Przy małym stoliku w zaniedbanej bibliotece siedział
czarnowłosy młodzieniec. Ubrany w szarą bluzę i czarne spodnie trzymał w ręku
jakąś książkę. Jego niesamowite, zielone jak promień śmiercionośnego zaklęcia
oczy wpatrywały się w pożółkłe kartki księgi z wielkim zainteresowaniem.
Siedział tu już od kilku godzin i tak go to wciągnęło, że nie zauważył, że
dochodzi już dwunasta. Dopiero wołanie pani Weasley dochodzące z dołu
przywróciło go do rzeczywistego świata.
Wszyscy wrócili już z porannych zakupów. Pomógł Hermionie
wnieść do jej pokoju kilka ciężkich pakunków - bez sprawdzania wiedział, co
kupiła przyjaciółka. Nie robiłaby tego, gdyby wiedziała o pomieszczeniu
odkrytym przez Harry'ego. Ale chłopak nie miał zamiaru jej o tym mówić, bo
wtedy również musiałby się przyznać, co czytał. Od razu zaczęłaby się kłótnia,
a tego nie chciał. Na pytania, co robił rano odpowiadał półsłówkami, wymigując
się od odpowiedzi.
Po obiedzie wymknął się do "starej biblioteki",
jak w myślach nazywał odkryte pomieszczenie. Hermiona i Ron byli zbyt zajęci
sobą, aby zauważyć jego zniknięcie. Z uśmiechem na twarzy popatrzył na
niedoczytaną książkę, czekającą na niego na stole. Nigdy nie przypuszczałby, że
czytanie może być tak przyjemnym zajęciem. Autor księgi, niejaki, Gammos pisał
lekkim, przyjemnym językiem, dzięki czemu nastolatka jeszcze bardziej wciągnął
tajemniczy świat czarnej magii. Teraz rozumiał, dlaczego ona tak bardzo
podobała się Nietoperzowi. "Ja nie jestem i nie będę nigdy taki jak
on" - pomyślał sobie. - "Nie będę jej używał, aby kogoś skrzywdzić,
ale dla obrony życia swojego i innych."
Wieczorem Harry z żalem opuścił polubiony pokój. Ze smutnym
wyrazem twarzy zszedł na dół, na kolację. Były na niej te same osoby, co
wczoraj, a także Lupin, Tonks i ku jego zdziwieniu także Snape. Ten ostatni jak
zawsze z nieodgadnionym wyrazem twarzy jadł posiłek. Potter wymruczał pod nosem
coś na kształt cichego "Dobry wieczór" i usiadł obok Ginny.
- Co robiłeś cały dzień? - Zapytała go dziewczyna
zainteresowana.
- Różne rzeczy: trochę kręciłem się po domu, coś czytałem -
odparł po chwili zastanowienia.
- Jakoś nigdzie nie mogłam cię znaleźć - oznajmiła i
popatrzyła na niego pytająco, czekając na odpowiedź. Na szczęście z opresji
wybawił go Lupin, który zapytał:
- Harry, jak minęły ci wakacje u wujostwa?
- Znośnie - odpowiedział. - Może nawet trochę lepiej niż w
tamtym roku.
Po kolacji Potter grał z Weasleyami i Hermioną w
Eksplodującego Durnia. Około dziesiątej jednak przyszła Molly i kazała im natychmiast
iść spać.
Następny dzień również w większości Harry spędził w odkrytej
bibliotece. Chłopak nigdy by nie przypuszczał, że tak bardzo polubi czytanie.
To dawało mu spokój, zapomnienie od codziennych problemów, a nawet przestał
ciągle myśleć o Syriuszu. Zaczynał czytać trzecią już w ciągu dwóch dni
książkę. Miała ona tytuł: "Zastosowanie Czarnej Magii w życiu
codziennym". Pokazywała ona czytelnikowi, że nie służy ona tylko do
torturowania i zabijania, ale także do innych celów.
Właśnie dochodziła czwarta. Zrobił się głodny i postanowił
zejść do kuchni. Gdy był na schodach dobiegły go stłumione głosy. "Pewnie
znowu trwają obrada zakonu" - pomyślał sobie. Wyjął z kieszeni ulepszone
uszy dalekiego zasięgu, które otrzymał w ubiegłym roku od bliźniaków. Jednak to
nie dało rezultatu. Nic nie słyszał. Dorośli widocznie zabezpieczyli się przed
podsłuchem.
Już miał wracać na górę, gdy olśniło go. Przypomniał sobie o
zaklęciu, o którym czytał wczoraj. Było czarno magiczne i trochę skomplikowane.
Ale spróbował. Nic nie miał przecież do stracenia.
- Islum merva - szepnął i wykonał skomplikowany ruch
różdżką.
Podziałało. Słyszał wszystko doskonale.
- Naprawdę? - Powiedziała Tonks.
- Tak. To robota oczywiście śmierciożerców. Chcą, a raczej
robią niesamowity chaos w ministerstwie. Najpierw przestały działać kominki w
całej Anglii, a teraz wszyscy niepełnoletni czarodzieje zostali pozbawieni
namiaru!
- Czyli mogą wszędzie, non stop, a także przy mugolach
używać czarów i im nic nie zrobią? Nikt tego nie wykryje?
- Niestety tak. Ale opracowano już specjalne zaklęcie, które
trzeba rzucić na różdżkę niepełnoletniego czarodzieja i po kłopocie.
- Ale to im trochę zajmie.
- Racja. A wracając do kwestii Pottera - powiedział
Dumbledore. - Nareszcie mamy go u nas. Tu już nic mu nie grozi. Ale i tak
trzeba go pilnować... Remus, ty rzucisz na jego różdżkę namiar, a Molly zajmie
się resztą dzieciarni, aby sobie krzywdy czasami nie zrobili. Powinnaś też go pocieszyć. Ten
bachor nadal jest załamany śmiercią Syriusza. Gdyby wiedział, że on był tylko
nic nie wartym pionkiem w grze!
Wszyscy, nie licząc Lupina spochmurniał roześmiali się. A Albus kontynuował:
- On nam nie był potrzebny. W sumie to tylko zawadzał...
Harry już więcej nie podsłuchiwał. To, co powiedział
dyrektor nim wstrząsnęło. Nie spodziewał się tego po nim. Teraz już wiedział,
jaki naprawdę był Dumbledore i cały ten, nic nierobiący zakon. Prawda,
powstrzymywali Voldemorta, przynajmniej częściowo. Ale, za jaką cenę? Tak jak
dla Czarnego Pana, tak i dla nich życie ludzkie nie miało większej wartości.
Liczyło się tylko to, by wygrać wojnę, panować nad Anglią... Chłopak miał już
tego dość. "Nie ma mowy. Nie zostanie w tym okropnym miejscu. A ten
namiar... Cudownie się składa" - pomyślał sobie.
Spakował kufer i
zostawił kartkę. Poszedł jeszcze do biblioteki Blacków i wziął dość dużą ilość
książek. Spakował je do powiększonego magicznie kufra. "Syriusz na pewno
nie miałby nic przeciwko temu" - pomyślał sobie. – „Tutaj te książki
nikomu się nie przydadzą. A ja z chęcią je poczytam.”
Po dwudziestu
minutach wyszedł z domu, przez nikogo niezauważony. Czekał na niego wspaniały
świat. Nie ważne, że gdzieś tam czaił się Voldemort ze swoimi śmierciożercami.
W tym momencie nie zważał na to. Myślał tylko o jednym: Był wolny. Był wolny
jak ptak.
Rozdział 3: Podsłuchane zebranie.