czwartek, 16 lutego 2012

Rozdział 47: Po bitwie


Jasne promienie słoneczne wpadały przez uchylone okno do Skrzydała Szpitalnego. Sala Szpitalna została magicznie powiększona. Na ponad stu wyczarowanych pośpiesznie łóżkach leżeli ranni. Dookoła biegała czarnowłosa czarownica, uleczając po kilka pacjentów na raz. Tej niezwykle uzdolnionej wiedźmie pomagało dziesięciu Magów Światła i kilkunastu ludzi. Wszyscy mieli ręce pełne roboty.
- I co z nim? – zapytała Minerwa McGonagall jakąś uzdrowicielkę pochyloną nad jej dwudziesto letnim siostrzeńcem, który został ciężko raniony w czasie bitwy.
- Nie jest źle. Wyleczyłam mu już wszystkie obrażenia wewnętrzne, a ręka powoli się zrasta. Jednak musi tu zostać jeszcze kilka dni na obserwacji. Tak ciężkie, magiczne uszkodzenie kości potrzebuje cza… - nie dane było jej dokończyć. Do pomieszczenia wpadł poruszony profesor Snape. „Coś poważnego musiało się stać, skoro nie potrafi ukryć swych emocji, jak to robi zazwyczaj” – pomyślała sobie stara profesorka.
- Właśnie wracam z gabinetu dyrektora. Na ścianie wisi już jego portret. Albus zdradził mi miejsce ukrycia testamentu i kazał mi go jak najszybciej przeczytać w obecności wszystkich nauczycieli.
- Powiadomię kogo się da – odpowiedziała wicedyrektorka. – A ty mógłbyś w tym czasie trochę usprzątnąć pokój nauczycielki i zanieść tam dokument?
- Dobrze zgodził się i w pośpiesznie wyszedł.


Tymczasem Harry i Marco pomagali w przenoszeniu uczniów do już całkowicie naprawionego zamku. Dopiero po fakcie powiadomiono ich o tragedii. Wielu z nich straciło bliskich. Najbardziej dotknęło to Ślizgonów. Nikt nie zachowywał się już beztrosko, nie uśmiechał się. No, prawie. Wyjątek potwierdza regułę, a jak nietrudno się tego domyślić bliźniacy Dan i Danny jak zwykle tryskali entuzjazmem.
- No co tak szczerzycie zęby? – zapytał zirytowany abchin ich głupim zachowaniem.
- Cieszymy się, że wszyscy wyszliście cało z tej bitwy i nikt z naszych bliskich nie poległ – odpowiedział za nich obu Daniel.
- A właśnie, co teraz będziecie robić? W tym całym zamieszaniu upiekło się wam udawanie jednej osoby, ale w końcu ktoś sobie o was przypomni – zwrócił im uwagę Neville.
- Coś się wymyśli – odpowiedział z tajemniczym uśmieszkiem Denis.
- To już wszyscy – powiedział Marco, siadając obok nich przy stoliku. Wszyscy siedzieli na wielkim tarasie domu, gdzie mieszkali wcześniej uczniowie. Cieszyli się chwilą spokoju. Pół godziny wesoło rozmawiali na różne tematy, zapominając o otaczającym ich świecie. Jednak po jakimś czasie to wszystko zniszczył książę, mówiąc:
- Czas zbierać się chłopaki. Trzeba jeszcze wyjaśnić sprawy w Hogwarcie, a później muszę złapać radę w mieście.
- A co z tym domem zrobimy? – zapytał dhampir.
- Coś wam pokażę – powiedział Potter i zaprowadził ich przed budynek. Następnie wykonał dość skomplikowany ruch ręką i willa, która jeszcze przed chwilą stała przed nimi dosłownie zapadła się pod ziemię.
- Super, gdzie się tego nauczyłeś? – zapytał jeden z nocnych elfów.
- Zaawansowana magia mroku – mruknął nie bez dumy Harry.


***

- Mógłbyś zacząć wreszcie czytać? – zapytała profesor McGonagall Severusa Snape’a, który od kilku chwil z niedowierzeniem wpatrywał się w otwarty już testament profesora Dumbledore’a. W pomieszczeniu, przy podłużnym, drewnianym stole siedzieli już wszyscy nauczyciele, łącznie z Magami Światła. Nie było tylko Ivonne Snape.
- Ja, Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore, dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart przekazuję swoje stanowisko Minerwie McGonagall, a na wicedyrektora powołuję Severusa Snape’a – przeczytał czarnowłosy pierwszą część. Następna była już mniej oficjalna. – Drodzy przyjaciele! Opiekujcie się uczniami i mądrze zarządzajcie szkołą.  Teraz kiedy Voldermorta już nie ma istnienie Zakonu Feniksa jest zbędne, więc rozwiązuję go, jako jego głowa. Pamiętajcie jednak o ludziach, którzy poświęcili życie, walcząc o lepsze jutro – odczytał. W następnym akapicie Albus podzielił swój majątek. – Moje osobiste rzeczy zapisuję Minerwie McGonagall. Wyrzuć co nie potrzebne, a z reszty zrób dobry użytek. Mój prywatny zbiór książek przekazuję pani Pince, na użytek szkolnej biblioteki, a dom Severusowi Snape’owi. Natomiast całą zawartość moich trzech skrzynek w Gringocie (921, 922 i 934) przekazuję na cele charytatywne . Prosiłbym, abyście część pieniędzy, wedle własnego uznania przekazali na nagrody dla bohaterów wojennych, a także na odszkodowania dla rodzin poległych. Kochani! Pamiętajcie, że śmierć to zaledwie początek wędrówki  człowieka.  Nie opłakujcie mnie. Dużo lat żyłem na tym świecie. Pozdrawiam. Wasze Albus.
Gdy Snape skończył czytać, w pomieszczeniu zapanowała cisza. Przerwał ją jednak Hagrid siedzący w kącie.
- Cholibka, on wiedział, że umrze. Kiedy to napisał?
- Trzy i pół godziny przed bitwą – odpowiedział ponuro Severus. Właśnie ten moment wybrali czterej przyjaciele na pojawienie się. Stali tu niewidzialni od samego początku spotkania.
- Witajcie – powiedział Marco. – Przybyliśmy tutaj, aby wyjaśnić kilka spraw.
Wszyscy obecni popatrzyli na nich po części zdziwieniu nagłym pojawieniem się ich, a także obecnością dwóch bliźniaków, o których w chaosie bitwy całkowicie zapomniano. Wampir kontynuował:
- Teraz, kiedy jest już po bitwie mogę stąd odejść. Dlatego wypiszcie mnie z listy uczniów. Natomiast Dan i Danny – wskazał na uśmiechających się głupio jak zwykle blondynów – tu pozostaną, aby kontynuować naukę. Już jako dwie oddzielne osoby. I jeszcze chcę wyjaśnić kwestię Harry’ego Pottera. Na czas bitwy chłopak otrzymał od nas specjalną ochronę. W najbliższym czasie wróci do szkoły. Teraz przebywa w bezpiecznym miejscu z wyznaczonym opiekunem.
Potter, który był obecny w tym pomieszczeniu w postaci abchina uśmiechnął się w duchu do siebie. Jego przyjaciel wymyślił świetną wymówkę usprawiedliwiającą jego nieobecność. Dziwił się, że nikt wcześniej nie interesował się jego zniknięciem. Tymczasem książę kontynuował:
- Nasze oddziały właśnie opuszczają zamek. Myślę, że z resztą sami już sobie poradzicie. Dziękują za owocną współpracę – zwrócił się do Sophii, która skinęła głową w odpowiedzi.
- Jako nowa dyrektorka Hogwartu, chciałabym Wam podziękować za pomoc- odezwała się w końcu oszołomiona Minerwa.
- Drobiazg – odparł skromnie Marco. – A teraz lepiej zapomnijcie o istnieniu naszej organizacji. Żegnajcie – powiedział i wszyscy zniknęli.

Kochani, przepraszam za długość i jakość. Pisałam to między świętami w grudniu i nie mam siły tego poprawiać. Następny rozdział pojawi się już wkrótce. Dziękuję za komentarze i pozdrawiam :D

8 komentarze:

Anonimowy pisze...

jak zwykle fajne ale bardzo krotkie ;/

Anonimowy pisze...

Krótkie, bo jak nie raczyłaś zauważyć to jest 1/3 rozdziału. Na temat treści wypowiem się gdy zostanie opublikowany już cały rozdział:)
Ptaszek

kruszyna pisze...

Rozdział fajny ale krótki, już nie mogę się doczekać następnych częsci

Anonimowy pisze...

Krótki lecz fajny. Wiesz, ze nie moge uwierzyc, ze to opowiadanie istnieje juz od tak dawna! Kiedy wlasciwie zaczelas go pisac na Onecie?

Sanna Slytherin

Catherinne_ pisze...

11 listopada 2010 roku. A ostatni rozdział dokończę jutro - w sobotę. A tak w ogóle to napisałam go już gdzieś w połowie grudnia.
Pozdrawiam
Camilla Joanna Ladson (nie chce mi się przelogowywać)

Anonimowy pisze...

Aska kurde bo inaczej Ci nie powiem kocham Twojego bloga kocham to co piszesz kazde slowo ale stanowczo za rzadko ukazuja sie notki rozumiem ze masz duzo zajec ale zastanow sie co jest dla Ciebie najwazniejsze pisanie bloga czy jakis tekscikow do gry ;/ rob jak chcesz ale to nie jest fair po prostu opusc bloga jak go nie masz zamiaru prowadzic ;/ teskcnie za czestymi notkami

Anonimowy pisze...

Wiesz co? Dalas sobie nastepne miejsce, gdzie mozesz juz przerwac. Ale ja, Sanna Black Slytherin, w koncu wywrózylam, ze bedziesz kontynuowac. Tylko jedno pytanko: kiedy Marco kopnie w kalendarz?

Sanna B.S.

Catherinne_ pisze...

Sannuś, opowiadanie skończy się po 50 rozdziałach (I tom). Taka wróżbitka, jak Ty powinna to wiedzieć. Podasz nick z NWD?
Camilla Joanna Ladson (nie chce mi się przelogowywać)