Po tygodniowej przerwie wywołanej całym tym zamieszaniem z ACTA wracam. Przepraszam za utrudnienia.
Jak pewnie zauważyliście, w tym czasie całkowicie zmieniłam wystrój bloga. Jak się Wam podoba?
- Jaki idiota odsłonił te okropne zasłony? – krzyknął Potter, którego znienawidzone, jasne promienie słoneczne wyrwały ze snu. Był sobotni poranek. Wczoraj długo rozmawiali o popołudniowych wydarzeniach i położyli się spać dopiero o piątek nad ranem. Harry spałby jeszcze dobrą godzinę, gdyby go tak gwałtownie nie obudzono. Słońce nie świeciło jeszcze zbyt intensywnie, ale i tak drażniło wyczulone zmysły abchina.
- Ja – odpowiedział odważnie Dan. – Odsłoniłem je, bo właśnie rysuję karykaturę tej okropnej baby od zielarstwa.
- Nie mogłeś wyczarować prostej kuli światła? – zirytował się Wybraniec.
- Dobrze wiesz, że do rysowania się nie nadają – odparł. Harry tylko mruknął pod nosem coś w stylu: „Komu o siódmej rano w weekend chce się rysować”. Zamiast wypowiedzieć tego na głos, rozejrzał się po sypialni. Danny czytał na swoim łóżku jakąś książkę, a Neville właśnie karmił swoją ukochaną Teodorę. Wczoraj, gdy opowiedzieli bliźniakom szczegóły ich zdemaskowania, śmiali się tylko. „Zobaczymy jak bardzo będą szczęśliwi, gdy ktoś odkryje ich sekret” – pomyślał sobie, a następnie wstał z łóżka i poszedł do łazienki doprowadzić się do porządku. Gdy dziesięć minut później wrócił do dormitorium, zapytał:
- Idziecie na śniadanie do Wielkiej Sali?
- Burczy mi w brzuchu – zwierzył się dotąd milczący Danny.
- A ja, to co? – zirytował się Daniel.
- Będziesz musiał trochę poczekać – odpowiedział brat i szybko opuścił pomieszczenie.
- To niesprawiedliwe – mruknął obrażony. – Muszę sam sobie coś zrobić do zjedzenia.
- Wielki mi problem coś przywołać z kuchni – mruknął Longbottom. – A co z naszymi aurami? – dodał, dając ostatnią muchę w sosie swojej pupilce.
- Zostawimy prawdziwe, zabezpieczymy je tylko, aby ktoś znowu od nas szoku nie dostał – zadecydował abchin.
- Ale będą mieli miny jak wejdziecie – powiedział Nocny Elf. – Szkoda, że tego nie zobaczę.
- Pokażemy ci wspomnienia – obiecał dhampir, a abchin dodał:
- Na pewno wszyscy wiedzą już o wczorajszych wydarzeniach.
- Pewnie tak – zgodził się przyjaciel.
***
W momencie, gdy weszli do Wielkiej Sali spotkało ich rozczarowanie. Znajdowało się w niej dopiero kilkunastu uczniów, a przy stole nauczycielskim siedział tylko Hagrid i profesor Hooch. Zajęli miejsca obok strasznie podekscytowanej Hermiony, trzymającej w ręce świeżutkiego „Proroka Codziennego”.
- Nie uwierzycie, co się stało – krzyknęła na powitanie.
- Wielka mi sensacja – mruknął Danny, który siedział kilka metrów od niej. Na talerz właśnie nakładał czwartą z rzędu kanapkę. Harry nie mógł zrozumieć, dlaczego panna Granger tak bardzo go irytowała. Dziewczyna nie obdarzyła go nawet spojrzeniem i wypaliła:
- Lucjusz Malfoy został mianowany nowym Ministrem Magii! Uzyskał 62% głosów! Nie do uwierzenia!
- Tego się nie spodziewałem – mruknął Neville, nalewając sobie soku dyniowego.
- Pokaż mi gazetę – poprosił ją Potter i szybko przeczytał artykuł. Uśmiechnął się, składając gazetę. Oddał ją przyjaciółce i wyraził swoją opinię:
- Prawa ręka Voldemorta zapowiada walkę ze swoim panem. Zabawne.
- Co z nami będzie? – zapytała przerażona Wiem-To-Wszystko.
- Zamek jest świetnie chroniony - pocieszył ją Longbottom. – Madzy Światła to naprawdę potężne istoty, nic nam nie będzie.
Hermiona popatrzyła zdezorientowana na Neville’a. Chłopak mówił zdecydowanym, opanowanym tonem. Dziewczyna zauważyła, że bardzo się zmienił. Ale nie tylko on. Harry też stał się zupełnie innym człowiekiem.
Nagle drzwi do Sali się otworzyły i weszła cała trzydziestka siódemka Magów Światła. Od razu zauważyli ich odsłonięte aury. Większość z nich intensywnie się im przyglądała. Harry i Neville udawali, że tego nie widzą i spokojnie kontynuowali posiłek. Natomiast Granger posłała im zaniepokojone spojrzenie, ale zignorowali i ją.
Po śniadaniu udali się na błonia, gdzie umówili się z Marco. Harry chciał pokazać je kolegom, a przy okazji mieli porozmawiać. Dołączył do nich też Dan. Wiedzieli, że dużo tym ryzykuje, ale on się niczym nie przejmował.
- Cześć! – krzyknął z oddali Książę Mroku. Kilka sekund później stał już przy nich. – Ciekawe miejsce wybraliście na spotkanie. Po kilkunastu minutach spacerowania, usiedli na kamieniach, trzydzieści metrów od chatki Hagrida. – Zapraszam do Mrocznego Miasta, moich prywatnych kwater – zaproponował Marco. – Tam spokojnie porozmawiamy.
Już po chwili siedzieli w drogich, elegancko zdobionych fotelach, w książęcym salonie. Gospodarz jednym ruchem ręki przywołał skądś jedzenie – kilka różnych potraw. Każdy miał inne upodobania i co innego wolał na przekąskę.
- Jak Ci się podoba w Hogwarcie? – zapytał go Neville.
- Nawet spoko, chodź bez mapy Huncwotów bym sobie nie poradził – odpowiedział książę i zwrócił się do Harry’ego: - Dziękuję.
- Nie ma za co. Już jej nie używam – odparł. – Znam cały zamek na pamięć.
- Mam dziś po południu szlaban u Ivonne – zmienił temat wampir. – Niezbyt jest zadowolona, że musi się ze mną męczyć – powiedział. – Rozmawiałeś już z tą blondynką? – zwrócił się znowu do Pottera.
- Jeszcze nie – odpowiedział. – Ciekawe dlaczego Dumbledore uparł się, abym akurat z nią odbywał karę.
- A jak tam nowa moda w domu wężów? – zapytał się dhampir po chwili milczenia.
- Przyjęła się. Wszyscy noszą rękawiczki.
- Ten pomysł był genialny – powiedział dotąd milczący Danny.
Rozmawiali tak jeszcze godzinę. Później jednak wrócili do Hogwartu, aby nikt nie nabrał podejrzeń. Tylko bliźniacy zostali w Mroczny Mieście. Poszli odwiedzić rodziców. ( Czytaj: wydusić od nich trochę galeonów. Zdążyli wydać już wszystkie swoje oszczędności na różnorakie głupoty. Np. różne produkty ze sklepu Weasley’ów.) Harry natomiast odwiedził Hagrida. Wypił tradycyjną herbatkę i rozmawiał z nim, a raczej wysłuchał opowieści półolbrzyma, który z Graupem, w lecie, wyruszyli na poszukiwanie rodziny wśród olbrzymów.
Rozdział 36: Pierwsza sobota w Hogwarcie