Ten też rozdzialik był niesprawdzany.
Nad jeziorem Spokojnego Wichru, pod swoim ulubionym drzewem siedział Harry Potter. Lubił analizować różne wydarzenia, a ostatnio stało się coś, co dało mu dużo do myślenia. Po pierwsze zastanawiała go postać pięknej dowódczyni Magów Światła, która niemal przyłapała go na grzebaniu jej w umyśle. Po raz kolejny przed jego oczami pojawiła się zgrabna sylwetka kobiety. Ciekawiło go, dlaczego go wtedy nie zdemaskowała. Przecież z łatwością mogła sprawdzić, kim był intruz, a jednak tego nie uczyniła. Dlaczego?
Druga sprawa: morderstwa tak blisko zamku. Jak do tego doszło? Czyżby śmierciożercy byli tak inteligentni, że zdołali wyprowadzić w pole Dubledore’a? Na szczęście Madzy Światła złapali ich… I bez żadnych skrupułów zabili wszystkich. To też mu się nie podobało. Tak bez procesu, przesłuchania. Przecież nikt nie zasługuje na karę śmierci, nawet morderca! Tego nauczono go podczas szkolenia: ludzkie życie jest cenne i nie należy go marnować, mimo, że jest bardzo kruche i krótkie. Widocznie „Biali” mieli inne zdanie na ten temat.
Z zamyślenia wyrwał go odgłos kroków. To Anne szła w jego kierunku. Dziś też się z nią umówił. Nie! Nie na randkę. Wręcz odwrotnie. Traktował ją jak przyjaciółkę, a nawet siostrę, której mógł powiedzieć wszystko. Często zwierzali się sobie wzajemnie. Nic tak nie pomaga, jak wygadanie się drugiej osobie, wyrzucenie z siebie problemów.
- Cześć, jak ci minął dzień? – zaczął rozmowę.
- Nudno, jak zawsze w pierwszy dzień szkoły. Chociaż Madame Maxim założyła bardzo oryginalną suknię z końskiego włosia i norek. Założę się, że jutro będzie na okładce, co najmniej dwóch francuskich, a może i nawet brytyjskich magazynów o modzie.
- A jak samopoczucie? – Gdy o to zapytał, twarz Kapłanki od razu się zmieniła.
- Kiepskie. Najchętniej udusiłabym Neville’a. Myślałam, że na tej imprezie u bliźniaków poprosi mnie o chodzenie, a on tymczasem jest z INNĄ! – Powiedziała, a po chwili dodała: - Nie wiedziałam, że z niego taki podrywacz.
- Niestety, ale z tą elfką wygląda na szczęśliwego i czuje się z nią bardzo dobrze i swobodnie – rzekł zgodnie z prawdą. Bardzo dobrze znał przyjaciela i wiedział, że się nie myli. Chwilę milczeli, a później zapytał z powagą: - Naprawdę ci na nim zależało?
- No… Ja… - zaczerwieniła się i zaczęła się plątać.
- Więc o nim zapomnij i znajdź sobie kogoś odpowiedniejszego – doradził jej. – Kogoś, z kim naprawdę będziesz szczęśliwa.
- Dzięki za dobrą radę – powiedziała i uśmiechnęła się. – Muszę już wracać. Mam obowiązek jeszcze dziś stawić się w kwaterze, no a później szkoła.
- Ja też już będę się zbierał. Siedziałem tu już dość długo. Do zobaczenia.
- Pa, pa – odpowiedział i rozpłynęła się we mgle. Podczas szkolenia poznali rodzaj dużo bardzie przydatnej i zaawansowanej, oczywiście czarno magicznej teleportacji. On też przeniósł się do Hogwartu. Bez problemu ominął bariery zabezpieczające.
Z niezadowoleniem zauważył, że jego lokatorzy już nie śpią. Miał świetny pomysł na obudzenie ich. „Nic się nie stało, wykorzystam go innym razem” – pocieszył się w duchu, a później zmienił postać i szaty, kilkoma ruchami rąk. Przy stoliku Dan grał z Nevillem w karty, a Danny jak zwykle jeszcze dolegiwał w łóżku.
- I jak, udała się randka? – Zapytał ten ostatni, z bezczelnym uśmiechem na twarzy. Potter postanowił też grać w tę grę i odpowiedział:
- Cudowna.
- Dziewczyna czy randka? – Dociekał Denis.
- Obie wspaniałe – rzekł abchin i otworzył książkę do starożytnej magii, dając przyjacielowi do zrozumienia, że nie ma ochoty na głupie żarty.
Dwie godziny później, za dziesięć ósma wyszli z dormitorium. Dziś Dan miał uczestniczyć w pierwszych czterech lekcjach, a później Danny miał iść na językoznawstwo, alchemię, starożytną magię i jeszcze dodatkowo runy. W pokoju wspólnym nie było już prawie nikogo. Spotkali za to wkurzonego Rona, który rzucił Harry’emu mordercze spojrzenie.
- Co się dzieje, Harry? Wolałeś być z fajtłapą i nowym niż ze mną? – Krzyknął.
- A co, nie wolno mi? – Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Zawiodłem się na tobie – mruknął Weasley i zniknął za portretem Grubej Damy.
- A mu, co się stało? – Zapytał dhampir, nie zwracając nawet uwagi na obelgę, skierowaną pod jego adresem.
- Zazdrość go zżera – odpowiedział Dan.
- Ta, fachowiec się znalazł – powiedział z ironią Potter. – Ron już taki jest. Szybko mu przejdzie, nie martwcie się.
Jako jedni z ostatnich weszli do Wielkiej Sali. Szybko zjedli śniadanie, nawet nie czytając artykułu w Proroku o ataku na Pierwszorocznych i pobiegli na transmutację. Nie chcieli się spóźnić już pierwszego dnia nauki. Zdążyli w ostatniej chwili. Profesor McGonagall właśnie zamykała drzwi klasy. Usiedli w potrójnej ławce przy oknie, blisko nauczycielki. Opiekunka Gryfonów najpierw sprawdziła obecność, a później zaczęła przemowę:
- Wszyscy obecni w klasie zdali Sumy na przynajmniej Zadowalający, a niektórzy nawet na Wybitny. Gratuluję wam, a jednocześnie ostrzegam, że w tym i następnym roku będę od was wymagała znacznie więcej niż dotychczas. Zaawansowana transmutacja to nie przelewki. Na początku roku szkolnego będziemy… - do tego momentu abchin ją słuchał. Później zaczął rozmowę telepatyczną z przyjaciółmi. Kończył właśnie dyskutować z Nevillem na temat stylów walki na miecze, gdy zadzwonił dzwonek. Szybko poderwali się z miejsc i udali w kierunku cieplarni, która znajdowała się po drugiej stronie zamku. Dotarli przed szklarnie, jako jedni z pierwszych i szybko zajęli miejsca w kącie.
Gdy wszyscy byli już obecni, tylnymi drzwiami weszła nowa nauczycielka. Ivonne była bardzo podobna do brata. Takie same czarne oczy i włosy. Tylko te ostatnie w jej wypadku były zadbane i lśniące. Zmierzyła klasę krytycznym spojrzeniem.
- W tej klasie nie ma miejsca dla nieuków. Wiem, że wszyscy tu obecni mieli ocenę pozytywną na Sumach z tego przedmiotu, ale to stanowczo za mało – oświadczyła zimnym głosem. – Dlatego napiszecie dwugodzinny test sprawdzający. Zostaną tylko ci, którzy napiszą go na powyżej 90%. A jeśli się okaże, że jesteście tylko bandą dzieciaków i nie umiecie nawet tyle to zostanie dziesięć najlepszych osób – oznajmiła chłodnym tonem i bez zbędnych słów rozdała arkusze.
Jedno zerknięcie abchina na tekst wystarczyło, aby stwierdzić, że jak na poziom szóstoklasistów jest wyjątkowo trudny, a pytania podchwytliwe. On jednak nie dał się zwieść i wszystko napisał poprawnie.
Chciał się upewnić telepatycznie Neville’a czy dobrze odpowiedział na jedno pytanie, ale nie mógł. Coś go blokowało. Nauczycielka rzuciła widocznie jakieś zaklęcie. „Ta jędza nie jest normalna” – pomyślał sobie. – „Zna świetnie czarną magię, a zwyczajnym ludziom się to zazwyczaj nie zdarza. Ale to Snape” – uspokajał się w duchu, jednak ciągle coś mu tu nie pasowało. –„Gdzie ona się nauczyła silnego, prawie zaliczającego się do mrocznych, czarno magicznego zaklęcia, blokującego na pewnym obszarze magię umysłu?” Potter mógł je złamać, ale wolał nie wywoływać wilka z lasu. Już i tak pewnie zauważyła ich próby kontaktu ze sobą. Nie chciał przesadzić i jeszcze bardziej pogorszyć sytuacji.
- Koniec czasu! – Krzyknęła nagle nauczycielka i zaczęła zbierać sprawdziany. Chwilę później zadzwonił dzwonek.
W końcu nadszedł czas na długo oczekiwane przez wszystkich zajęcia: białą magię. Harry, Neville i Dan stali zaniepokojeni przed klasą na drugim piętrze, czekając na nauczyciela. Te zajęcia mieli razem z siódmą klasą. Cztery klasy – dwie Ślizgonów i dwie Gryfonów. Już bał się, co może się wydarzyć na tych lekcjach. Także zdenerwowany Marco stał kilka metrów dalej, nie słuchając w ogóle tego, co miał do powiedzenia mu Draco. Wszyscy Madzy Mroku rzucili na siebie skomplikowane zaklęcia ochronne, które szybko wyczerpywały ich magię. Nie było szansy utrzymać tej ochrony dłużej niż godzinę. Na dodatek nie mieli stuprocentowej pewności, że ich bramy nagle nie opadną. Dodatkowo, jeśli nauczyciel zacząłby coś podejrzewać i rzucił proste, biało magiczne zaklęcie sprawdzające – wszystko od razu by się ujawniło.
Nagle drzwi do klasy się otwarły, a złotowłosy mężczyzna gestem zaprosił ich do środka. Potter usiadł w jednej z ostatnich ławek. Przed nim miejsca zajęli Dan i Neville.
- Od razu mówię, że to pierwsza i ostatnia lekcja teoretyczna białej magii – powiedział dziwnym, trochę grubym głosem, nauczyciel w szatach Maga Światła. – Nazywam się Stefano Belloni i będziecie skazani na moje towarzystwo odpowiednio przez rok lub dwa, kilka razy w tygodniu. Oczekuję od was dyscypliny, a także zaangażowania na lekcjach. Teraz, w obliczu nadchodzącej wojny, – mówił bez ogródek - biało magiczne zaklęcia będą wam jeszcze bardziej potrzebne niż normalnie i nie raz i nie dwa uratują wam skórę. Jak to jest z tą całą magią… Może zacznę od początku i poukładam to wam ładnie w głowach, bo ostatnio trochę się to wam wymieszało: magia światła, biała magia, starożytna magia. Jak to się je? Tak ogólnie w magii można wyróżnić cztery grupy. Do pierwszej zaliczamy magie poszczególnych ras takich jak elfy czy wampiry. Druga grupa dzieli się na trzy całe potęgi: Jeden – szarą, której uczycie się już od kilku lat, i której używacie, na co dzień; Dwa – czarna magia, gdzie najpotężniejsze są zaklęcia tak zwane mroczne i trzy: biała magia, gdzie najsilniejsze są zaklęcia światła. Każdy czarodziej może używać szarej magii, ale zupełnie jest w przypadku białej i czarnej. One się wzajemnie wykluczają, odpychają, krótko mówią to przeciwieństwa. A już w ogóle jeden człowiek nie może używać zaklęć światła i mroku. To po prostu nie możliwe. Albo to albo to. Do trzeciej grupy zalicza się magię czasu, czyli epok historycznych np. starożytna, średniowieczna, a nawet prehistoryczna. I ostatnia jest magia żywiołów: woda, powietrze, ziemia i ogień, ale to już zupełnie inna bajka – na chwilę przerwał mówić. A później kontynuował, chodząc po klasie: - Jak sama nazwa naszych zajęć mówi, my będziemy się zajmować tylko i wyłącznie białą magią, której pierwsze, podstawowe zaklęcia poznacie na następnej lekcji. Jakieś pytania? – Zapytał, lustrując klasę swoimi złotymi oczami. Pierwsza rękę odważyła się podnieść jak zawsze ciekawska Hermiona.
- Tak, panno…
- Granger – podpowiedziała szybko brązowowłosa. – Czy ktoś, kto ma na ręce Mroczny Znak, może uczyć się tego przedmiotu? – Zapytała, patrząc sugestywnie na Ślizgonów.
- Nie. Stwierdził krótko. – Ale w klasie nie ma takiej osoby. Wyczuwam czarną magię na kilometr, a magiczne znamię cuchnie nią wyjątkowo paskudnie – powiedział „Biały”.
Dan uśmiechnął się porozumiewawczo do przyjaciół. Oni używali na sobie mrocznej magii, co prawda bardzo słabo wykrywalnej, ale jednak. Nauczyciel na pewno, gdyby miał taki nochal, jakim się przechwalał, wykryłby ich czary. A tego nie zrobił. Czyli kłamał.
Draco Malfoy też miał coś do powiedzenia. Szybko podniósł rękę, a gdy nauczyciel pokiwał głową, wyrzucił z siebie:
- Panie, profesorze, a co jeśli ktoś nie chce się uczyć tego przedmiotu, wolę drugą stronę magii?
- To zapraszam, do Dumstrangu. W Hogwarcie obowiązuje ten przedmiot i nie ma od niego zwolnień.
Także Harry’emu na język nasunęło się jakiś czas temu pytanie. Walczył z sobą czy zapytać się czy nie. W końcu dał na wygraną i podniósł rękę:
- A jeśli jestem na przykład… wampirem i nie mogę się uczyć tego przedmiotu to, co wtedy?
- Nie bądź śmieszny, zamienia się w wampira w wieku 21 lat, a tym masz zaledwie szesnaste. To fizycznie nie możliwe – odpowiedział Mag Światła. Nagle Draco szturchnął Marco i szepnął do niego, tak głośno, że wszyscy słyszeli to, co powiedział:
- Ty masz tyle lat! Jesteś nim? No przyznaj się mój krwiożerco! – Dobrze, że Książę Mroku umiał świetnie panować nad emocjami, bo wszystko mogłoby się wydać już w tym momencie. Bez wahania odpowiedział „ulubionemu” kuzynkowi:
- Tak! Ujawniłeś mnie, jestem wampirem. Zaraz wyssę z ciebie krew – szepnął głośno z ironią w głosie. – Profesorze, dostanę taryfę ulgową? – Zwrócił się z udawaną nadzieją do nauczyciela.
- Dla żadnych czarno magicznych istot taryfy ulgowej nie będzie – krzyknął trochę zirytowany, a trochę rozbawiony. Minus dwadzieścia punktów dla Slitherinu, a dla pana, panie Malfoy („Skąd on do licha wie jak nazywa się ten głupi arystokrata?” – Pomyślał sobie w tym momencie Potter) – szlaban. O szesnastej, jutro w moim gabinecie. Znajduję się on naprzeciwko tej klasy. Na moich lekcjach nie życzę sobie głupich żartów. Niech to będzie dla was przestrogą, bo nie będę następnym razem taki łago… - nie dokończył, bo zadzwonił dzwonek, zaczynający ukochaną przez uczniów, przerwę obiadową.
- Zgłodniałem – powiedział Dan do kolegów i pierwszy wyszedł z klasy.
Nad jeziorem Spokojnego Wichru, pod swoim ulubionym drzewem siedział Harry Potter. Lubił analizować różne wydarzenia, a ostatnio stało się coś, co dało mu dużo do myślenia. Po pierwsze zastanawiała go postać pięknej dowódczyni Magów Światła, która niemal przyłapała go na grzebaniu jej w umyśle. Po raz kolejny przed jego oczami pojawiła się zgrabna sylwetka kobiety. Ciekawiło go, dlaczego go wtedy nie zdemaskowała. Przecież z łatwością mogła sprawdzić, kim był intruz, a jednak tego nie uczyniła. Dlaczego?
Druga sprawa: morderstwa tak blisko zamku. Jak do tego doszło? Czyżby śmierciożercy byli tak inteligentni, że zdołali wyprowadzić w pole Dubledore’a? Na szczęście Madzy Światła złapali ich… I bez żadnych skrupułów zabili wszystkich. To też mu się nie podobało. Tak bez procesu, przesłuchania. Przecież nikt nie zasługuje na karę śmierci, nawet morderca! Tego nauczono go podczas szkolenia: ludzkie życie jest cenne i nie należy go marnować, mimo, że jest bardzo kruche i krótkie. Widocznie „Biali” mieli inne zdanie na ten temat.
Z zamyślenia wyrwał go odgłos kroków. To Anne szła w jego kierunku. Dziś też się z nią umówił. Nie! Nie na randkę. Wręcz odwrotnie. Traktował ją jak przyjaciółkę, a nawet siostrę, której mógł powiedzieć wszystko. Często zwierzali się sobie wzajemnie. Nic tak nie pomaga, jak wygadanie się drugiej osobie, wyrzucenie z siebie problemów.
- Cześć, jak ci minął dzień? – zaczął rozmowę.
- Nudno, jak zawsze w pierwszy dzień szkoły. Chociaż Madame Maxim założyła bardzo oryginalną suknię z końskiego włosia i norek. Założę się, że jutro będzie na okładce, co najmniej dwóch francuskich, a może i nawet brytyjskich magazynów o modzie.
- A jak samopoczucie? – Gdy o to zapytał, twarz Kapłanki od razu się zmieniła.
- Kiepskie. Najchętniej udusiłabym Neville’a. Myślałam, że na tej imprezie u bliźniaków poprosi mnie o chodzenie, a on tymczasem jest z INNĄ! – Powiedziała, a po chwili dodała: - Nie wiedziałam, że z niego taki podrywacz.
- Niestety, ale z tą elfką wygląda na szczęśliwego i czuje się z nią bardzo dobrze i swobodnie – rzekł zgodnie z prawdą. Bardzo dobrze znał przyjaciela i wiedział, że się nie myli. Chwilę milczeli, a później zapytał z powagą: - Naprawdę ci na nim zależało?
- No… Ja… - zaczerwieniła się i zaczęła się plątać.
- Więc o nim zapomnij i znajdź sobie kogoś odpowiedniejszego – doradził jej. – Kogoś, z kim naprawdę będziesz szczęśliwa.
- Dzięki za dobrą radę – powiedziała i uśmiechnęła się. – Muszę już wracać. Mam obowiązek jeszcze dziś stawić się w kwaterze, no a później szkoła.
- Ja też już będę się zbierał. Siedziałem tu już dość długo. Do zobaczenia.
- Pa, pa – odpowiedział i rozpłynęła się we mgle. Podczas szkolenia poznali rodzaj dużo bardzie przydatnej i zaawansowanej, oczywiście czarno magicznej teleportacji. On też przeniósł się do Hogwartu. Bez problemu ominął bariery zabezpieczające.
Z niezadowoleniem zauważył, że jego lokatorzy już nie śpią. Miał świetny pomysł na obudzenie ich. „Nic się nie stało, wykorzystam go innym razem” – pocieszył się w duchu, a później zmienił postać i szaty, kilkoma ruchami rąk. Przy stoliku Dan grał z Nevillem w karty, a Danny jak zwykle jeszcze dolegiwał w łóżku.
- I jak, udała się randka? – Zapytał ten ostatni, z bezczelnym uśmiechem na twarzy. Potter postanowił też grać w tę grę i odpowiedział:
- Cudowna.
- Dziewczyna czy randka? – Dociekał Denis.
- Obie wspaniałe – rzekł abchin i otworzył książkę do starożytnej magii, dając przyjacielowi do zrozumienia, że nie ma ochoty na głupie żarty.
***
Dwie godziny później, za dziesięć ósma wyszli z dormitorium. Dziś Dan miał uczestniczyć w pierwszych czterech lekcjach, a później Danny miał iść na językoznawstwo, alchemię, starożytną magię i jeszcze dodatkowo runy. W pokoju wspólnym nie było już prawie nikogo. Spotkali za to wkurzonego Rona, który rzucił Harry’emu mordercze spojrzenie.
- Co się dzieje, Harry? Wolałeś być z fajtłapą i nowym niż ze mną? – Krzyknął.
- A co, nie wolno mi? – Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Zawiodłem się na tobie – mruknął Weasley i zniknął za portretem Grubej Damy.
- A mu, co się stało? – Zapytał dhampir, nie zwracając nawet uwagi na obelgę, skierowaną pod jego adresem.
- Zazdrość go zżera – odpowiedział Dan.
- Ta, fachowiec się znalazł – powiedział z ironią Potter. – Ron już taki jest. Szybko mu przejdzie, nie martwcie się.
Jako jedni z ostatnich weszli do Wielkiej Sali. Szybko zjedli śniadanie, nawet nie czytając artykułu w Proroku o ataku na Pierwszorocznych i pobiegli na transmutację. Nie chcieli się spóźnić już pierwszego dnia nauki. Zdążyli w ostatniej chwili. Profesor McGonagall właśnie zamykała drzwi klasy. Usiedli w potrójnej ławce przy oknie, blisko nauczycielki. Opiekunka Gryfonów najpierw sprawdziła obecność, a później zaczęła przemowę:
- Wszyscy obecni w klasie zdali Sumy na przynajmniej Zadowalający, a niektórzy nawet na Wybitny. Gratuluję wam, a jednocześnie ostrzegam, że w tym i następnym roku będę od was wymagała znacznie więcej niż dotychczas. Zaawansowana transmutacja to nie przelewki. Na początku roku szkolnego będziemy… - do tego momentu abchin ją słuchał. Później zaczął rozmowę telepatyczną z przyjaciółmi. Kończył właśnie dyskutować z Nevillem na temat stylów walki na miecze, gdy zadzwonił dzwonek. Szybko poderwali się z miejsc i udali w kierunku cieplarni, która znajdowała się po drugiej stronie zamku. Dotarli przed szklarnie, jako jedni z pierwszych i szybko zajęli miejsca w kącie.
Gdy wszyscy byli już obecni, tylnymi drzwiami weszła nowa nauczycielka. Ivonne była bardzo podobna do brata. Takie same czarne oczy i włosy. Tylko te ostatnie w jej wypadku były zadbane i lśniące. Zmierzyła klasę krytycznym spojrzeniem.
- W tej klasie nie ma miejsca dla nieuków. Wiem, że wszyscy tu obecni mieli ocenę pozytywną na Sumach z tego przedmiotu, ale to stanowczo za mało – oświadczyła zimnym głosem. – Dlatego napiszecie dwugodzinny test sprawdzający. Zostaną tylko ci, którzy napiszą go na powyżej 90%. A jeśli się okaże, że jesteście tylko bandą dzieciaków i nie umiecie nawet tyle to zostanie dziesięć najlepszych osób – oznajmiła chłodnym tonem i bez zbędnych słów rozdała arkusze.
Jedno zerknięcie abchina na tekst wystarczyło, aby stwierdzić, że jak na poziom szóstoklasistów jest wyjątkowo trudny, a pytania podchwytliwe. On jednak nie dał się zwieść i wszystko napisał poprawnie.
Chciał się upewnić telepatycznie Neville’a czy dobrze odpowiedział na jedno pytanie, ale nie mógł. Coś go blokowało. Nauczycielka rzuciła widocznie jakieś zaklęcie. „Ta jędza nie jest normalna” – pomyślał sobie. – „Zna świetnie czarną magię, a zwyczajnym ludziom się to zazwyczaj nie zdarza. Ale to Snape” – uspokajał się w duchu, jednak ciągle coś mu tu nie pasowało. –„Gdzie ona się nauczyła silnego, prawie zaliczającego się do mrocznych, czarno magicznego zaklęcia, blokującego na pewnym obszarze magię umysłu?” Potter mógł je złamać, ale wolał nie wywoływać wilka z lasu. Już i tak pewnie zauważyła ich próby kontaktu ze sobą. Nie chciał przesadzić i jeszcze bardziej pogorszyć sytuacji.
- Koniec czasu! – Krzyknęła nagle nauczycielka i zaczęła zbierać sprawdziany. Chwilę później zadzwonił dzwonek.
W końcu nadszedł czas na długo oczekiwane przez wszystkich zajęcia: białą magię. Harry, Neville i Dan stali zaniepokojeni przed klasą na drugim piętrze, czekając na nauczyciela. Te zajęcia mieli razem z siódmą klasą. Cztery klasy – dwie Ślizgonów i dwie Gryfonów. Już bał się, co może się wydarzyć na tych lekcjach. Także zdenerwowany Marco stał kilka metrów dalej, nie słuchając w ogóle tego, co miał do powiedzenia mu Draco. Wszyscy Madzy Mroku rzucili na siebie skomplikowane zaklęcia ochronne, które szybko wyczerpywały ich magię. Nie było szansy utrzymać tej ochrony dłużej niż godzinę. Na dodatek nie mieli stuprocentowej pewności, że ich bramy nagle nie opadną. Dodatkowo, jeśli nauczyciel zacząłby coś podejrzewać i rzucił proste, biało magiczne zaklęcie sprawdzające – wszystko od razu by się ujawniło.
Nagle drzwi do klasy się otwarły, a złotowłosy mężczyzna gestem zaprosił ich do środka. Potter usiadł w jednej z ostatnich ławek. Przed nim miejsca zajęli Dan i Neville.
- Od razu mówię, że to pierwsza i ostatnia lekcja teoretyczna białej magii – powiedział dziwnym, trochę grubym głosem, nauczyciel w szatach Maga Światła. – Nazywam się Stefano Belloni i będziecie skazani na moje towarzystwo odpowiednio przez rok lub dwa, kilka razy w tygodniu. Oczekuję od was dyscypliny, a także zaangażowania na lekcjach. Teraz, w obliczu nadchodzącej wojny, – mówił bez ogródek - biało magiczne zaklęcia będą wam jeszcze bardziej potrzebne niż normalnie i nie raz i nie dwa uratują wam skórę. Jak to jest z tą całą magią… Może zacznę od początku i poukładam to wam ładnie w głowach, bo ostatnio trochę się to wam wymieszało: magia światła, biała magia, starożytna magia. Jak to się je? Tak ogólnie w magii można wyróżnić cztery grupy. Do pierwszej zaliczamy magie poszczególnych ras takich jak elfy czy wampiry. Druga grupa dzieli się na trzy całe potęgi: Jeden – szarą, której uczycie się już od kilku lat, i której używacie, na co dzień; Dwa – czarna magia, gdzie najpotężniejsze są zaklęcia tak zwane mroczne i trzy: biała magia, gdzie najsilniejsze są zaklęcia światła. Każdy czarodziej może używać szarej magii, ale zupełnie jest w przypadku białej i czarnej. One się wzajemnie wykluczają, odpychają, krótko mówią to przeciwieństwa. A już w ogóle jeden człowiek nie może używać zaklęć światła i mroku. To po prostu nie możliwe. Albo to albo to. Do trzeciej grupy zalicza się magię czasu, czyli epok historycznych np. starożytna, średniowieczna, a nawet prehistoryczna. I ostatnia jest magia żywiołów: woda, powietrze, ziemia i ogień, ale to już zupełnie inna bajka – na chwilę przerwał mówić. A później kontynuował, chodząc po klasie: - Jak sama nazwa naszych zajęć mówi, my będziemy się zajmować tylko i wyłącznie białą magią, której pierwsze, podstawowe zaklęcia poznacie na następnej lekcji. Jakieś pytania? – Zapytał, lustrując klasę swoimi złotymi oczami. Pierwsza rękę odważyła się podnieść jak zawsze ciekawska Hermiona.
- Tak, panno…
- Granger – podpowiedziała szybko brązowowłosa. – Czy ktoś, kto ma na ręce Mroczny Znak, może uczyć się tego przedmiotu? – Zapytała, patrząc sugestywnie na Ślizgonów.
- Nie. Stwierdził krótko. – Ale w klasie nie ma takiej osoby. Wyczuwam czarną magię na kilometr, a magiczne znamię cuchnie nią wyjątkowo paskudnie – powiedział „Biały”.
Dan uśmiechnął się porozumiewawczo do przyjaciół. Oni używali na sobie mrocznej magii, co prawda bardzo słabo wykrywalnej, ale jednak. Nauczyciel na pewno, gdyby miał taki nochal, jakim się przechwalał, wykryłby ich czary. A tego nie zrobił. Czyli kłamał.
Draco Malfoy też miał coś do powiedzenia. Szybko podniósł rękę, a gdy nauczyciel pokiwał głową, wyrzucił z siebie:
- Panie, profesorze, a co jeśli ktoś nie chce się uczyć tego przedmiotu, wolę drugą stronę magii?
- To zapraszam, do Dumstrangu. W Hogwarcie obowiązuje ten przedmiot i nie ma od niego zwolnień.
Także Harry’emu na język nasunęło się jakiś czas temu pytanie. Walczył z sobą czy zapytać się czy nie. W końcu dał na wygraną i podniósł rękę:
- A jeśli jestem na przykład… wampirem i nie mogę się uczyć tego przedmiotu to, co wtedy?
- Nie bądź śmieszny, zamienia się w wampira w wieku 21 lat, a tym masz zaledwie szesnaste. To fizycznie nie możliwe – odpowiedział Mag Światła. Nagle Draco szturchnął Marco i szepnął do niego, tak głośno, że wszyscy słyszeli to, co powiedział:
- Ty masz tyle lat! Jesteś nim? No przyznaj się mój krwiożerco! – Dobrze, że Książę Mroku umiał świetnie panować nad emocjami, bo wszystko mogłoby się wydać już w tym momencie. Bez wahania odpowiedział „ulubionemu” kuzynkowi:
- Tak! Ujawniłeś mnie, jestem wampirem. Zaraz wyssę z ciebie krew – szepnął głośno z ironią w głosie. – Profesorze, dostanę taryfę ulgową? – Zwrócił się z udawaną nadzieją do nauczyciela.
- Dla żadnych czarno magicznych istot taryfy ulgowej nie będzie – krzyknął trochę zirytowany, a trochę rozbawiony. Minus dwadzieścia punktów dla Slitherinu, a dla pana, panie Malfoy („Skąd on do licha wie jak nazywa się ten głupi arystokrata?” – Pomyślał sobie w tym momencie Potter) – szlaban. O szesnastej, jutro w moim gabinecie. Znajduję się on naprzeciwko tej klasy. Na moich lekcjach nie życzę sobie głupich żartów. Niech to będzie dla was przestrogą, bo nie będę następnym razem taki łago… - nie dokończył, bo zadzwonił dzwonek, zaczynający ukochaną przez uczniów, przerwę obiadową.
- Zgłodniałem – powiedział Dan do kolegów i pierwszy wyszedł z klasy.
Rozdział 33: Pierwsze lekcje w Hogwarcie