Przez opustoszały w sobotnie popołudnie Hogwart szedł Harry Potter. Właśnie mijał korytarz na trzecim piętrze, gdy nagle przed nim pojawiła się profesor Diego. Dziś na głowę włożyła srebrną tiarę, a włosy zaplotła w warkocz. W eleganckiej, stalowej sukience wyglądała jak zwykle oszałamiająco.
- Dzień dobry – pierwszy odezwał się uczeń.
- Gdzie byłeś rano? Szukałam cię, ale nie znalazłam – zapytała, uważnie mu się przyglądając.
- Na herbatce u gajowego – odpowiedział.
- Sześć godzin?
- Bardzo lubimy ze sobą rozmawiać – stwierdził po prostu. Przecież nie miał zamiaru jej mówić prawdy. Nauczycielka popatrzyła za niego z powątpieniem.
- A zresztą nieważne. Chodź do mojego gabinetu, ustalimy godzinę szlabanu – powiedziała i nie czekając na jego odpowiedź, zaczęła iść. Jej gabinet znajdował się bardzo blisko i po niecałej minucie, stali już przed drzwiami. Wykonała kilka szybkich ruchów ręką. Normalna osoba nie zwróciłaby na to uwagi, ale Harry wiedział, że właśnie ściągnęła dość silne zaklęcia zabezpieczające. Zdziwił go niesamowicie surowy i prosty wystrój pokoju. Znajdował się tam duży, okrągły stolik i cztery fotele, a także komoda i biblioteczka. Po chwili wahania zajął fotel naprzeciwko niej.
- Kim jesteś? –zapytała prosto z mostu.
- Dlaczego wszyscy się tym tak strasznie interesują? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Zdziwiło go to, co mu na to rzekła:
- Jestem po prostu ciekawa. Stefano mówił mi o tym, całym incydencie, wszyscy jesteśmy zdziwieni, po co tak silne istoty chodzą do szkoły. I naturalnie trapi też nas, kim ty jesteś. Normalny człowiek nie wytrzymał by takiego natężenia mrocznej magii, jakie występuje w twojej aurze, a mimo to wszystko wskazuje na to, że należysz do rasy ludzkiej. Domyślam się jednej rzeczy, ale nie jestem pewna… - zawahała się i nagle, błyskawicznie rzuciła na niego zaklęcie. Abchin w jeszcze szybszym tempie się odsunął.
- Czy wszyscy Madzy Światła mają w zwyczaju najpierw atakować, a później z kimś rozmawiać? – zakpił. Ona tylko się uśmiechnęła i z całej siły natarła na jego umysł. Mimo, że atak był niespodziewany, a w dodatku bardzo mocny, udało mu się go odeprzeć. W końcu podczas szkolenia poszło mu to bardzo dobrze ;) Musiał jednak przyznać, że była świetnym legimentom. Kobieta znowu się uśmiechnęła i wreszcie się odezwała:
- To ty chciałeś wkraść się mi do głowy podczas rozpoczęcia roku szkolnego. Ktoś świetnie cię wyszkolił. Jesteś tu, aby nas szpiegować?- zapytała. Tym razem to on się roześmiał.
- Chodzę do tej szkoły od sześciu lat. Jeśli nie słyszałaś o Komnacie Tajemnic, to na pewno obił ci się o uszy Turniej Trójmagiczny. Te okropne gazety przez kilka miesięcy pisały o tych wydarzeniach. Tak jakby nie mieli ciekawszych tematów.
- Słyszałam o twoich przygodach. Jednak teraz wszyscy zauważyli, że się zmieniłeś. Nawet twoja aura o tym świadczy. Założę się, że przeszedłeś jakieś czarno magiczne szkolenie.
- I co w związku z tym, pani profesor?
- Normalnych ludzi nie przyjmują do takich organizacji.
- A śmierciożercy?
- Nie jesteś nim. Przynajmniej tego jestem pewna. Twój przypadek jest nieco bardziej skomplikowany.
- Bawi się pani w detektywa? – zakpił. Ona nie zignorowała jego pytanie i ciągnęła dalej.
- Udowodniłam już, kim są twoi przyjaciele. Ty masz cechy i człowieka i mrocznej istoty, które normalnie się wzajemnie wykluczają!
- Świat jest pełen zagadek nie do rozwiązania – odparł tajemniczo. Po chwili zastanowienia zapytał. – To przesłuchanie, czy ustalanie terminu szlabanu?
- Przypominam Ci, że to ja jestem tutaj nauczycielką. Pasują ci szlabany w soboty, od siedemnastej do dwudziestej?
- Może być – zgodził się.
- To świetnie, widzimy się za kilka godzin.
- Do widzenia. – mruknął i wyszedł. Ta cała Cassandra działała mu na nerwy. A jeszcze musiał dziś z nią spędzić trzy godziny!
W dormitorium zastał tylko bliźniaków. Siedzieli przy stoliku i grali w czarodziejskie szachy.
- Oszukujesz! – krzyknął Daniel do brata, który niespodziewanie zbił mu koniem królówkę. – Ten koń stał na B3, a nie B4!
- A właśnie, że B4!
- Gdzie Neville? – zapytał Harry, siadając obok nich.
- Poszedł na Pokątną.
- Po co niby? – zdziwił się.
- Kupuje jakiś niesamowicie drogi, świeżo wynaleziony pokarm dla tej swojej ropuchy – odpowiedział Danny.
- Wieża na C6 – podpowiedział abchin Danowi.
- Szach mat! – krzyknął triumfalnie chłopak.
- Wielkie dzięki – mruknął obrażony Denis. – I tak ta gra się nie liczy. Może zagrasz ze mną? – zwrócił się do Pottera. – Mam już dość jego sztuczek. Pół godziny, gdy wrócił Longbottom obładowany dwiema reklamówkami, pachnącymi niezbyt przyjemnie, znowu się kłócii.
- Ale on mi się włamał do umysłu – usprawiedliwiał się Danny, który znowu przegrał grę.
- Gdybym to zrobił, poczułbyś – stwierdził abchin.
- Przecież oboje, dobrze wiemy, że ty tak potrafisz zmanipulować człowieka, że on robi to co chce – argumentował przegrany.
- Aż tak uzdolniony nie jestem. Sam postawiłeś tam swojego laufra. To nie moja wina, że nie zauważyłeś wieży.
- Zazwyczaj mówi się szach, jak się kogoś szachuje!
- Spokojnie! – przerwał im Neville. Dopiero teraz zwrócili na niego uwagę.
- Czy możesz rzucić na to jakieś zaklęcie, aby tak nie śmierdziało? – zapytał Dan, patrząc się z obrzydzeniem, na siatki, leżące przy łóżku dhampira.
- Stracą wtedy swoje magiczne właściwości – zaprotestował. Jednak było już za późno. Harry rzucił na nie czar izolujący.
- Zabiję – wyrwało się oburzonemu dhampirowi.
- Zawsze możemy to podrzuci Snape’owi lub pani Snape – powiedział wesoło abchin i wszyscy się z nim zgodzili.
Rozdział 37: Cassandra na tropie...