czwartek, 12 stycznia 2012

Rozdział 1: Wakacyjne przemyślenia

Był ciepły, lipcowy dzień. Lekki wietrzyk leniwie powiewał liśćmi drzew rosnących w parku przy Privet Drive. Na niebie nie znajdowała się ani jedna chmurka, a słońce mocno ogrzewało i tak już utkniętą trawę. Tegoroczne, wysokie temperatury mocno dały się we znaki mieszkańcom tejże uliczki. Wszystkie swoje wolne popołudnia spędzali w zadbanych domach z całodobową klimatyzacją i ani im się nie śniło nosa wystawiać na dwór bez wyraźnej potrzeby. Dorośli zajadali się deserami lodowymi, oglądając telewizję w salonie, a dzieci ratowały świat w swych ulubionych grach komputerowych.

Jedyną osobą, która odważyła się tego dnia wyjść z domu był zielonooki młodzieniec. Jemu upał nie przeszkadzał, nawet nie zwracał na niego uwagi. Usiadł na ławce pod wielkim dębem. Patrzył przed siebie, ale nie widział nic. Siedział tu, ale nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Myślał tylko o jednym - swoim marnym życiu, którego tak nienawidził. Miał już dość wszystkiego, ale nie płakał - brakowało mu na to siły. Z pobliskich krzaków dobiegł go odgłos łamanych gałęzi. Nawet nie popatrzył w tamtą stronę. Bez tego wiedział, kto się tam znajduje. Od powrotu ze szkoły cały czas jakiś członek Zakonu Feniksa go pilnował, aby nic mu się nie stało.
Nastolatka załamała śmierć ojca chrzestnego - Syriusza Blacka, z którym za niedługo miał znowu zamieszkać. Tak niewiele brakowało, aby go uniewinnić - Dumbledore miał już prawie wszystkie dowody potrzebne do wygrania procesu.
Zaledwie kilka tygodni temu Harry nie uszanował prywatności swojego nauczyciela oklumencji - Severusa Snape'a, który za to od razu wywalił go z zajęć.

Wybraniec nie opanował tej sztuki, dzięki czemu Lord Voldemort włamał się do jego umysłu i wysłał fałszywe obrazy. Potter z przyjaciółmi dali się wciągnąć w pułapkę, włamując się do ministerstwa. Na szczęście w porę pomogli im członkowie zakonu. Jednak podczas walki zakonu ze śmierciożercami Bellatriks Lestrange zabiła Syriusza, pozbawiając Harry'ego ostatniej, czarodziejskiej rodziny. Teraz chłopak prócz znienawidzonych mugolskich krewnych nie miał już nikogo na tym świecie. Czuł się samotny. Wszyscy byli dla niego mili, ponieważ liczyli na to, że to on pokona Największego w Historii Czarnoksiężnika. On nie potrafił tego sobie nawet wyobrazić. Nie udał mu się nawet prosty Cruciatus, a co dopiero śmiertelna Avada Kadavra! Źle się czuł wiedząc, że pewnego dnia zawiedzie cały świat. W końcu miał prawie szesnaście lat, a oni spodziewali się po nim cudu!
Zirytowany wstał i zaczął przechadzać się wysypanymi żwirem alejkami. Nie miał siły już myśleć. Marzył, aby zasnąć i już się nie obudzić. W jego zielonych jak śmiercionośne zaklęcie oczach wnikliwy obserwator mógł dostrzec znudzenie, smutek i wściekłość. Te uczucia już zbyt długo tłumił w sobie. Szybki, długi marsz na takim upale pozwolił mu się uspokoić. Na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek, gdy usłyszał głośne sapanie Tonks, która teraz już ledwo stała na nogach. Nie miała takiej kondycji jak chłopak i strasznie się zmęczyła.

Nastolatek właśnie uświadomił sobie, że zrobił ogromne koło po parku i znowu stoi w punkcie wyjściowym. Dopiero teraz poczuł narastające już od dłuższego czasu pragnienie. Chcąc nie chcąc musiał wrócić do domu ciotki. Mając nadzieję, że wszyscy nadal siedzą w salonie wszedł do domu kuchennymi drzwiami. Niestety przy stole siedziała ciotka, przygotowująca posiłek dla Vernona.
- Gdzieś ty się włóczył na takim upale? - Zapytała, obrzucając go karcącym spojrzeniem. - Jesteś cały spocony. Idź na górę i się przebierz.
- Dobrze cioci, wezmę tylko trochę wody - odpowiedział grzecznie. Od jakiegoś czasu ich stosunki trochę się poprawiły. Lecz wuj nadal uważał go za śmiecia, a Dudley unikał jak ognia. Harry nareszcie zaspokoił swoje pragnienie i pobiegł po schodach na górę, do swojego pokoju.
O ile to tylko możliwe pokuj był jeszcze bardziej zagracony niż w ciągu kilku poprzednich wakacji. Na podłodze leżały zmieszane ze sobą czyste i brudne ubrania, książki, pergaminy i pióra. Westchnął tylko i zaczął to sprzątać nie mając nic ciekawszego do roboty. Postanowił właśnie, że weźmie się w garść. Miał nadzieję, że w końcu ktoś po niego przybędzie i zabierze go stąd. Chciał tylko, aby nie był to profesor Dumbledore. Nie miał ochoty go widzieć, po tym jak dowiedział się, że całe życie go okłamywał.

Następnego dnia Dursley'owie pojechali na zakupy do jakiegoś ogromnego centrum handlowego. Harry miał cały dom dla siebie. Poszedł do salonu. Rozłożył się wygodnie na ulubionej kanapie ciotki Petunii i zaczął polerować swoją miotłę - Błyskawicę. Koło dziesiątej poszedł do pokoju Dudleya. Wybraniec znał miejsce, gdzie kuzyn trzymał starannie ukrywane przed matką słodycze. Potter wiedział, że nie poskarży na niego, więc skorzystał z okazji i zabrał czekoladę i kilka batonów. Zadowolony schował je do kieszeni i poszedł do swojego pokoju dokończyć sprzątanie.
Po południu rodzinka wróciła do domu. Harry szybko wymknął się, aby ciotka nie zdążyła zadać mu jakichś prac do zrobienia. Znowu krążył w zadumie po parku, jednak dziś miał dużo lepszy humor. Starał się zapomnieć o wszystkim, wsłuchując się w śpiew ptaków. Usiadł na ziemi pod rozłożystą lipą i przymknął oczy. Zasnął.
Obudziło go zimno. Zdziwiony zobaczył, że pada deszcz, a on leży w błocie cały mokry. "Nareszcie" - pomyślał sobie. Dzisiaj po raz pierwszy od wielu dni pogoda się zmieniła. Chłopak wstał szybko i pobiegł w kierunku domu.
Przebrany w suche ubrania pół godziny później wrzucił swoje ostatnie rzeczy do kufra. Po awanturze, jaką zrobił wuj Vernon, gdy zostawił ociekające wodą buty w korytarzu, Harry miał już dość wujostwa. Obiecał sobie, że jeśli szybko ktoś nie zabierze go z tego domu to sam ucieknie.
Nadszedł kolejny, letni dzień. Po śniadaniu Potter poszedł do swojego pokoju. Dzisiaj nie mógł włóczyć się po parku, ponieważ znowu padał deszcz. Właśnie zastanawiał się, co robić, gdy do jego pokoju przez uchylone okno wleciała sowa z najnowszym Prorokiem Codziennym. "Przecież ja tego nie prenumeruję" - pomyślał sobie. - "Kto mi go przysłał?" Okazało się, że zrobiła to Hermiona, która dołączyła też kartkę:

Harry,
Koniecznie musisz to przeczytać. Mam nadzieję, że artykuł na pierwszej stronie poprawi Ci nastrój. Wysłałam Ci tę gazetę, bo wiem, że jej nie kupujesz.
Pozdrawiam,
Hermiona


Chłopak z westchnieniem wziął do ręki znienawidzonego szmatławca. Na okładce dostrzegł buntowniczą twarz Syriusza i aż się uśmiechnął widząc słowa:

SYRIUSZ BLACK UNIEWINNIONY!
Jak donosi specjalna korespondentka Proroka Codziennego, Claryssa McBlume, Wizengamot, podczas specjalnego procesu śledczego, powołanego na prośbę zdobywcy Orderu Merlina I klasy, Albusa Dumbledore'a oczyścił uważanego za mordercę Syriusza Blacka ze wszystkich zarzutów, a na dodatek przyznał mu pośmiertny Order Walecznych. Więcej o procesie na stronie 2, a jego prawdziwy życiorys napisany przy pomocy jego przyjaciela, Remusa Lupina na stronie 8.


I rzeczywiście po przeczytaniu tego Harry'emu zrobiło się lżej na sercu. Wiedział, że ojciec chrzestny zasłużył na to. Szkoda tylko, że stało się to już po jego śmierci.
W życiorysie opisano jego życie dość dokładnie: od czasów szkolnych po ukrywanie się przed ministerstwem. Pominięto tylko fakty, że był animagiem i ojcem chrzestnym Chłopca - Który - Przeżył.
Zadowolony nastolatek podszedł do swojego kufra. Zaczął w nim grzebać szukając pióra i pergaminu, aby napisać odpowiedź do przyjaciółki.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Cześć rozdział super cieszę się znowu wróciłaś do tego opowiadania, bo jest ono jednym z lepszych jakie czytałam zz nie cierpliwością czekam na następny rozdział:)

Anonimowy pisze...

Potwierdzam powyższą opinię. Również uważam że piszesz dobrze i bardzo dobrze. A że trochę już opowiadań polskich i anglojęzycznych przeczytałem to wiem co mówię:)
Cieszę się że mimo przeciwności nie porzuciłaś tego bloga i uzyskałaś zgodę od Rowling na jego publikację:)
Pozdrawiam i oczekuje kolejnych rozdziałów:)

Anonimowy pisze...

Zgadzam sie z powyzszymi. Trzeba bylo tylko spytac wujka Gugla o Rowling, btw ;)

Sanna S.