poniedziałek, 20 lutego 2012

Rozdział 49: Zapomniany rytuał


Niespodzianka! Lubię Was zaskakiwać ;D Miłego czytania.

Marco teleportował się na wyznaczone miejsce równo o godzinie dziewiątej. Od razu rozejrzał się dookoła, szukając czegoś podejrzanego. Odetchnął z ulgą widząc, że znajduje się  na jasnej polanie, oświetlanej porannymi promieniami słonecznymi. Trochę go ode irytowały i lekko osłabiały. Takie słabe światło nie zabijało wampirów, jednak unikali go oni, ponieważ denerwowało ich.
Otaczał go gęsty, zielony las. Dzięki wyczulonym zmysłom słyszał śpiew ptaków i odgłosy zwierząt znajdujących się w pobliżu. Usiadł na trawie, w cieniu wysokiej sosny. Nie minęła minuta, gdy przed nim pojawiła się Sophia. Wspaniała królowa Magów Światła ubrała się na tą okazję w długą, szmaragdową suknię.
- Dzień dobry, pięknie wasza wysokość dziś wygląda – przywitał się.
- Witaj książę, dziękuję za komplement – powiedziała i uśmiechnęła się.
 – Dlaczego mnie tu wezwałaś? – przeszedł od razu do sedna.
- Co? Chyba coś się księciu pomyliło. To TY chciałeś się ze mną tu spotkać.
- Nie – zaprzeczył. – Przecież otrzymałem wyraźną wiadomość od waszej wysokości, że chcesz się spotkać w tym miejscu i pilnie porozmawiać.
 - Nie – upierała się. - To ty wysłałeś mi tą wiadomość.
- Chyba ktoś nam zrobił głupi dowcip. Tylko po co, akurat tutaj nas sprowadził?
- Nie mam pojęcia, ale się dowiem – odparła chłodno. – A teraz muszę wracać. Nie mam czasu na idiotyczne żarty, mam dziś dużo do zrobienia.
- Nie tak szybko – dobiegł ich znikąd męski głos. – Nigdzie stąd nie pójdziecie.
Nagle przed nimi pojawiła się prawie setka członków Srebrnego Zakonu. Ręce wszystkich były uniesione i skierowane prosto w nich. Jednocześnie w każdego z nich, niespodziewanie poleciało po czterdzieści promieni. Marco skupił się na teleportacji, ale o dziwo… nie mógł! Ktoś utrzymywał w tym miejscu niezwykle silną barierę antyteleportacyjną, której mimo olbrzymiego wysiłku nie zniszczył. Skupiając się na zlikwidowaniu jej nie zdążył zrobić uniku. Upadł, gdy zaklęcia dosięgły jego ciała. To samo działo się ze stojącą obok niego kobietą. Czary uderzyły z hukiem ich ciała, ale nie zabiły ich. Zamiast tego pozbawiły go całkowicie magii i zniwelowały wampirze umiejętności.
- Tak, jeszcze żyjesz – zapewnił go ktoś, a później idiotycznie zachichotał. – Nie zabijemy was, o nie – znowu ten upiorny chichot. – Zniszczymy DUSZE!!! – odezwał się do niego mężczyzna stojący z przodu. Mariusz był przerażony. „Jeśli zniszczą moją duszę, to po prostu mnie nie będzie” – myślał przerażony.
- Idioci, żadne zaklęcie nie ma tyle mocy, aby zniszczyć DUSZĘ – odezwała się nadal trzeźwo myśląca, mimo niebezpiecznej sytuacji Sophia.
- Masz rację biała wiedźmo – odezwała się znowu ta sama osoba. Oboje odetchnęli z ulgą. Jednak nie trwało to długo. Mężczyzna widocznie miał coś jeszcze do powiedzenia. – Ale istnieje taki rytuał, mogący to uczynić!
- Wy chyba… Nie chcecie odprawić rytuału Ab – Didus*? – zapytała przerażona nie na żarty.
- Dokładnie to właśnie chcemy zrobić – odparł bez ogródek przywódca grupy oprawców i bez wahania przeciął jej sztyletem ramię, a następnie przyłożył do niego czarkę. Szkarłatna krew zaczęła spływać do naczynia.
-  Ale to nielegalne! Zakazano tego już na początku średniowiecza! Od stuleci nikt nie odważył się tego odprawić. Nikt nie wie, jakie jest jego dokładne działanie, które opisano w księdze Quercus’a**!
- Milcz, głupia kobieto! – krzyknął zirytowany, a ktoś natychmiast uciszył ją za pomocą jednego, prostego gestu dłoni. Tymczasem przewodniczący rytuału pobrał też krew od oszołomionego Marco. Wampir nie mógł się ruszyć nawet o minimetr, co go niezmiernie irytowało. Kilkakrotnie próbował się skontaktować telepatycznie z przyjaciółmi, ale nie udało mu się.
Następnie przywódca Srebrnego Zakonu dodał krew do kociołka z jakimś potężnym, antycznym eliksirem.
- Dlaczego nie zostawicie nas w spokoju? Co my wam takiego złego zrobiliśmy? – zapytał książę w akcie desperacji.
- Zniszczyliście podczas bitwy o Hogwart prawie całą naszą organizację. A teraz my odpłacamy pięknym za niedobre – mruknął zadowolony z żartu, który wcale nie był zabawny. – Nasi ludzie podszyją się pod was i zniszczą wasze bractwa od środka.
Mariusz żałował, że o to zapytał. Wolałby nadal tkwić w błogiej nieświadomości.
Przewodniczący zaczął rozlewać przygotowaną miksturę, tworząc krąg dookoła nich. Następnie wszyscy „srebrni” odsunęli się na kilka metrów, a mistrz Srebrnego Zakonu zaczął wypowiadać starożytną inkantację. Po chwili skończył. Jednak nic się nie stało. Zbliżyli się do kręgu i to było ich błędem.
- Dlaczego to… - zaczął, ale nigdy już tego nie dokończył. Ze środka kręgu wybuchło niesamowite, fioletowe światło. Pochłonęło i roztrzaskało ono wszystkie dusze w promieniu pół kilometra. Zniszczyło je na drobne kawałeczki i rozrzuciło po cały wszechświecie. Ponad sto ciał leżało na polanie, gdy ciemne chmury przysłoniły słońce.

***

Harry Potter nie zdając sobie sprawy z okropnych rzeczy, które właśnie się wydarzyły, szedł sobie spokojnie korytarzami Hogwartu. Z bliżej nieokreślonych przyczyn tajne przejście do Pokoju Wspólnego Ślingonów samo się przed nim otworzyło. Tak jak się spodziewał – nie zastał tu nikogo. Wszyscy uczniowie byli chyba na lekcjach. Wszedł po schodach i bez wahania otworzył drzwi dormitorium szóstoklasistów. Zdziwiony zauważył na podłodze białowłosego mężczyznę. Wystarczyło jedno zaklęcie, aby dowiedzieć się, że to Draco Malfoy. Jednak wiedział, że coś z nim nie tak. Rzucił szybkie, ale dokładne zaklęcie diagnozujące. Bardzo zdziwiły go jego wyniki. Draco zażył eliksir Białej Śmierci, który wywoływał u ofiary trwającą pięć dni śpiączkę, w czasie której śniły się najgorsze koszmary. A później z tego wszystkiego uwalniała śmiałka śmierć.
- Coś dziwnego neutralizuje ten eliksir. Jakby jego ciało przechodziło przemianę – zastanawiał się na głos. Nagle zauważył na ścianie kalendarz, a w nim zaznaczoną na czerwono datę 28 października – urodziny. Harry’ego olśniło. Wykonał jeszcze jedno, tym razem bardzo skomplikowane, ale niesamowicie dokładne zaklęcie dokładnie sprawdzające organizm. I już wiedział wszystko.
Malfoy jakiś czas temu zażył śmiertelny eliksir, lecz tuż przed śmiercią jego ciało zaczęło przechodzić przemianę. Mikstura wywołująca śpiączkę uchroniła go przed strasznym, niekiedy zabijającym organizm bólem. Draco pomyślnie przeszedł przemianę w abchina. Jednak był tym tak wykończony, że w każdej chwili mógł umrzeć. Mimo, że Harry nienawidził zadufanego w sobie arystokraty, postanowił mu pomóc. W kilka minut za pomogą magii mroku zregenerował jego organizm.
- I co ja z tobą zrobię? – zadał retoryczne pytanie.

*Ab – Didus – (łac.) ukryty, skryty, zapomniany, pradawny
** Quercus – (łac.) dąb

0 komentarze: