sobota, 14 stycznia 2012

Rozdział 3: Podsłuchane zebranie.

Przy małym stoliku w zaniedbanej bibliotece siedział czarnowłosy młodzieniec. Ubrany w szarą bluzę i czarne spodnie trzymał w ręku jakąś książkę. Jego niesamowite, zielone jak promień śmiercionośnego zaklęcia oczy wpatrywały się w pożółkłe kartki księgi z wielkim zainteresowaniem. Siedział tu już od kilku godzin i tak go to wciągnęło, że nie zauważył, że dochodzi już dwunasta. Dopiero wołanie pani Weasley dochodzące z dołu przywróciło go do rzeczywistego świata.
Wszyscy wrócili już z porannych zakupów. Pomógł Hermionie wnieść do jej pokoju kilka ciężkich pakunków - bez sprawdzania wiedział, co kupiła przyjaciółka. Nie robiłaby tego, gdyby wiedziała o pomieszczeniu odkrytym przez Harry'ego. Ale chłopak nie miał zamiaru jej o tym mówić, bo wtedy również musiałby się przyznać, co czytał. Od razu zaczęłaby się kłótnia, a tego nie chciał. Na pytania, co robił rano odpowiadał półsłówkami, wymigując się od odpowiedzi.

Po obiedzie wymknął się do "starej biblioteki", jak w myślach nazywał odkryte pomieszczenie. Hermiona i Ron byli zbyt zajęci sobą, aby zauważyć jego zniknięcie. Z uśmiechem na twarzy popatrzył na niedoczytaną książkę, czekającą na niego na stole. Nigdy nie przypuszczałby, że czytanie może być tak przyjemnym zajęciem. Autor księgi, niejaki, Gammos pisał lekkim, przyjemnym językiem, dzięki czemu nastolatka jeszcze bardziej wciągnął tajemniczy świat czarnej magii. Teraz rozumiał, dlaczego ona tak bardzo podobała się Nietoperzowi. "Ja nie jestem i nie będę nigdy taki jak on" - pomyślał sobie. - "Nie będę jej używał, aby kogoś skrzywdzić, ale dla obrony życia swojego i innych."
Wieczorem Harry z żalem opuścił polubiony pokój. Ze smutnym wyrazem twarzy zszedł na dół, na kolację. Były na niej te same osoby, co wczoraj, a także Lupin, Tonks i ku jego zdziwieniu także Snape. Ten ostatni jak zawsze z nieodgadnionym wyrazem twarzy jadł posiłek. Potter wymruczał pod nosem coś na kształt cichego "Dobry wieczór" i usiadł obok Ginny.
- Co robiłeś cały dzień? - Zapytała go dziewczyna zainteresowana.
- Różne rzeczy: trochę kręciłem się po domu, coś czytałem - odparł po chwili zastanowienia.
- Jakoś nigdzie nie mogłam cię znaleźć - oznajmiła i popatrzyła na niego pytająco, czekając na odpowiedź. Na szczęście z opresji wybawił go Lupin, który zapytał:
- Harry, jak minęły ci wakacje u wujostwa?
- Znośnie - odpowiedział. - Może nawet trochę lepiej niż w tamtym roku.

Po kolacji Potter grał z Weasleyami i Hermioną w Eksplodującego Durnia. Około dziesiątej jednak przyszła Molly i kazała im natychmiast iść spać.
Następny dzień również w większości Harry spędził w odkrytej bibliotece. Chłopak nigdy by nie przypuszczał, że tak bardzo polubi czytanie. To dawało mu spokój, zapomnienie od codziennych problemów, a nawet przestał ciągle myśleć o Syriuszu. Zaczynał czytać trzecią już w ciągu dwóch dni książkę. Miała ona tytuł: "Zastosowanie Czarnej Magii w życiu codziennym". Pokazywała ona czytelnikowi, że nie służy ona tylko do torturowania i zabijania, ale także do innych celów.
Właśnie dochodziła czwarta. Zrobił się głodny i postanowił zejść do kuchni. Gdy był na schodach dobiegły go stłumione głosy. "Pewnie znowu trwają obrada zakonu" - pomyślał sobie. Wyjął z kieszeni ulepszone uszy dalekiego zasięgu, które otrzymał w ubiegłym roku od bliźniaków. Jednak to nie dało rezultatu. Nic nie słyszał. Dorośli widocznie zabezpieczyli się przed podsłuchem.
Już miał wracać na górę, gdy olśniło go. Przypomniał sobie o zaklęciu, o którym czytał wczoraj. Było czarno magiczne i trochę skomplikowane. Ale spróbował. Nic nie miał przecież do stracenia.
- Islum merva - szepnął i wykonał skomplikowany ruch różdżką.

Podziałało. Słyszał wszystko doskonale.
- Naprawdę? - Powiedziała Tonks.
- Tak. To robota oczywiście śmierciożerców. Chcą, a raczej robią niesamowity chaos w ministerstwie. Najpierw przestały działać kominki w całej Anglii, a teraz wszyscy niepełnoletni czarodzieje zostali pozbawieni namiaru!
- Czyli mogą wszędzie, non stop, a także przy mugolach używać czarów i im nic nie zrobią? Nikt tego nie wykryje?
- Niestety tak. Ale opracowano już specjalne zaklęcie, które trzeba rzucić na różdżkę niepełnoletniego czarodzieja i po kłopocie.
- Ale to im trochę zajmie.
- Racja. A wracając do kwestii Pottera - powiedział Dumbledore. - Nareszcie mamy go u nas. Tu już nic mu nie grozi. Ale i tak trzeba go pilnować... Remus, ty rzucisz na jego różdżkę namiar, a Molly zajmie się resztą dzieciarni, aby sobie krzywdy czasami  nie zrobili. Powinnaś też go pocieszyć. Ten bachor nadal jest załamany śmiercią Syriusza. Gdyby wiedział, że on był tylko nic nie wartym pionkiem w grze!
Wszyscy, nie licząc Lupina spochmurniał  roześmiali się. A Albus kontynuował:
- On nam nie był potrzebny. W sumie to tylko zawadzał...

Harry już więcej nie podsłuchiwał. To, co powiedział dyrektor nim wstrząsnęło. Nie spodziewał się tego po nim. Teraz już wiedział, jaki naprawdę był Dumbledore i cały ten, nic nierobiący zakon. Prawda, powstrzymywali Voldemorta, przynajmniej częściowo. Ale, za jaką cenę? Tak jak dla Czarnego Pana, tak i dla nich życie ludzkie nie miało większej wartości. Liczyło się tylko to, by wygrać wojnę, panować nad Anglią... Chłopak miał już tego dość. "Nie ma mowy. Nie zostanie w tym okropnym miejscu. A ten namiar... Cudownie się składa" - pomyślał sobie.
 Spakował kufer i zostawił kartkę. Poszedł jeszcze do biblioteki Blacków i wziął dość dużą ilość książek. Spakował je do powiększonego magicznie kufra. "Syriusz na pewno nie miałby nic przeciwko temu" - pomyślał sobie. – „Tutaj te książki nikomu się nie przydadzą. A ja z chęcią je poczytam.”
 Po dwudziestu minutach wyszedł z domu, przez nikogo niezauważony. Czekał na niego wspaniały świat. Nie ważne, że gdzieś tam czaił się Voldemort ze swoimi śmierciożercami. W tym momencie nie zważał na to. Myślał tylko o jednym: Był wolny. Był wolny jak ptak.

0 komentarze: