Do końca szkolenia zostały im już tylko trzy dni. Ten czas
wykorzystali w większości na wymienianie się swoimi doświadczeniami,
przeżyciami i wspomnieniami. Harry zaprzyjaźnił się z Nevillem, a także
zakumplował z Godrykiem. Sara i Gammos byli nadal lakoniczni i raczej
przesiadywali w bibliotece.
Potter nigdy przed szkoleniem nie myślał za bardzo o
Neville'u. Postrzegał go, jako trochę niezdarnego chłopaka, którego wychowała
surowa babcia. Jednak pod tą powłoką niezdary kryła się bardzo inteligentna i
spostrzegawcza osoba. Podczas szkolenia pozbył się swoich lęków i wad. Stał się
naprawdę świetnym towarzyszem. Nawet nauczył się latać na miotle i dobrze grać
w Quidditcha, dzięki pomocy Wybrańca. Teraz był pomysłowy i dowcipny. Nie
zmieniły się w nim właściwie dwie rzeczy: miłość do zielarstwa i pewnej
paskudnej ropuchy o imieniu Teodora.
Dziś Godryk opowiadał im o tym, jak mają godnie
reprezentować Magów Mroku. Nie mogli nigdzie pojawiać się bez maski. Nawet
członkowie innych klanów nie powinni znać ich tożsamości. Zawsze powinni
zachowywać się kulturalnie. Harry dowiedział się, że podczas Inicjacji każdy
członek Bractwa Mroku otrzymuje pierścień, którego nigdy nie wolno mu zdejmować
i którego nie da się zamaskować. U każdego podobno wyglądał on trochę inaczej.
Jednak wszystkie miały wspólne cechy: każdy wykonany był z diamentu i posiadał
duże oczko ze szlachetnego kamienia (każdy klan miał inny), a także misterne
zdobienia.
Potter do tej pory nie zastanawiał się nad bardzo istotną
sprawą, a mianowicie wyglądem. Wcześniej jakoś wyleciało mu to z głowy.
Przecież jego rasa - Abchini nie mogli się zmieniać! Sam próbował to zrobić
silną Magią Mroku - bezskutecznie. Wiedział, że jedynym wyjściem z sytuacji
jest użycie mugolskich sposobów.
Często rozmyślał też o tym, co będzie robił po szkoleniu.
Uzgodnili z Neville'm, że obaj skończą szkołę, będą się dobrze uczyć, może (lub
na pewno) trochę (lub bardzo) denerwować nauczycieli (dla rozrywki oczywiście ;
D). Harry miał zamiar pokonać Voldemorta - zemścić się za śmierć bliskich. Po
ukończeniu Hogwartu i pokonaniu czarnoksiężnika Potter zaplanował sobie, że
zamieszka w Mrocznym Mieście. Jeszcze nie wybrał sobie zawodu - miał na to
czas.
Tego wieczoru Harry grał razem z Sarą w szachy. Była to
jedna z niewielu dziedzin, z którą sobie kompletnie nie radził. Ta gra go
zbytnio nie interesowała, chodź lubił oglądać starcia Gammosa i Godryka.
- Szach Mat - powiedziała z satysfakcją fioletowłosa po
piętnastu minutach gry.
- Znowu - krzyknął pokonany z melancholią. - Nie gram, mam już
dość.
- Kiedyś się nauczysz - pocieszył go Gammos.
- Kiedyś - powtórzył Wybraniec.
- Mogę cię nauczyć.
***
Nareszcie nadszedł koniec szkolenia. Dziś mieli opuścić
Zamek Szkoleń. Wiele osób odetchnęło z ulgą i cieszyło się jego zakończeniem.
Jednak były też takie, które wolałyby zostać. Właśnie takie dwie osoby w tej
chwili razem ze swoimi byłymi nauczycielami opuszczali swoją kwaterę. Sara
zaprowadziła ich przed zamek. Harry w masce i stroju Mrocznego Maga podszedł do
czekającego na niego Addy’ego Henka. Ten nie zwrócił na niego uwagi i nadal
wypatrywał kogoś w tłumie. Rozbawiony Potter zwrócił się do niego:
- To ja, Harry.
- CO?
- To ja. Ten chłopak, na którego miałeś czekać - spokojnie
wytłumaczył mu.
- Och, wybacz. Strasznie się zmieniłeś. Poza tym jesteś
zamaskowany. Nono no, muszę ci pogratulować, Mag Mroku, na pewno się tego nie
spodziewałem.
- Nie dziwię ci się. Ja sam bym siebie nie poznał. Jest
godzina?
- Punkt jedenasta. O osiemnastej inicjacja - przypominam.
Przed nią nie wolno ci opuścić Mrocznego Miasta. Zapraszam do siebie. Zjesz
obiad, porozmawiamy, a następnie przygotuję cię do inicjacji i zaprowadzę na
miejsce uroczystości - zaproponował.
- Dobrze. Z chęcią coś przegryzę - zgodził się.
***
Obiad minął im w przyjemnej atmosferze. Harry opowiadał
swojemu gospodarzowi o przebiegu szkolenia. Oczywiście pominął wszystkie
szczegóły związane z jego klanem. Właśnie kończyli pić herbatę, gdy ktoś
zapukał do drzwi. Henk zaskoczony otworzył je - nie spodziewał się dziś, bowiem
żadnych gości. Wprowadził do salonu uśmiechniętych bliźniaków.
- Hej Harry - przywitali się. - Jak po szkoleniu? - Zapytali
i bez zaproszenia rozsiedli się wygodnie na kanapie.
- Dobrze.
- A może tak przywitalibyście się z gospodarzem - zapytał
trochę wkurzony Henk.
- Siemka Addy - powiedział Dan. - Od kiedy w tym domu nie
jesteśmy mile widziani?
- Dobrze wiecie, o co mi chodzi - trochę szacunku starszym
się należy. Takich jak wy nawet czteroletnie szkolenie nie zmienia - westchnął.
- A propo. Wasi rodzice już dowiedzieli się o eliksirze?
- A TY skąd o tym wiesz? - Spytał podejrzliwie Danny.
- Znam was na wylot chłopcy.
Harry przysłuchując się ich rozmowie doszedł do wniosku, że
chyba większość mieszkańców miasta zna bliźniaków. Nie dziwił się temu -
wiedział, do czego byli zdolni. Dorośli uważali, że ciągle wtykają nocy w
nieswoje sprawy i mieli rację.
- Spotkałeś już Violle? - Zwrócił się gospodarz do Abchina -
wyczarowując nowe herbaty i talerzyk ciastek.
- Nie - odparł. Już niemal zupełnie zapomniał o rosceuxie
spotkanym przed szkoleniem.
- Szkoda - mruknął wampir.
- Kto to Violle - zaciekawił się Dan.
- To dziewczyna? Czemu my nic o niej nie wiemy - zapytał
Danny.
- To rosceux, który chciał zostać moją własnością.
- Ale ci dobrze.
- Zazdroszczę ci - wyrazili swoje opinie bliźniacy.
***
W Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa...
- Albusie! Nigdzie go nie ma! Jakby zapadł się pod ziemię!
Wszyscy członkowie go poszukują.
- Severusie?
- Czarny Pan też go szuka. Na razie jeszcze go nie znalazł -
powiedział zimnym głosem czarnowłosy mężczyzna.
W salonie siedziała trójka czarodziejów: załamany wilkołak,
spokojny szpieg i siwowłosy staruszek. Harry Potter uciekł z kwatery i już od
jakiegoś czasu go szukali - bezskutecznie.
- Severusie, pomóż nam! Jesteś wykwalifikowanym szpiegiem.
- Nie będę niańczył tego bachora. Nie ma go - jeden kłopot
mniej.
- A jak mu się coś stanie?
- On mnie nie obchodzi. Ten nieznośny chłopak zawsze pakuje
się w kłopoty - zupełnie jak jego ojciec.
Dumbledore zirytował się.
- Severusie! Jego ojciec uratował ci życie. Czy dlatego tak
go nienawidzisz?
- Och dobrze Albusie, pomogę wam. Tylko nie dyskutujmy już o
Jamesie i mnie. Pomyślmy... Gdybym miał 16 lat i chciał stąd uciec, co bym
zrobił?
- Użył peleryny niewidki! - Wtrącił Remus.
- Tak a później...
- Już wiem! - Krzyknął dyrektor. - Na pewno znowu użył
Błędnego Rycerza! Na pewno w ten sposób się nam wymknął.
- Musimy to sprawdzić.
Rozdział 20: Zakończenie szkolenia