piątek, 10 lutego 2012

Rozdział 45: Bitwa o Hogwart



Był jesienny poranek i wszystkie zwierzęta w Zakazanym Lesie smacznie spały, odpoczywając po nocnych łowach. Rosa osiadła się na gęstej trawie i osiadłych liściach. Słońce jeszcze nie wzeszło i unosiła się lekka mgła. Jakiś kilometr od Hogwartu znajdował się obóz Lorda Voldemorta. 


Trzysta pięćdziesiąt sześć członków srebrnego zakonu, prawie pięćset śmierciożerców i inne stwory czekały na rozkaz. Wszystko układało się zgodnie z planem. Czarny Pan wsiadł na wspaniałego, czarnego smoka i powiedział:
- Dziś Hogwart, a jutro cały świat będzie nasz. Atakujemy według planu, czyli najważniejszy jest efekt zaskoczenia. Idioci, według fałszywych informacji spodziewają się nas dopiero około dziewiątej. Ma być szybko, nagle i z dużą siłą. Zaskoczymy ich pojawiając się o szóstej rano. Ja będę obserwował was z góry. Pamiętajcie, że walczymy o czysty, mroczny świat bez szlam i paskudnych magów światła, którzy niszczą nas.
Na jego rozkaz prawie tysięczna armia ruszyła przez las, aby po kilkunastu minutach dojść do wyznaczonego celu. Byli już prawie na skraju lasu, gdy nagle zaczęły wybuchać najzwyklejsze, mugolskie miny, które od razu zabiły kilkunastu ludzi.
- Co to ma być? – zapytał wkurzony czarnoksiężnik. – Myślą, że pokonają nas kilkoma wynalazkami tych parszywych mugoli? To cała ich obrona?


Szli dalej. Na błoniach nie było nikogo. Wyglądały na opuszczone.
- Czyżbyśmy zaskoczyli starego Dumbla i jego świtę? – zażartował Voldemort, który spodziewał się, że właśnie tak będzie. Armia spokojnie weszła dalej.
Wtem wybuchnął istny Armagedon. Zapanował chaos, prawdziwy Sajgon. Z ziemi, powietrza, z każdej możliwej strony poleciały na nich zaklęcia. Nagle przed nimi pojawiła się armia przeciwników. Byli wszędzie: na błoniach, wieżach zamku, na dachu chatki Hagrida, koło Bijącej Wierzby.
- Madzy mroku do nich dołączyli – krzyknął zdziwiony mistrz Srebrnego Zakonu. – Jest źle. Są… - nie zdążył więcej powiedzieć, po padł ugodzony jedną ze strzał, posłaną prze jakiegoś Białego Elfa.
- Madzy Mroku, Madzy Światła, Zakon Feniksa? – wymienił Sam – Wiesz – Kto. – Zgnieciemy ich w pył. Mamy olbrzymy, wilkołaki, wampiry, dementorów, trolle i Was – powiedział do ludzi z Srebrnego Zakonu. Mimo, że ich morale z powodu śmierci mistrza chwilowo zmniejszyły się, to szybko wróciły im siły. Musieli się zemścić.


***


- Mają nad nami przewagę liczebną – powiedział Harry do Marco. Oboje razem w królową magów światła i Cassandrą stali na wieży astronomicznej, obserwując walkę. Nigdy dowódcy nie brali udziału w bezpośredniej walce. Zawsze sterowali swoimi ludźmi i wydawali rozkazy z oddali. Tylko Dumbledore nie zgodził się na to i walczył gdzieś na dole.
- Mamy lepszą taktykę i ludzi, a także jesteśmy silniejsi – powiedziała spokojnie Sophia.


***


Trzy godziny później sytuacja na hogwarckich błoniach wiele się nie zmieniła. Cały czas trwała bezpośrednia walka. Wszędzie latały potężne zaklęcia, czary, uroki. Madzy światła i członkowie mrocznego bractwa dobrze ze sobą współpracowali, dopełniając się nawzajem. Strona przeciwna straciła znacznie więcej jednostek.
 Wszystko dookoła było zniszczone przez potężne zaklęcia. Wielu zaczęło używać niszczycielskiej magii żywiołów, która uszkodziła nawet dobrze zabezpieczone mury zamku.


***




Carolaine jako jedna z lepszych wojowników zniszczenia radziła sobie świetnie. Jej zadaniem było pozbycie się jak największej ilość ogrów i trolli. Te niezbyt inteligentne istoty zbytnio nie broniły się przed jej czarami. Do ich destrukcji używała silnej czarnej magii. Zajęta zabijaniem jakiegoś zabłąkanego pomiędzy walczących trolla nie zauważyła lecącej w nią kuli ognia. Jednak ta zamiast wyrządzić jej krzywdę tylko dodała jej energii. Przecież władała doskonale tym żywiołem i uodporniła się na niego. Zauważyła, że następna kula skierowana była z niczego nieświadomego członka Zakonu Feniksa. Jakiś mężczyzna walczył z innym czarodziejem i nie zwrócił na nią uwagi. Błyskawicznie znalazła się przed nim, a także wchłonęła zabójczy ogień swoim ciałem.
- Dziękuję – szepnął, a ona tylko pokiwała głową i wróciła do niszczenia trolli.


***




Tymczasem w innej części błoni rozgrywała się walka na śmierć i życie między dwiema, nienawidzącymi się wzajemnie kuzynkami. Bellatrix miotała zielonymi promieniami  w brązowowłosą dzisiaj Tonks, która a gracją uskakiwała, świetnie się przy tym bawiąc.
- Splamiłaś honor naszego wspaniałego rodu i przyłączyłaś się do tej bandy szlam – krzyknęła wściekle czarnowłosa. – Zabiję cię!
- Och, chciałabyś, droga Bello. Marzenia marzeniami, ale to jest nierealne. Zapomniałaś, że jestem nie tylko członkinią Zakonu Feniksa, ale też dobrze wyszkoloną aurorką – krzyknęła Nimfadora. Śmierciożerczyni chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Jakiś mężczyzna odciął jej głowę mieczem. Tonks nie wiedziała, że zrobił to Addy Henk, na prośbę Harry’ego Pottera.


***


Grupa śmierciożerców w składzie Crabb, Goil i Draco Malfoy dostali specjalne zadanie. Aby udowodnić, że zasługują na wczoraj wieczorem otrzymany mroczny znak musieli dostać się tajnym przejściem do Hogwartu i od środka zaatakować. Tylko ten ostatni zdawał sobie sprawę z tego, że to praktycznie misja samobójcza. 
Jednak nie mógł się sprzeciwiać rozkazom Czarnego Pana. Teraz żałował, że tydzień temu uciekł z bezpiecznej szkoły i wstąpił na służbę czarnoksiężnika. Czasu nie mógł jednak cofnąć. Razem w niezbyt inteligentnymi przyjaciółmi włamał się do Miodowego Królestwa i zaczynającym się pod płytką w piwnicy tunelem szedł do zamku. Jak do tej pory nie trafili na żadne przeszkody, a znajdowali się bardzo blisko wyjścia. Nagle nie wiadomo skąd zleciały na nich wiadra z jakąś kleistą substancją, a później oplotły ich magiczne liny.
- Mówiłem ci Fred, że nie stoimy tu na daremno – powiedział George i uśmiechnął się do brata bliźniaka. 


- Accio różdżki – powiedział stojący obok nich wietrzny przyjaciel – Lee Jordan i zabrał trzy patyki.
- Co teraz? – zapytał George, a może Fred. To nigdy nie było pewne.
- Mamy podać im ten eliksir od Magów Światła, tak jak nam polecił Dumbledore.
- Sądzisz, że ich zabije?
- Nie mam pojęcia – odparł Fred i wlał każdemu po kilka kropel.


***


Hermiona Granger jako jeden z nielicznych uczniów została w szkole. 
Zaraz po SUMach, gdy otrzymała Wybitny otrzymała propozycję praktyk u szkolnej pielęgniarki. Zgodziła się na nie, ponieważ chciała rozwinąć jeszcze bardziej swoją wiedzę, a to było idealną do tego okazją. Miała już pretekst do otrzymania stałej przepustki do Działu Ksiąg Zakazanych w bibliotece. 
Tak więc teraz, podczas bitwy pomagała pani Ponfrey, tak jak wielu członków zakonu. Zajmowała się prostymi kontuzjami i podawała eliksiry wzmacniające, a także wyczarowywała dodatkowe łóżka, gdy przybywali kolejni ranni. Przy okazji obserwowała też kruczoczarną kobietę, która leczyła najcięższe przypadki. Była ona magiem światła i robiła wszystko dwa razy szybciej niż ludzie. Na dodatek posługiwała się potężną magią, która zadziwiała i fascynowała Hermionę.


***


Godzina za godziną mijały i było jasne już, która strona wygra. Niektórzy śmierciożercy już uciekali z pola bitwy, nie bacząc na konsekwencje. Jednak inni nadal pomagali srebrnym magom. Ich liczba zmniejszyła się już prawie o połowę. Voldemort nadal krążył na smoku, obserwując nadchodzącą porażkę z prawdziwą furią. Zdarzały się takie chwile, że sam łamiąc wszystkie zasady pomagał swoim ludziom, atakując znienacka obrońców.


Na wieży astronomicznej nadal stali przywódcy bractw ze swoimi doradcami. Harry także obserwował walkę, od czasu do czasu rzucając silną tarczę, gdy ktoś próbował ICH atakować. Nagle pociemniało mu przed oczami. Stracił przytomność.
- Harry! – zawołał zdenerwowany Marco, widząc nieprzytomnego przyjaciela. – Harry, słyszysz mnie?

To ostatni rozdział z tych, co już były na blogu. Następny rozdział pojawi się, gdy pod tym będzie 10 komentarzy (mam go już przepisanego). A tak w ogóle to już skończyłam w notesie pisać I tom i zaczynam tworzyć plam ramowy II. 

I tom zakończy się niespodziewanym obrotem sytuacji. Stanie się coś niezwykłego... Macie pomysły/teorie/hipotezy, co takiego może się wydarzyć? Chętnie ich wysłucham.

I tradycyjnie dziękuję za komentarze i pozdrawiam czytelników ;)

5 komentarze:

kruszyna pisze...

Rozdział zabójczy już nie mogę się doczekać co wymyślałaś na na kończenie tego tomu. Zobaczymy jak to się potoczy ale jest to jedno z lepszych opowiadań jakie teraz czytam:)

Anonimowy pisze...

opowiadanie jest świetne... jedno z najlepszych jakie czytalam... niekonwencjonalne podejście do tematu: Harry nie może zabić, to nie on ma zgładzić Voldiego... należą Ci sie gratulacje :) czekam z nieierpliwością na następny rozdzial... :)

Anonimowy pisze...

notka genialna :) nie mecz nas Tymi 10 komentarzami xD ja codziennie wchodze i sprawdzam czy cos jest nwoego:D mam andzieje ze szybko zamiescisz kolejne:D

Anonimowy pisze...

Rozdziały ostatnie naprawdę ci się udały. A przerwanie w takim miejscu powinno byś karane dożywociem w Azkabanie:P Przepraszam że tak długo nic nie pisałem ale od około 2 tygodni nie miałem prawie wolnego czasu i nie zaglądałem na żadne blogi ponieważ musiałem przysiąść do nauki:(:(:( Oczekuję z niecierpliwością kolejnych rozdziałów.
Pozdrawiam, Ptaszek

Anonimowy pisze...

Czytam blog nd poczatku i nie moge sie doczekac tych nowych rozdzialow. Nie wiem co wymysliłaś na koniec ale napewno bedzie warte przeczytania. A co do uwagi o azkabanie w innym komentarzu to zgadzam sie calkowicie