na deszcz. Cieszył się, że wreszcie ktoś go zabierze stąd. Ostatnio strasznie mu się nudziło i nie miał, co robić. Spojrzał na zegarek, który niedawno dostał od Hermiony. Miał tylko niecałą godzinę. Jeszcze raz sprawdził czy niczego nie zostawił, a później włożył starą kurtkę przeciwdeszczową. Zniósł na dół kufer, a później klatkę z Hedwigą.
- Ciociu? - zawołał.
- O co chodzi? - zpytała Petunia, wchodząc do przedpokoju.
- Zaraz tu ktoś po mnie przybędzie - oznajmił jej.
- Czyli wrócisz dopiero w następne wakacje?
- Jeśli przeżyję - odparł smutno. - U nas właśnie rozpoczęła się krwawa wojna, a ja jestem głównym celem Voldemorta.
- Tego, co zabił Lily? - szepnęła przerażona.
- Tak - odpowiedział.
- Uważaj na siebie - powiedziała. Zamurowało go. Ciotka Petunia troszczy się o jego życie? Koniec świata!
Nie dane mu było jednak bardziej to rozważać, bo w pokoju pojawili się z charakterystycznym trzaskiem dwaj aurorzy: Szalonooki Moody i Tonks.
Mugolka krzyknęła przerażona i uciekła do kuchni. Vernon był jeszcze w pracy, a Dudley u kolegi. Niespodziewane pojawienie się czarodziejów w ich domu było ponad jej siły. Siostrzeniec nie dziwił się ciotce. Ci dwaj członkowie Zakonu Feniksa stanowili niezwykły widok.
Alastor jak zawsze miał swoje, magiczne, ruszające się oko. Blond włosy odstawały mu na wszystkie strony, a stara, czarodziejska szata i dziwaczna laska przerażały każdego mugola. Natomiast Nimfadora w zielonych, długich włosach, tego samego koloru oczach i szacie, z szerokim uśmiechem na twarzy, wyglądała jak istota nie z tego świata.
- Cześć, Harry! - przywitała się wesoło kobieta.
- Dobry wieczór – odpowiedział.
- Ministerstwo wydało nam czasowe pozwolenie na teleportowanie się tutaj - wyjaśnił mu oschle starszy mag. - Weź jego rzeczy - polecił dziewczynie, a sam chwycił nastolatka.
Po chwili znajdowali się w mrocznym korytarzu rodowej rezydencji Blacków. Tak jak ostatnio aurorzy poszli do kuchni, zostawiając go samego. Potter poszedł do salonu mając nadzieję, że tam zastanie przyjaciół. I nie mylił się. Wszyscy poderwali się z kanapy, gdy tylko go zobaczyli.
Dziesięć minut później wyściskany przez Weasleyów i Hermionę szedł do pokoju, który w tamtym i tym roku dzielił z Ronem. Uśmiechnął się na widok rzeczy przyjaciela rozrzuconych na łóżku i podłodze. Za nim do pomieszczenia weszli Ron i Hermiona.
- Opowiadaj stary, jak było u Dursleyów? - Zaczął rozmowę rudzielec, który o dziwo przez te kilka tygodni urósł parę centymetrów.
- Ciotka zrobiła się dla mnie trochę milsza niż kiedyś, ale zadawała mi dużo prac domowych do zrobienia, gdy tylko widziała, że się nudzę. Dudley unikał mnie jak ognia, a Vernon traktował jak zawsze.
- A jedzenie? - Zaciekawiła się dziewczyna.
- Na szczęście nie głodzili mnie jak w tamtym roku - odpowiedział. - A co tam u was? - zmienił temat.
- No, bo my... - zaczął plątać się chłopak, ale brązowowłosa mu przerwała:
- Jesteśmy parą - poinformowała go.
- Gratuluję wam - powiedział Wybraniec, który już od dłuższego czasu spodziewał się czegoś takiego.
Niezręczną ciszę przerwała pani Weasley, wołając ich na kolację.
Już na korytarzu Harry poczuł cudowny zapach pieczonej kiełbaski i świeżego chleba.
Przy stole siedziała Ginny, Fred, George, a także ich ojciec, który wrócił przed chwilą z pracy. Po przywitaniu się z tym ostatnim Harry usiadł przy bliźniakach. Zaczęli miłą, aczkolwiek cichą pogawędkę o sklepie z dowcipami. Rudzielcy nie chcieli, aby matka coś usłyszała. Jednak gospodyni zajęta była przekładaniem kiełbasek z patelni na talerze i niczego nie usłyszała.
Posiłek spożyli rozmawiając na różne tematy. Ron jak zwykle zjadł najwięcej, nie słuchając oburzonych uwag swojej dziewczyny, że nie chce chodzić z grubasem. Pojedzony i zmęczony Wybraniec, gdy pięć minut później położył się w łóżku od razu zasnął.
Promienie słoneczne wpadające przez okno niezasłonięte zasłonami obudziły Harry'ego. Chłopak przeciągnął się, po czym zerknął na łóżko przyjaciela, które ku jego rozczarowaniu było już puste. Westchnął i wyciągnął czyste ubrania z kufra. Wyszedł na korytarz i otworzył drzwi na jego końcu. Znajdowała się tam łazienka: stara muszla klozetowa, brudna wanna na nóżkach, zardzewiała umywalka i popękane lustro nie zachęcały do użycia. Potter jednak przyzwyczajony przez tamte lato do takiego dyskomfortu nawet się nie wzdrygnął. W ubiegłym roku to miejsce wyglądało znacznie gorzej.
Piętnaście minut później gotowy schodził już po schodach na dół.
W kuchni nie zastał nikogo. Zdziwiony rozejrzał się po pomieszczeniu: stół, krzesła, kredens, szafki, magiczna lodówka i duży kaktus. Zero ludzkiej obecności. "Ciekawe, gdzie się wszyscy podziali" - zastanawiał się. I wtedy dostrzegł leniwie leżącą na podłodze dużą, białą kartkę. Zaintrygowany wziął ją do ręki i przeczytał:
UDALIŚMY SIĘ NA POKĄTNĄ NA DROBNE ZAKUPY BARDZO WCZEŚNIE RANO. NIE MOGLIŚMY CIĘ ZABRAĆ ZE WZGLĘDU NA TWOJE BEZPIECZEŃSTWO. KANAPKI SĄ W LODÓWCE.
"Super" - pomyślał sobie. - "Może dla mojego bezpieczeństwa wsadzą mnie do klatki i będą trzymać o chlebie i wodzie?" - Nawet nie zauważył, kiedy zaczął myśleć ironicznie.
Wyciągnął kanapki z lodówki i zjadł je. Jeszcze chwilę siedział przy stole, zastanawiając się, co robić. Nagle wpadł na genialny pomysł. Postanowił zwiedzić to miejsce. Spędził w nim już tyle czasu, a nawet nie widział wszystkich pomieszczeń!
Na parterze nie znalazł nic ciekawego: salon, kuchnia, schowek, jadalnia, korytarz, pomieszczenie, w którym w tamtym roku bliźniacy przeprowadzali eksperymenty - te miejsca już znał. Wszedł po schodach i znalazł się na pierwszym piętrze. Tutaj mieściły się prywatne pokoje poszczególnych członków Zakonu Feniksa m.in. państwa Weasley czy Tonks, a także pokój z drzewem genealogicznym rodziny Blacków i pomieszczenie, gdzie kiedyś mieszkał Hardodziób. Kondygnację wyżej znajdowała się ich sypialnia, zamknięte pokoje Syriusza i jego brata - Regulusa, pokój Hermiony i Ginny, łazienka. Na drugim końcu korytarza, koło schodów prowadzących na poddasze znajdowały się drzwi do jakiegoś, także zamkniętego do tej pory pomieszczenia. Pod wpływem nagłego impulsu postanowił sprawdzić, co się w nim znajduje.
- Alochomora - wyszeptał najprostsze zaklęcie, które o dziwo podziałało.
Pokój sprawiał wrażenie, jakby nikt do niego nie wchodził, od co najmniej dwudziestu lat. Liczne regały z książkami pokrywał kurz i pajęczyny. Na stoliku w kącie stała prawdopodobnie zabytkowa waza. Na drewnianej podłodze leżał zielony dywan, kontrastujący ze szkarłatnymi ścianami, a na przeciwko wejścia mieścił się kominek. Potter nie zastanawiał się, dlaczego podczas wielkiego sprzątania nie byli tu. Pomyślał sobie natomiast, że Hermiona podskoczyłaby chyba z radości na widok tylu nieprzeczytanych książek. Podszedł go regałów i jednym, sprytnym zaklęciem, podpatrzonym w tamtym roku od przyjaciółki oczyścił wszystko z kurzu i brudu. Przejechał palcem po grzbietach książek. Większość z nich poświęcono eliksirom i czarnej magii. W jego oko wpadła trochę większa niż wszystkie księga w granatowej oprawie. Wyciągnął ją. Tytuł głosił: "Podstawy Czarnej Magii dla Początkujących". Nie zastanawiając się czy dobrze robi zaczął ją czytać. Nie pamiętał w tym momencie o ostrzeżeniach nauczycieli OPCM przed tą dziedziną: "Ta magia wciąga. Gdy raz zaczniesz jej się uczyć już się jej nie pozbędziesz ze swojego życia." Nawet nie zauważył, kiedy stracił poczucie czasu. Książka pochłonęła go bez reszty.
Rozdział 2: W Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa