sobota, 18 lutego 2012

Rozdział 48: Bo zawsze pozostaje nadzieja, że wreszcie będzie dobrze

Aby uczcić pomyślną obronę Hogwartu Marco zorganizował w Mrocznym Mieście bal. Odbył się on w Głównym Zamku, a konkretnie w Sali Balowej.
Równo o północy weszła ostatnia para. Książę i jego wybranka - czerwonowłosa Carolaine przeszli uroczystym krokiem przez całe pomieszczenie, otwierając tym samym uroczystość. Carolaine ubrana w piękną, czarną suknię z odważnym dekoltem uśmiechała się wesoło. Dopiero dziś postanowili oficjalnie potwierdzić, że są parą. Wcześniej ukrywali to nawet przed przyjaciółmi. Nie chcieli rozgłosu.
Dziewczyna nie wiedziała, że chłopak postanowił zrobić jeszcze jeden krok na przód. Gdzieś po godzinie i kilkunastu piosenkach władca poprosił o chwilę ciszy. Wszyscy natychmiast zamilkli, a orkiestra przestała grać. Marco odsunął się od ukochanej, którą do tej pory obejmował i klęknął przed nią. Następnie wypowiedział magiczne słowa:
- Carolaine Rosalie Anno, wyjdziesz za mnie? - powiedział, a w jego dłoniach znikąd pojawił się wspaniały, brylantowy pierścionek.
Po chwili pełnej napięcia dziewczyna odpowiedziała z uśmiechem. 
- Tak oczywiście. Kocham Cię.
Na dowód tego, pocałowała go. Wybuchły oklaski i wiwaty dla narzeczonych, a następnie zaczęto im składać gratulacje.
Dopiero dwie godziny później Marco udało się wymknąć z tłumu i usiąść przy oddalonym stojącym w rogu sali stole, gdzie siedzieli jego przyjaciele.
- Kiedy wesele? - od razu zaatakował go Danny.
- Jeszcze nie ustaliliśmy terminu, ale prawdopodobnie w styczniu. Będziecie moimi drużbami?
Harry, Daniel, Denis i Neville ochoczo pokiwali głowami.
- Dlaczego nam wcześniej nie powiedziałeś, że jesteście razem? - zaciekawił się dhampir.
- Przepraszam. Nie chciałem wyróżniać któregoś z was, a wy macie długie jęzory - zwrócił się do bliźniaków. - A ściany mają uszy i szybko roznoszą plotki. 
- Nam możesz ufać. Nigdy byśmy tego nie zrobili - oburzył się Dan, choć jego oczy błyszczały podejrzanie. Jego brat także pokiwał głową.
Gawędzili jeszcze kilkadziesiąt minut, jednak Marco musiał wracać do swojej pani, a Neville'a wyciągnęła na parkiet jego dziewczyna.
- Zobaczymy się później - powiedział książę. - A ty Harry przyjdź o szóstej rano do mojego gabinetu. Musimy porozmawiać.
- Dobrze - zgodził się od razu.


***


Tymczasem w Hogwarcie, gdzieś w podziemnym korytarzu...
Pierwszym, co Draco Malfoy poczuł po przebudzeniu był smród rozkładających się ciał. Otworzył oczy, nie rozumiejąc, co się dzieje. Ze zdumieniem odkrył, że wzrok mu się wyostrzył i widzi wszystko dobrze, mimo że znajdował się w podziemnym korytarzu. Nie czuł bólu. Jego ciało było tylko zdrętwiałe. A obok niego leżały gnijące zwłoki jego kolegów – Crabba i Goyle’a. Wzdrygnął się i wstał. Odnalazł na podłodze swoją różdżkę. Wziął ją i rzucił na siebie Zaklęcie Kameleona, a następnie udał się w kierunku pokoju wspólnego Ślizgonów. Szkoła była opustoszała. Nic dziwnego – dochodziła trzecia w nocy. Wypowiedział hasło i wszedł do salonu. Wbiegł po schodach do swojego dormitorium. Było pusto. Nott i Zabini zginęli podczas bitwy, tak samo jak jego koledzy. A jego dziwnego kuzyna znowu nie było. Podobnie znikał każdej nocy, odkąd przybył go Hogwartu. Draco nie widział jeszcze nigdy, aby on spał. Ale nie przejmował się tym. Poszedł do łazienki umyć się z tego smrodu. Spojrzał od niechcenia w lustro. Przestraszył się.
Zamiast spodziewanego, swojego odbicia zobaczył nieznanego mężczyznę. Miał dziwne, różowe oczy i długie do ramion, prawie białe włosy.
- To nie ja – powiedział. Głos mu się nie zmienił, jednak ciało uległo dziwnej transformacji.
- Nie możliwe – szepnął i zemdlał.

***

Równo o szóstej rano do drzwi gabinetu księcia zapukał jego doradca.
- Cześć - przywitał się. - Jak po balu?
- Całe szczęście, że alkohol nie działa zbyt mocno na wampiry - powiedział i uśmiechnął się. - Usiądź - powiedział i wskazał mu miejsce naprzeciwko siebie.
- Co tak oficjalnie dziś? - zapytał Harry. Przyjaciel zazwyczaj zapraszał go do swoich prywatnych kwater, a dziś kazał mu usiąść w jego służbowym gabinecie.
- Jest ważna sprawa. Odkładałem ją długo, ale teraz muszę się do tego zabrać.
- O co chodzi? - zaniepokoił go powaga w głosie rozmówcy.
- Mimo, że praktycznie jesteśmy nieśmiertelni, każdy władca ma obowiązek spisać swój testament i ostatnią wolę - skrzywił się, mówiąc to. - Oczywiście wszystko pozostaje tajne do mojego hipotetycznego zgonu... Potrzebuję jednego czarodzieja na świadka autentyczności. Wystarczy, że będziesz tu siedział i patrzył jak spisuję go, a później podpiszesz się i ty. 
- Nie ma sprawy - odpowiedział.
- To dobrze - mruknął i zaczął pisać. Zajęło mu to aż trzy kwadranse.
- Gotowe? - upewnił się Potter.

- Już po wszystkim. - Marco uśmiechnął się z ulgą. - A teraz mniej przygnębiająca część spotkania. Zapraszam do moich kwater prywatnych.
Teleportowali się do eleganckiego salonu i rozłożyli się wygodnie na skórzanych kanapach.
- Chcesz coś do picia?
- Nie, dziękuję odparł. Przez chwilę siedzieli razem w milczeniu. Mariusz odezwał się dopiero po kilku minutach.
- Kocham Carolaine. Jestem taki szczęśliwy, że przyjęła moje oświadczyny. Na początku była strasznie zamknięta w sobie, taka inna. Jednak zmieniła się podczas drugiej części szkolenia. Byliśmy razem w grupie. Od początku mnie wspierała. Nawet w tych nieszczęsnych, starożytnych runach.
- Nigdy nie zapomnę jak Adrian zadał Ci za karę całą książkę ze starorzechyńskiego przetłumaczyć - przypomniał mu Wybraniec. Zapoczątkowało to nawałnicę wspomnień, która zaatakowała chłopaków. 
- A ja powiedziałem wtedy, że mam to w nosie i w akcie buntu uciekliśmy z bliźniakami.
- A później polerowaliśmy te okropne zbroje przez kilka dni. Tak mnie po tym bolały ręce.
- Nie przypominaj mi o tym - książę skrzywił się. To jemu wtedy się najbardziej oberwało. 
- A pamiętasz jak Anne uczyła się magii umysłu? - zapytał Harry Potter i obaj wybuchli śmiechem na samą myśl o tym.
- Biedna. Obrywało jej się regularnie za to od Adriana, a zwłaszcza na początku.
- Albo jak zrobiliśmy wielką bitwę wodną na jeziorze, a Daniel oblał przez przypadek członka rady, zdaje się, że Abdula. 
- A co do Abdula - książę momentalnie spoważniał. - Ten mężczyzna działa mi na nerwy. Dwa razy złapałem go na niedokładnym wykonaniu moich rozkazów.
- To dlaczego jeszcze go trzymasz w radzie?
- Mam z nim coś w rodzaju magicznego kontraktu na dziesięć lat. On jest przecież przewodniczącym rady. Po mnie jest najważniejszą osobą w całym mieście. Ma więcej przywilejów niż ja! Tylko dlatego, że rządzi tym wszystkim od dwustu pięćdziesięciu dwóch lat.
- Coś się wymyśli - pocieszył go abchin. - Nic mi w tej chwili nie przychodzi do głowy, ale Dan i Danny z tymi ich genialnymi pomysłami na pewno rozwiążą ten problem. 
- I właśnie tego się boję. Oni nie zawsze zachowują się odpowiedzialnie.
- A propo bliźniaków. Nie widziałeś ich gdzieś? - zapytał fioletooki.
- Z tego co wiem, udali się do mugolskiego Londynu. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, co oni tam kombinują. 
- I tak pewnie się dowiesz - mruknął. - A, właśnie. Byłbym zapomniał. Ostatnio nie dokończyliśmy rozmowy o szkoleniu nowych uczniów.
- Tak. Normalnie organizuje się je średnio co dwa lata, lecz wyjątkowo w tym roku już ponad 50 osób oczekuje na przeszkolenie! A dopiero zaczyna się listopad!
- I co, będziesz ich szkolić? 
- Chyba tak. Muszę znaleźć mentorów, którzy zgodzą się wejść w czteroletnią pętlę czasową.
- Ja mógłbym. I bliźniacy też by się pewnie ucieszyli. A może Wasza Wysokość też się skusi?
- Co to bliźniaków mam pewne... obawy.
- Są wystarczająco wyszkoleni i odpowiedzialni. Myślę, że możesz im przydzielić po grupce młodych adeptów. 
- Tylko jak oni wytrzymają bez siebie?
- Nie czarujmy się. Będą się odwiedzać, o ile nie połączą szkolenia.
- A ty, Harry?
- Ja wolałbym popracować z jakimś trudniejszym przypadkiem, jeśli nie masz nic przeciwko. Coś jak Katherine z Nevillem. 
- Zobaczę, co da się zro... - nie dokończył, bo nagle nie wiadomo skąd i jak, pojawiła się przed nim magiczna wiadomość. Wysłano ją za pomocą specjalnego, starożytnego zaklęcia. Już w antyku potężni magowie używali ich do komunikowania się.
- Coś się stało?
- To królowa Sophia od Magów Światła. Chce się spotkać o dziewiątej rano, w jakimś lesie. Trochę to dziwne.
- Dlaczego?
- Rozmawiałem z nią całkiem niedawno.  Nic nie mówiła o żadnym spotkaniu, a zwłaszcza w takim miejscu. 
- Powiesz mi, co chciała, gdy wrócisz -odparł Harry. Myślę, że to dobry moment, abym wrócił do Hogwartu. Nie mogę zbyt długo tu siedzieć, bo nabiorą podejrzeń i zaczną węszyć. Nadal nie wiem, jakim cudem nikt się mną nie interesuje. Może to dlatego, że ty pokonałeś Voldemorta?
- Ja też wrócę jeszcze do zamku. Zostawiłem tam parę rzeczy, które magicznie tam ukryłem i nie da się ich przywołać. 
- Jak chcesz, to mogę je zabrać za ciebie książę.
- Przestań mnie tytułować. Bardzo byłbym ci wdzięczny. Pamiętasz starożytny łańcuch szkarłatnych zaklęć ochronnych?
- Oczywiście - powiedział z uśmiechem Potter. - Trudno zapomnieć go, po tym jak Daniel użył go przeciw Adrianowi, który nigdy o nim nie słyszał. 
- Ta... Muszę już lecieć. Miłego dnia.
- Cześć - pożegnał się, nie wiedząc, że po raz ostatni widzi żywego przyjaciela.

Jest. Przepisałam to wreszcie. I ja, podoba się Wam?
Dobra, nie czaruję Was. W następnym rozdziale, jak to ładnie określiła Sanna - Marco kopnie w kalendarz. 
Jak myślicie w jaki sposób zginie i przez kogo?
Od razu mówię, że to nie Sophia.
Czekam na hipotezy i pozdrawiam :D

4 komentarze:

Camil pisze...

Jak zwykle 1 ;p Juz Cie Kocham znowu heh ze dodalas rozdzial dziekuje :):*

Anonimowy pisze...

nie ma co, umiesz trzymac w niepewnosci :D do poniedzialku az czekac tzreba :(

kruszyna pisze...

Nie mogę się doczekać kolejnej części czekam na nią z niecierpliwością, umiesz budować napięcie:)

Camil pisze...

Super jak zawsze !! z niecierpliwoscia czekam na wiecej :)